Idealne pożegnanie? Nie u nas
"Piszę ten list, bo we wszystkich możliwych mediach czytam, jak powinien wyglądać rytuał idealnego pożegnania z dzieckiem w przedszkolu. Chciałabym mieć czas, na spokojną drogę z domu, gdzie skakałybyśmy przez kałuże i śpiewały piosenki, a potem dawały sobie 6 buziaków, 3 przytulasy i piąteczkę, nim Iga wejdzie do sali. Ale nasze pożegnania wyglądają zupełnie inaczej' - pisze.
Kasia rok temu rozstała się z tatą Igi, mężczyzna zaproponował, żeby kobieta została z córką w domu, nim ta pójdzie do przedszkola. "Wypłacał mi oprócz alimentów coś jakby pensję, żeby mała nie musiała chodzić do żłobka. Dziś żałuję, iż się na to zgodziłam, bo miałabym ten koszmar za sobą. gwałtownie znalazłam pracę, bo musiałam, za sierpień już płacić nie planował".
Kobieta zapisała córkę do przedszkola i owszem spodziewała się, iż rozstania nie będą łatwe, wszak dotąd była jedyną stałą w życiu Igi. Dziewczynka przy każdym rozstaniu płacze. Kasia mówi, iż koszmar zaczyna się już na parkingu, trzylatka nie chce iść, ona ją niesie, zmienia buty z łzami w oczach i wstawia małą do sali.
"Serce mi pęka, ale co mam zrobić? Z 700 zł alimentów nie wyżyjemy, sam czynsz to 500 zł. Muszę iść do pracy, żeby nas utrzymać. Nie mogę rozciągać pożegnań, nie mogę odbierać Igi wcześniej, bo spieszę się do pracy. Ja - wyrodna matka, która choćby porządnie nie może przytulić dziecka, bo ono wije się jak piskorz i próbuje uciec" - pisze.
Nie patrzcie tak na mnie
"W szatni każdego dnia buziaczki, zapewnienia, iż mamunia będzie zaraz po obiadku, przytulaski ciągnące się przez kwadrans, może dłużej. Nie wiem, nie sprawdzę. W pierwszym miesiącu pracy choćby jednego wolnego dnia mi nie dadzą. Te krytyczne spojrzenia idealnych matek i nauczycielek w niczym nie pomogą. Od tego nie przybędzie mi czasu w dojazd do pracy" - żali się kobieta.
Z przedszkola czeka ją około pół godziny drogi do pracy, spóźnić się nie może, bo otwiera firmę, tak się umówiła z pracodawcą. "Raz był korek i spóźniam się 7 minut, pod firmą czekało już 12 klientów, a szef dzwonił do mnie trzy razy. Zaznaczył, iż nie może tak więcej się zdarzyć, bo będzie musiał mi zabrać premię" - dodaje.
Każdego dnia budzi córkę o 6.00, na 7.15 zawozi do przedszkola i pędzi do pracy. Ma wyrzuty sumienia, iż dziecko nie jest zaopiekowane tak, jak zawsze marzyła, ale nie ma wyjścia. Chce wierzyć, iż w końcu córka zaakceptuje nową sytuację.
Adaptacja musi potrwać
Dzieci, które od pierwszego dnia pięknie wchodzą do przedszkola, należą do rzadkości. Częściej wygląda to jak u Igi. Mama ma wyrzuty sumienia, jak każda matka, która musi zostawić płaczące dziecko. Jednak warto dowiedzieć się, jak dziecko zachowuje się potem.
Porozmawiać z nauczycielką i wyjaśnić sytuację, wyrazić swoje zaniepokojenie. Może pedagog będzie umiał coś doradzić, wszak ma większe doświadczenie. Kilka przydatnych rad znajdziecie także w tekście o adaptacji bez płaczu. Często jednak najbardziej prawidłową odpowiedzią jest czas. Musi go trochę upłynąć, nim dziecko przyzwyczai się do nowej sytuacji.
Mama powinna zachęcić dziecko do mówienia o emocjach, o tym dlaczego płacze, wchodząc i jak spędza dzień. Często powody dziecięcego smutku da się wyeliminować, bo nie zawsze chodzi o zostanie w przedszkolu. Czasem to zmęczenie, głód, to, iż dziecko nie wie, co je czeka. Bywa, iż dzieci są introwertykami i dla nich adaptacja jest trudniejsza.
Jednak najgorsze co w tej sytuacji można zrobić, to zarzucać sobie, iż to nasza wina, iż dziecko płacze.