"Nie mam czasu, aby pobyć mamą. Gdy kończę pracę, zaczynam etat kierowcy"

gazeta.pl 7 godzin temu
Zdjęcie: Shutterstock/gorid photo


"Czasem marzę o tym, by móc usiąść i chociaż przez kilka minut popatrzeć w jeden punkt. Albo pooglądać głupoty w telefonie. Albo zamknąć się w pokoju, o niczym nie myśleć, nie odpowiadać na pytania, nie robić nic. Na koniec dnia mam wrażenie, jakbym przebiegła maraton, tak właśnie wygląda mój dzień" - mówi Alicja. I przyznaje, iż te wszystkie obowiązki sprawiają, iż tak naprawdę "nie ma czasu, by być po prostu mamą".
Od rana ręce pełne roboty. Śniadanie, przygotowanie śniadaniówki dzieciom do szkoły, potem zawiezienie ich na lekcje. Czasem to ostatnie robi mąż, ale tylko wtedy, gdy akurat ma taką możliwość. Potem 8 godzin w pracy, na pełnych obrotach. Moc rozmów, spotkań, planowanie, a niekiedy nagana od przełożonych, bo wiadomo - nie wszystko zawsze się powiedzie. Koniec pracy, nadchodzi pora na drugi etat - kierowcy. Ten, za który nikt nie płaci i w sumie nikt nie docenia. Bo to normalne, iż matka wiezie dzieci na niezliczoną ilość zajęć dodatkowych. Tak wygląda życie niejednej mamy. Kryzys? Nie ma siły, musi dopaść. Alicja przyznaje mi, iż "czasem jedzie już na oparach", a na koniec dnia jedyne, o czym marzy, to o położeniu się w łóżku i śnie. I doskonale ją rozumiem.


REKLAMA


Zobacz wideo Jaką mamą jest Patrycja Sołtysik? Zdradza, co powiedziała jej doradczyni laktacyjna, co odmieniło jej podejście do macierzyństwa. "Możesz się mylić"


Mamy biorą na siebie zbyt wiele
Od dawna mówi się, iż współczesne matki są przeciążone, biorą na siebie zbyt dużą ilość obowiązków. A presja społeczeństwa sprawia, iż zawsze chcą wypaść dobrze, a najlepiej perfekcyjnie: "niech wiedzą, iż sobie radzę" - myśli wiele z nich. Nasza czytelniczka zwróciła uwagę na jeden, dość poważny problem. W tym wszystkim brakuje nie tylko czasu dla siebie, ale na to, by... być mamą. Tak po prostu. Nie szefową kuchni, która wycina buźki z arbuza, żeby ładnie wyglądały w śniadaniówce. Tylko taką, która ma czas poprzewalać się na dywanie, poskakać na łóżku i porobić rzeczy, które jej i dzieciakom dałyby mnóstwo radości.


Ciągle jestem zajęta, ciągle biegnę. Kalendarz mam zapisany na kilka miesięcy do przodu. Wszystko skrzętnie zanotowane, żeby niczego nie pominąć. Jak wpada coś dodatkowego, np. wizyta u dentysty to mam prawdziwą jazdę bez trzymanki. Bo kiedy? Przed angielskim, po szachach, a może tuż po lekcjach, zanim pojedziemy na basen?


- relacjonuje Alicja. - I żeby nie było, moje dzieci nie chodzą na tyle zajęć dodatkowych, na ile by chciały i na ile chodzi większość ich rówieśników. 'Nie chodzicie na dodatkową matematykę? A myślałaś o tym, żeby zapisać go na taniec, to teraz modne' - non stop słyszę takie gadki. Uśmiecham się głupio i coś tłumaczę, żeby znów nie wyjść w oczach innych na wyrodną matkę, co na zajęcia dziecku żałuje - dodaje.
Alicja przyznaje, iż momentami jest tak zmęczona, iż nie ma ochoty na nic. I wie jedno - musi coś zmienić. Nie ma pojęcia, jak we współczesnym świecie matek tego dokonać.


Zmęczona kobieta Shutterstock, autor: DimaBerlin


Drugi etat kierowcy dobija wiele mam
Nasza czytelniczka przyznaje, iż "najbardziej dobija ją drugi etat kierowcy". Pół dnia wozi dzieci i czeka, aż skończą się zajęcia. I jej mąż podobnie "w końcu mają dwójkę dzieci".


Oczywiście jak czekam na dzieci, to nie jest tak, iż sobie ploteczki w internecie czytam. O nie, nie, jak jest blisko spożywczak, to wjeżdżają zakupy, a jak nie, to chociaż przelewy przez neta opłacę, żeby mi prądu nie odcięli, bo ciągle zapominam w domu, by to zrobić, ponieważ zajmuję się czymś innym


- relacjonuje kobieta. - Ostatnio uświadomiłam sobie, iż marzy mi się nicnierobienie. Chciałabym poleżeć na kanapie, powygłupiać się z dziećmi, a choćby obejrzeć z nimi bajkę (a co dorosłemu nie wypada? Ja lubię!). Niestety takie chwile należą do rzadkości. Czasem się uda, np. w niedzielę, gdy akurat nie mamy jakiegoś kiderbalu, urodzin koleżanki itp. - dodaje. Alicja przyznaje, iż rozważała zmniejszenie zajęć dodatkowych, "ale płacz i krzyk dzieci, sprawiły, iż gwałtownie wycofała się z tego pomysłu". - Poza tym proszę sobie wyobrazić, jak mówię innym matkom, iż nigdzie nie wożę dzieci? Chyba by mnie zabiły wzrokiem, a łatka leniwej matki przylgnęłaby do mnie jak nic - wyznaje.


- Czekam, aż dzieci podrosną i będą mogły same jeździć na te wszystkie zajęcia, na które będą chciały. Mąż się jednak śmieje, iż pewnie wtedy będę jednak co chwilę nerwowo zerkać na zegarek i sprawdzać, czy już wróciły. A do tego straszy mnie imprezami, na które będą chodzić. I kurczę, jakby nie patrzeć - ma rację. To już jednak wolę chyba biegiem wozić je na te zajęcia - śmieje się Alicja.
Czy zgadzasz się z tym, iż dzisiejsze mamy są często przemęczone i za dużo biorą na swoje głowy? A może wręcz przeciwnie, tylko im się wydaje, iż "tyle robią"? Daj znać w komentarzach lub na edziecko@grupagazeta.pl.
Idź do oryginalnego materiału