„Dla ciebie jestem nikim i nie muszę cię słuchać!” – znowu cisnęła na mnie córka mojego męża.
Minęło pięć lat, odkąd wyszłam za Jarosława i zamieszkałam z nim w małym miasteczku pod Wrocławiem. Od tamtej pory moje życie to nieustanna walka o spokój w domu. Jarosław ma córkę z poprzedniego małżeństwa, czternastoletnią Kornelię, z którą często się widuje i wspiera finansowo. Nigdy nie sprzeciwiałam się ich relacji – wręcz przeciwnie, z jego byłą żoną, Kingą, łączy nas ciepła, niemal przyjacielska więź. Ale Kornelia, przez swój bunt nastolatki, stała się moją próbą ogniową, a jej słowa „jesteś dla mnie nikim” bolą jak nóż za każdym razem, gdy je słyszę.
Kinga to rozsądna kobieta. Gdy chce, aby Kornelia do nas przyjechała, zawsze dzwoni wcześniej i pyta, czy nam pasuje. Czasem po prostu rozmawiamy przez telefon jak dobre znajome. Nie ma do Jarosława urazy – po rozwodzie zostawił jej mieszkanie kupione w trakcie małżeństwa, a swoją część przepisał na Kornelię. Mieszkamy z Jarosławem i naszym dwuletnim synkiem, Kacperkiem, w moim dwupokojowym mieszkaniu. Jarosław utrzymuje nas, a ja jestem na macierzyńskim, poświęcając czas maluchowi. Ale kiedy pojawia się Kornelia, w domu zaczyna się chaos, którego już nie potrafię znosić.
Ostatnio Kornelia zaczęła mieć typowe problemy nastolatki. Kinga wyszła ponownie za mąż, a jej nowy mąż, Marek, wprowadził się do nich. Na początku Kornelia była zadowolona, ale niedługo zaczęła się buntować. Gdy Marek prosił, by posprzątała po sobie, odpowiadała: „Nie jesteś moim ojcem, nie rozkazuj mi!”. Choć Marek starał się nawiązać z nią relację, obdarowywał prezentami, był cierpliwy, Kornelia go odrzucała. Zmieniła się w osobę zupełnie nie do opanowania – nie myje naczyń, nie wynosi śmieci, na każdą prośbę odpowiada opryskliwie. Podczas kolejnej kłótni powiedziała Markowi: „To mieszkanie mamy, ty tu nie decydujesz!”. Gdy Jarosław się o tym dowiedział, wpadł w furię – przecież to on wynajmuje swoje mieszkanie, a z tych pieniędzy utrzymują się oni wszyscy. Kinga skarciła Kornelię, a ta, zalana łzami, zadzwoniła do ojca, błagając, by zabrał ją do nas.
Nie sprzeciwiłam się. Kacper śpi w naszym pokoju, a w salonie mamy rozkładaną kanapę na takie okazje. Zadzwoniłam do Kingi, by upewnić się, co o tym myśli. Zgodziła się, ale ostrzegła: „Jeśli Kornelia będzie niegrzeczna, natychmiast do mnie dzwoń”. Kornelia przyjechała przygnębiona, ale gwałtownie się rozgościła i zaczęła robić, co jej się żywnie podoba. Ignorowała moje prośby, na każdą uwagę reagowała nadąsaniem. Naczynia zostawiała brudne, łóżka nie ścieliła, rzeczy rozrzucała po całym pokoju, a sama godzinami gadała przez telefon z koleżankami. Czułam, jak w środku narasta we mnie gniew, ale dla Jarosława starałam się go powstrzymywać.
W końcu nie wytrzymałam i poprosiłam męża, by porozmawiał z córką. „Ona mnie w ogóle nie słucha” – powiedziałam. Jarosław próbował, ale Kornelia tylko machnęła ręką. Gdy ponownie poprosiłam ją o posprzątanie ze stołu, wybuchnęła: „Dla ciebie jestem nikim i nie muszę cię słuchać!”. Serce ścisnęło mi się z bólu. Ledwo powstrzymałam łzy i odpowiedziałam: „Jestem żoną twojego ojca i panią tego mieszkania. Jesteś tu tylko dlatego, iż ja na to pozwoliłam. Nie odzywaj się do mnie w ten sposób!”. Kornelia wybiegła z kuchni, trzaskając drzwiami. Nic się nie zmieniło – dalej zachowywała się, jakbym była powietrzem.
Po naradzie z Jarosławem zadzwoniłam do Kingi. „Myślałam, iż choć ojca posłucha” – westchnęła Kinga. „Przywoźcie ją z powrotem. Macie już i tak pełne ręce roboty z Kacprem”. Jarosław oznajmił Kornelii, iż odwozi ją do matki. W milczeniu spakowała swoje rzeczy, a potem rzuciła się do telefonu, by zadzwonić do babci, skarżąc się, iż „wszyscy ją od siebie odpędzają”. Ale moja teściowa, Wiesława, nie stanęła po jej stronie. Jak później opowiedziała Kinga, Kornelia liczyła, iż babcia ją przygarnie, ale ta niedawno ułożyła sobie życie i nie ma ochoty zajmować się wnuczką. Teraz Kornelia ma karę – wykonuje domowe obowiązki według ściśle ustalonego harmonogramu.
Kinga mnie rozumie i jesteśmy w zgodzie. Ale teściowa tylko dolewa oliwy do ognia. „Biedna Kornelka! Wszyscy ją porzucili! Tatuś ma nową żonę, mama nowego męża, nikt nie troszczy się o dziecko!” – lamentowała. Nie wytrzymałam: „Oczywiście, zwłaszcza babcia, której własne życie jest ważniejsze od wnuczki”. Wiesława rzuciła słuchawką, ale już mnie to nie obchodzi. Najważniejsze, iż Jarosław i Kinga stoją po mojej stronie. Kornelia choćby zadzwoniła wczoraj, przeprosiła, obiecała się poprawić. Ale ból po jej słowach nie mija. Starałam się być dla niej jak matka, traktowałam ją jak własną córkę, a ona raz za razem mnie odtrąca. Serce mi pęka – pragnę zgody w rodzinie, ale nie wiem, jak dotrzeć do Kornelii. Gdyby znowu rzuciła mi „jesteś dla mnie nikim”, nie wiem, czy zdołałabym się powstrzymać…