Mam 26 lat i od dwóch lat jestem z rozwiedzionym mężczyzną, który ma syna z pierwszego małżeństwa. A adekwatnie – ja uważam, iż jesteśmy razem. On natomiast nazywa nas „rodziną”. Półtora roku temu wprowadziłam się do niego. Jak już wspomniałam, Olek ma syna – sześciolatka. Lubię dzieci, ich obecność nigdy mnie nie przerażała. Ale to, co zaczęło się dziać ostatnio, bardzo mnie niepokoi.
Na początku nasze relacje z jego synem były przyjacielskie i wspólne spędzanie czasu sprawiało mi radość. Ale już po kilku miesiącach zaczęło się coś zmieniać. Coraz częściej z ust chłopca padało słowo „mama” w odniesieniu do mnie. Zaczął mnie porównywać do swojej biologicznej mamy i oczekiwać ode mnie takiej opieki, jakiej udzielają rodzice. W towarzystwie również przedstawia mnie jako mamę, choć połowę tygodnia spędza u swojej prawdziwej mamy i zdecydowanie nie brakuje mu z nią kontaktu.
Olek również nieustannie nazywa nas „rodziną” i powoli przekazuje mi większość obowiązków związanych z opieką nad dzieckiem. Jego rodzice coraz częściej odmawiają spędzania czasu z wnukiem, tłumacząc się tym, iż przecież jestem ja. choćby gdy powiedziałam Olkowi, iż nie jestem ani jego żoną, ani matką dziecka, jego rodzice przekonywali go, iż „powinnam się zajmować chłopcem, bo kiedyś przecież będę mieć swoje dzieci”.
Na początku cieszyły mnie dobre relacje z jego rodziną, ale dość gwałtownie zorientowałam się, iż zaczęłam pełnić w tym domu rolę sprzątaczki, żony i opiekunki. Syn Olka coraz częściej marudzi, ale Olek tego nie widzi i nigdy nie zwraca mu uwagi.
Martwi mnie to, iż Olek wydaje się całkowicie zadowolony z naszej sytuacji. Ani razu nie usłyszałam od niego, iż chciałby mieć ze mną wspólne dzieci, za to często mówi o „wspólnym wychowywaniu” syna z poprzedniego małżeństwa. Kiedy jedziemy samochodem, zawsze sadza mnie obok chłopca, żebym go zabawiała. Namawia mnie na wspólne spacery i wycieczki z jego znajomymi, którzy również mają dzieci. Poza tym tylko ja sprzątam i gotuję w domu.
Nie jestem kobietą, która marzy o ślubie za wszelką cenę, ale w tej sytuacji czuję, iż mogę stracić szansę na własną rodzinę, inwestując się w cudzą. jeżeli dalej będę to znosić, Olek zupełnie się rozleniwi i zrzuci na mnie wszystkie obowiązki.
Jak się w tym wszystkim odnaleźć i spróbować uratować nasz związek? Jak wytłumaczyć Olkowi, iż to nie jest normalne i iż ja też mam prawo marzyć o czymś więcej – o prawdziwej rodzinie i wspólnym dziecku?