Nie kupuję dziecku prezentów na urodziny. Nie jestem skąpa – chodzi o coś innego

mamadu.pl 22 godzin temu
Nie kupuję mojemu dziecku prezentów na urodziny. Nie dlatego, iż mnie nie stać, ani nie dlatego, iż jestem przeciwna zabawkom. Po prostu wierzę, iż najlepsze, co mogę mu dać, to mój czas – prawdziwy, uważny, niepodzielony między telefon, gotowanie i życie w biegu.


Zamiast paczki – obecność


W dniu jego urodzin nie ma wielkiego pudła z kokardą. Jest dłuższe śniadanie, wspólne pieczenie tortu, rozmowy bez pośpiechu i śmiech, który nie kończy się na "już musimy iść".

Czas to dziś towar deficytowy. Większość dzieci dostaje go mniej niż nowych gadżetów. A przecież to właśnie nasze "tu i teraz" zapamiętają, a nie to, ile wydaliśmy w sklepie z zabawkami.

Wiem, co go naprawdę cieszy


To nie są rzeczy. To momenty, w których widzi, iż naprawdę jestem. Gdy biegniemy razem w deszczu, robimy bazy z koców, czytamy jedną książkę dziesięć razy pod rząd. Gdy mówię "niech pranie poczeka, opowiedz mi jeszcze o tym śnie".

Dziecko rozpoznaje autentyczność. I wie, kiedy dajesz mu czas z miłości, a kiedy tylko odhaczasz "bycie razem".

Nie chcę leczyć prezentami swojej nieobecności


Znam doskonale ten mechanizm. Wyrzuty sumienia, iż znowu nie było mnie wieczorem, więc kompensuję grą, klockiem, konsolą.

Ale dzieci nie zapominają nieobecności tylko dlatego, iż dostały coś nowego. Uczą się za to, iż miłość można zastąpić przedmiotem. A ja nie chcę, żeby mój syn myślał, iż na relację wystarczy paragon.

Czas nie starzeje się jak zabawki


Pamiętam, jak kiedyś mój syn zapytał mnie: "Mamo, pamiętasz, jak bawiliśmy się w dinozaury pod stołem?". Nie zapytał o żadną zabawkę, którą dostał. Nie wymienił zestawu Lego, który wtedy mu kupiłam – mimo iż kosztował mnie ćwierć wypłaty.

Zapamiętał moment. To mnie naprawdę uderzyło. My chcemy "dać coś wyjątkowego", a


wyjątkowe dla dziecka jest to, iż mieliśmy dla niego czas, cierpliwość, uśmiech. I siebie – na 100 proc., nie na marginesie dnia.

Gdy kiedyś mnie zabraknie – nie zostaną mu przedmioty


Zostaną wspomnienia. Te z kuchni, z lasu, z podróży pociągiem, gdy śpiewaliśmy na cały głos przy otwartym oknie. I chcę, żeby wiedział, iż jego mama była – nie tylko fizycznie, ale emocjonalnie, naprawdę. Że nie oddała go "na chwilę" telefonowi, pracy, presji świata. Że była z nim w pełni. To jest mój prezent.

To trudne, gdy świat mówi: "Zrób przyjęcie, wynajmij salę, zamów tort z bohaterem bajki, pokaż, iż kochasz". Ale ja nie muszę niczego udowadniać. Ani jemu, ani sobie, ani światu.

Miłość nie krzyczy z opakowania. Ona siedzi cicho obok, trzyma za rękę i mówi: "Jestem tylko dla ciebie".

Idź do oryginalnego materiału