Nie mogłem po prostu tak odjechać. Wszystko jednak doprowadziło do ślubu Karoliny z Janem, choć jej matka, Zofia Leonidowa, nie była zachwycona.
– Córeczko, nie potrzebujesz takiego faceta, co wpadłby ci w ręce od razu. Janek nie miał rodziców, ojca nie znałem, babcia go wyżywiła. Pracuje w jakimś warsztacie samochodowym po prostu rzemieślnik
– Mamo, Janek nie jest winny, iż stracił rodziców, kiedy był mały mówiła Karolina, choć z irytacją. W końcu ukończył technikum, ma ręce od złota, potrafi zrobić wszystko.
– Co on potrafi? Tylko grzebać w metalach, a to już praca odparła matka. Jak będziecie żyć z jego pensją? Ty dopiero na czwartym roku studiów, a musisz skończyć szkołę. Bez naszej pomocy z ojcem nie przetrwacie.
Karolina co dzień słuchała takie wyduchy Zofii, chociaż Janek był w pracy i nic nie słyszał. Matka starała się podkładać pod młodych kamienie, rozwodzić ich. Nie znosiła zięcia.
Janek był poważnym facetem, po służbie wojskowej, kochał swoją Karolinę, a ona nie wyobrażała sobie życia bez niego. Przed ślubem namawiał ją:
– Może zamieszkamy u mojej babci? Mamy dwupokojowe mieszkanie, nie tak jak u twoich rodziców, co mają cztery pokoje Janek wiedział, iż matka Karoliny nie może go znieść, choć z ojcem od razu się dogadała. W rodzinie rządziła Zofia Leonidowa, twarda i uparta.
Gdy matka Karoliny coś postanowiła, nie odpuszczała i dążyła do celu. Córeczka o tym wiedziała, więc stała mocno na swoim, nie słuchała matki i głównie polegała na sobie. Zofia nie znosiła samodzielności i nieposłuszeństwa, ale rozumiała, iż to jej charakter się w Karolinie odbija nie wszystko, ale część.
Karolina wiedziała, iż Janek drażni jej matkę, ale i tak namówiła męża, żeby przynajmniej chwilowo zostali u jej rodziców.
– Janku, ja studiuję, ty sam pracujesz, trudno nam będzie żyć z jednej pensji, a mama zawsze pomoże.
– Dobra, zobaczymy, co będzie zgodził się Janek.
Pewnego dnia Janek dostał wypłatę i poszedł do marketu po zakupy. Karolina jeszcze nie wróciła z zajęć. Teściowa, gdy zobaczyła, co kupił, wykrzyknęła:
– Kto ci kazał to kupować?
– Sam postanowiłem odparł spokojnie. Karolina lubi ten ser, a to też nie dokończył, bo teściowa go przerwała.
– A ty kim jesteś? Nikt w tym domu, nie mam cię za imieniem. Toleruję cię tylko przez córkę, która wybrała takiego faceta rzymsko wyraziła się Zofia. Janek był w szoku.
– Zofio Leonidowo, dlaczego mnie obrażacie? Rozmawiam z wami z szacunkiem
– Spójrz na niego, jeszcze będzie mnie uczyć. Słuchaj uważnie: całą wypłatę, którą dostaniesz następnym razem, oddajesz mi i tak będzie zawsze. To ja będę decydować, co z pieniędzmi i co kupimy. Rozumiesz?
– Dlaczego mam oddawać wam całą pensję? Mamy własną rodzinę z Karoliną.
– Nie macie rodziny, nie macie. Dajcie mi pieniądze.
– Nie, Zofio, zarobiłem je i oddam żonie.
– Więc wynoś się z mojego mieszkania, natychmiast! Nie chcę cię widzieć
Janek odszedł. Trzy dni nie było od niego żadnych wieści. Karolina czekała, ale nie chciała iść do niego, choć wiedziała, iż nie odszedł bez powodu. Zwłaszcza iż była w ciąży.
– Nie dzwoni, pomyślała, pewnie u babci Anny.
Zofia w uproszczeniu wytłumaczyła Karolinie powód odejścia, podkreślając, iż Janek ją obraził. Nie wspomniała jednak, iż żądała pieniędzy i wyrzuciła go z mieszkania.
– Mamo, powiedziałaś mi szczerze, nic nie ukryłaś? zapytała niepewnie Karolina. Nie mogło Janek po prostu tak zostawić mnie.
– Córeczko, wątpisz w moją prawdę? Skąd mam cię okłamywać?
Czwarty dzień Karolina postanowiła pojechać do babci Jana, bo nie odbierał telefonu.
– Jadę do Jana powiedziała matce.
– Gdzie dokładnie?
– Do niego, na pewno u babci, skąd ma pójść?
– jeżeli się nie pojawił, to nie jesteś mu potrzebna.
– To nieprawda, nie mogło tak po prostu wyjechać Nie wiem, mamo, co między wami się stało, ale coś mi nie mówisz. Nie mogło Janek po prostu tak zniknąć.
– Oczywiście, twój kochany Janek jest dla ciebie najważniejszy, a ja nic nie liczę. Ile pieniędzy i sił wydaję na was, a wy oboje jesteście niegodziwi.
– Mamo, nie o to chodzi. Dziękuję za wsparcie materialne, ale wiem, iż nie znosisz Jana. Ciągle mu podgryzasz, a on cię nie słucha, jakbyś go przyciskała.
Karolina wzięła torbę i kurtkę, wybiegła z mieszkania i rozmyślała, co powiedzieć mężowi.
– Nie można zachowywać się jak roztrzaśnięte dziecko. Coby mama nie mówiła, nie wolno tak reagować. W końcu to dorosły człowiek myślała i trzeba trzymać się w garści. Niech matka mu podpatruje, a ja między dwoma ogniami się dławie. Zajęta studiami
Uważała, iż Janek wyjechał przez jakąś kolejną maminią uwagi i teraz czeka, aż przyjedzie po niego. Postanowiła najpierw wszystko wyjaśnić z Janem, a potem wybaczyć mu.
Kiedy weszła do mieszkania babci Anny, zobaczyła otwartą drzwi, babcię z troskliwym, trochę zasmuconym wyrazem twarzy. W środku Janek siedział przy kuchennym stole, przed nim stała otwarta butelka wódki. Karolina osłupiała. Janek nigdy nie pił, nie palił, a tu
Mimo to nie wyglądał na bardzo pijaka, popił tylko trochę i skinął głową w stronę krzesła naprzeciw. Karolina usiadła i spojrzała mu w oczy. Wszystkie słowa, które przygotowała, wyparowały, serce ścisnęło się ze smutku.
– Co mogła taką rzeczą powiedzieć moja matka, gdy Janek otworzył wódkę? pomyślała, po czym cicho rzekła:
– Janek, chodźmy do domu.
– Nie odpowiedział donośnie.
– Dlaczego?
– Nie chcę mieszkać z twoją matką Nie mogę nic zrobić bez jej wskazówek. Ona kontroluje wszystko: co jem, jak mówię, co noszę. Niedługo powie, jak oddychać A ja mam oddawać jej całą wypłatę, a nie zamierzam. Mamy własną rodzinę.
– Ach, to więc o to chodziło szepnęła Karolina.
Zrozumiała, iż matka ukryła przed nią część kłótni.
– Co teraz robimy?
– Nie wiem szczerze przyznał Janek. Może zostaniemy u babci?
– Ale potrzebujemy pieniędzy, niedługo będzie dziecko, a trzeba kupować rzeczy
– Pracuję i dostaję przyzwoite wynagrodzenie, mogę pracować dziesięć godzin, a choćby więcej.
Karolina tłumaczyła, iż przy studiach i jego pracy nie będą w stanie dobrze wychować dziecka. Muszą kupować jedzenie, gotować, a ona nie chce rezygnować ze studiów. Proponowała powrót do rodziców, przynajmniej do narodzin dziecka.
– Nie, Karolino, nie wracam do teściowej stanowczo odmówił Janek.
– Może po prostu się rozwiedziemy? wybuchnęła Karolina, przerażona własnymi słowami.
– jeżeli nie chcesz żyć ze mną, nie możesz polegać na pomocy rodziców i samodzielności, to może rzeczywiście powinniśmy się rozstać odparł zimno.
Karolina wstała, chciała uciec na korytarz, ale zatrzymała ją babcia Anna.
– Usiądź, kochanie, uspokój się Przepraszam, iż wtrąciłam się w waszą rozmowę, ale wiem, iż tak się skończy. Pomogę wam. Nie musisz rezygnować ze studiów, mam siłę, choć nie mam takiej fortuny, jak twoi rodzice, tylko emeryturę, ale podzielę się. Nie potrzebuję wiele. Gotować i opiekować się wnuczkiem mogę, obiecuję. Tylko proszę, zapomnijcie o rozwodzie. Przeprowadź się do nas.
Karolina przyjęła tę ofertę. Myślała o komforcie i pomocy rodziców, ale kochał ją Janek i chciała mieć własną rodzinę i dziecko. Zrozumiała, co naprawdę jest dla niej najcenniejsze.
Janek patrzył na żonę z napięciem, czuł, iż Karolina skorzysta z propozycji babci. W końcu uśmiechnęła się:
– Dobra, zgadzam się, nie odchodź, Janek powiedziała. On podskoczył i objął ją, całując, a babcia też się uśmiechała i mruknęła modlitwę.
Karolina musiała znosić presję matki, pakując rzeczy, żeby wyjechać do Jana. Stała na klatce schodowej, słysząc, jak teściowa wykrzykuje:
– Zginiesz z Janem z głodu, będziesz żyła w nędzy, a wnuk mi niepotrzebny. Wyrośnie taki sam uparty jak ojciec. Odejdź, odejdź! tak wypełniła język matki, aż Karolinie włosy stanęły dęba.
Karolina wyszła z walizką, położyła dużą torbę na schodach. Janek podniósł jej rzeczy i zszedł w dół, a za nimi leciały przekleństwa.
– Boże, to moja mama z przerażeniem pomyślała Karolina. Dobrze, iż wyszłam z domu, teraz rozumiem męża, wyobrażam sobie, co wtedy myślał.
Życie Jana i Karoliny ułożyło się spokojnie. Babcia Ania przejęła wszystkie obowiązki domowe. Karolina przeszła ciążę bez problemów i urodziła pięknego chłopca Antka. Babcia Ania i młodzi rodzice byli w siódmym niebie. Zofia Leonidowa nie kontaktowała się z nimi i nie chciała wnuka. Dziadek, ukradkiem dzwonił i pytał o Antka, a Karolina wysyłała mu zdjęcia, co go cieszyło.
Gdy Antkowi skończyło się trzy lata, poszedł do przedszkola, chociaż babcia namawiała, iż może go trzymać. Karolina zaczęła pracować.
– Babciu, Antoś powinien spotykać się z rówieśnikami, w przedszkolu szybciej się rozwija, bo opiekunowie pracują z dziećmi. A ty będziesz go odbierać, bo jest blisko mówiła Karolina. A potem odpocznij, bo wciąż nas potrzebujesz, my z Janem planujemy jeszcze dziewczynkę śmiała się.














