Nie ma nic piękniejszego niż miłość w towarzystwie – jak samotność nie maluje życia

twojacena.pl 1 godzina temu

14 marca 2024
Drogi pamiętniku,

Wczoraj, po powrocie ze sklepu w Żninach, spotkałem się z Zbigniewem. Ania, przyjdź dziś do klubu, mam z tobą istotną sprawę rzucił pobieżnie, po czym pospieszył w stronę rogu. Spojrzałem za siebie, ale już zniknął w cieniu kamienicy.

Zastanawiałem się, dlaczego Zbigniew zawsze patrzy na Anię tak poważnie. Może dlatego, iż jest o sześć lat starszy? Myślę o tym, idąc wąską wiejską ścieżką do domu. Ania obiecała przyjść do klubu wieczorem, choć nie wiedziałem, o jaką rozmowę chodzi. W okolicy wszyscy wiedzieli, iż Weronika kręci się przy Zbigniewie, nie pozwalając innym dziewczynom się zbliżyć. Weronika zawsze obstawiała go jak strażnik przy bramie, a Ania widziała, jak Zbigniew unika jej zaproszeń do tańca.

Weroniko, zostaw go w spokoju słyszałem, jak Ania stara się nie reagować, ale Weronika jedynie się śmiała. Nie uciekniesz, zakochasz się i wyjdziesz za mnie, tak czy inaczej będziesz mój nuciła, a Ania mruknęła, iż gdyby chłopak tak mówił jej, odwróciłaby się o dziesiąty metr.

Ania przygotowywała się dokładnie, serce biło szybciej niż zwykle. Miała dziewiętnaście lat, przed nią całe życie, marzyła o małżeństwie z dobrym i łagodnym mężczyzną oraz o dwóch dzieciach. Zbigniew jest miły, choć starszy, ale jego spojrzenie przynosi mi dreszcz myślała, patrząc w lustro w nowej sukni, która jej bardzo pasowała. Zbigniew już trzykrotnie odprowadził ją do domu, zawsze zachowując się skromnie, nie chwytając za rękę, w przeciwieństwie do niektórych chłopaków, co od razu chcą przytulić i rozpiąć ramiona.

W klubie było już tłoczno. Gdy Ania weszła, od razu spotkała wzrok Zbigniewa, który wyczekiwał jej przybycia i ruszył w jej stronę. Szukała Weroniki, ale nie zobaczyła jej pewnie pojawi się później. Cześć, Aniu przywitał się Zbigniew, prowadząc ją na środki sali. Tańczyli pod piosenkę Moja jasna gwiazdka. Ania ledwo zdążyła obejrzeć się wokół, kiedy już wirowała w ramionach Zbigniewa, który jak zwykle był poważny, ale od czasu do czasu pojawiał się uśmiech. Jego bliskość ją podniecała; mocno trzymał ją za talię. Po chwili dołączyła Weronika, rzucając surowe spojrzenie na parę, a Zbigniew nieustannie zapraszał Anię do kolejnych tańców.

Gdy muzyka wciąż grała, Zbigniew wyszeptał: Ania, chodźmy na spacer. Chodźmy zgodziła się, i oboje wymknęli się z klubu, zostawiając Weronikę w tańcu.

Na dworze, poza wsią, panował spokój; słychać było jedynie ćwierkanie świerszczy, a od rzeki niósł się chłodny podmuch. W niektórych miejscach unosił się lekki płaszcz mgły, a zapach rozchodzących się łąk wypełniał powietrze. Zbigniew zatrzymał się i powiedział: Ania, nie będę dłużej krążyć wokół wyjdziesz za mnie za mąż?. Stałem przy nich, obserwując, jak Ania nagle się zatrzymała, nie spodziewając się takiego wyznania.

Dlaczego tak cicho? zapytał Zbigniew, z niepokojem.
O Zbigniewie nie myślałam ale się zgadzam odpowiedziała, lekko się śmiejąc, a on natychmiast ją objął i pocałował.

Ślub był radosny, poślubili się z miłością i oboje byli szczęśliwi. Po ceremonii Ania wprowadziła się do domu Zbigniewa, mieszkając razem z jego rodzicami. gwałtownie przyzwyczaiła się do nowej rodziny; rodzice męża przyjęli ją z życzliwością, choć Ania nieco bała się stereotypów o teściowych. Relacje jednak układały się pięknie.

Zawsze słuchała męża, uznając, iż ponieważ jest starszy, powinien przewodzić rodzinie. Zbigniew nie obrażał żony, wspierał ją w trudnych chwilach. Niedługo po ślubie urodził się syn, a Ania wzięła na siebie wszystkie obowiązki macierzyńskie. Teściowa pomagała z dzieckiem, choćby nocami podnosiła je z łóżeczka. Trzy lata później przyszedła na świat córka; dziadkowie rozkochiwali się w wnukach, więc Ania nie była nadmiernie obciążona. Jej matka i teściowa regularnie przychodziły z pomocą.

Ania, zbudujemy dom powiedział Zbigniew pewnego dnia. Każdy mężczyzna powinien mieć własny dom. Ania przytaknęła, a on zabrał się do pracy. Wtedy ich syn miał pięć lat, a córka była jeszcze mała, więc Ania nie mogła się doczekać tego planu. Od dawna marzyła o własnym domu, choć kochała życie rodzinne pod jednym dachem. W własnym domu zrobię wszystko po swojemu, dzieci będą mieć własne pokoje, a my naszą sypialnię rozmyślała, i Zbigniew spełniał jej życzenia.

Dom w końcu powstał, przeprowadzili się do nowego mieszkania, a euforia rozprzestrzeniła się po całej rodzinie. Zbigniew bawił się z dziećmi jak dziecko, biegali po domu, a choćby przywlekli małego kotka, który teraz uciekał im przed nocą. Ania, może pomyślimy o trzecim dziecku? zapytał kiedyś, a ona śmiała się: Można rozważyć, mamy teraz tyle miejsca, nasz dom jest wielki.

Lecz los zadecydował inaczej. Zbigniew zmarł nagle serce mu przestało bić w trakcie porannego śniadania. Ania pomogła mu usiąść na kanapie, wezwała lekarza, ale było już za późno. Strata była ogromna; nie wiedziała, jak dalej żyć z dwójką dzieci w nowym domu.

Życie ma trwać dalej, choć chcę trzeciego dziecka płakała, ale los nie był łaskawy. Została wdową z dwójką pociech. Przez pierwsze tygodnie rozpłakiwała się, wspominając Zbigniewa, ale musiała iść naprzód, bo dzieci potrzebowały wsparcia. Nie mam już nikogo oprócz siebie, muszę wytrwać, nie poddawać się, bo inni też żyją przekonywała samą siebie.

Podjęła dwie prace, by dzieci nie cierpiały niedostatku, a rodzice pomagali, kiedy mogli. Z czasem odzyskała siły, wyglądała lepiej, a mężczyźni zaczęli podchodzić, proponując choćby małżeństwo. Nie chciała jednak nikogo, dopóki jej dzieci nie dorosną. A co jeżeli dziecko nie zaakceptuje obcego? Co jeżeli nie będzie dla nich ojcem? myślała, Poczekam, aż dorosną.

Dzieci w końcu dorosły: syn ukończył studia, córka skończyła szkołę średnią i oboje założyli własne rodziny. Ania ma już dwa wnuki, ma 48 lat. W weekendy odwiedzają ją dzieci i wnuki. Pewnego wieczoru syn powiedział: Mamo, przez cały czas jesteś piękna i młoda, nie powinnaś żyć samotnie. Znajdź dobrego mężczyznę, może przyda się nam trochę towarzystwa. Ania odpowiedziała: Myślę o tym, ale nie ma już takiego jak Zbigniew. Nie akceptuję mężczyzn, którzy piją, kłamią, nie pracują. Mam swój dom, pracę, a wszystko wokół ulega przemijaniu. Przynajmniej mam ciepłe ręce do robótek.

Pewnego dnia sąsiadka przedstawiła mi, Władysławowi, swojego przyjaciela Grzegorza, wdowca z sąsiedniej wsi. Grzegorz przyjechał w swym samochodzie, przynosząc przetwory i wino, które rzekomo przyniósł ich syn z miasta. Sąsiadka zapewniła, iż Grzegorz nie pije, ale on otworzył butelkę i nalał do kieliszków. W trakcie jedzenia zauważyłam, iż wina wypił sam, a ja nie miałam ochoty pić.

Grzegorz, zachęcony winem, zaproponował: Anno, zamieszkajmy razem w moim domu. Mój jest solidny, nie zostawię go. Sprzedajmy nasz dom, nie potrzebuję go. Ja odpowiedziałam: Grzegorzu, mam dzieci, a ten dom należy do nich i został zbudowany przez ich ojca. On ripostował: To czemu przychodzisz do mnie? Nie przychodzę z pustymi rękami. Odpowiedziałam stanowczo: Nasze drogi się nie złączą, wracaj do domu. Grzegorz zrezygnował, a ja zamknęłam drzwi na oścież.

Teraz mówię do siebie: W tym domu nie będzie już mężczyzny. Będę sama, może nie będzie łatwo, ale ogród, gospodarstwo i dzieci tego mi wystarczy. Śmieję się, bo wiem, iż nie ma lepszego mężczyzny niż Zbigniew.

Refleksja, którą wyniosłem z całego tego doświadczenia: samotność nie ozdabia życia, ale nie każdy towarzysz jest wart poświęcenia własnego spokoju i wartości. Lepiej żyć w zgodzie ze sobą niż w kompromisie, który niszczy to, co najcenniejsze.

Idź do oryginalnego materiału