Nie nudziłam się na macierzyńskim. Karmienie, usypanie, przebieranie, pranie

gazeta.pl 1 miesiąc temu
Zdjęcie: Fot. Katie Emslie / Unsplash


Nie jestem zwolenniczką wykorzystywania urlopu macierzyńskiego głównie na swoje przyjemności. Wyjazd z niemowlakiem w tropiki, siedzenie z noworodkiem w kinie na filmie akcji, wielogodzinne maratony po centrach handlowych z dzieckiem w wózku. Urlop macierzyński jest płatny. A to znaczy, iż jest czasem dla dziecka i pod dziecko. Nie pod rodzica.Pamiętam taki moment - znamienny w życiu każdego rodzica - kiedy wróciliśmy z pierwszym dzieckiem ze szpitala do domu. Przekręcając klucz, wiedziałam, iż dawne życie zostaje za drzwiami.
REKLAMA


Zobacz wideo


"Macierzyństwo to wieczny wyrzut sumienia"


Postawiliśmy fotelik z córką na sofie. Czułam podekscytowanie, radość, iż już jesteśmy w domu, ale też niepewność, czy sobie poradzę, czy zawsze będę wiedziała, co robić.Skorzystałam z tego, iż dziecko śpi, umyłam się, przebrałam w miękkie, domowe ubrania. Wyciągnęłam córkę z fotelika, przewinęłam, przytuliłam do siebie i byłam gotowa na to, iż mój świat będzie kręcił się wokół tego, aby córka przybierała na wadze, jadła, spała, aby ja nosić po każdym karmieniu, aż się "odbije".Teraz kiedy wspominam ten moment, wiem, iż był symbolicznym przejściem. Pożegnaniem się - na jakiś czas - z intensywnym życiem zawodowym i towarzyskim. Czułam, iż jestem w najlepszym dla mnie miejscu na świecie.Trzy lata wcześniejMam na sobie szpilki, wąską spódnicę i jedwabną koszulę. Biegnę z metra Regent's Park do polskiej ambasady przy 47 Portland Place. Jestem umówiona na wywiad z Lechem Wałęsą. Z prezydentem rozmawiam w kameralnej sali. O Gdańsku, o Londynie. Następnego dnia spisuję wywiad, redaguję.


Do redakcji nieistniejącego już polskiego tygodnika"Cooltura" przychodzi ekipa z "The Daily Mail". Robią reportaż o polskich dziennikarzach i dziennikarkach w Londynie. Po pracy umawiam się ze znajomymi na Baker Street. Dużo się dzieje, jest intensywnie, czuję, iż jestem w najlepszym dla mnie miejscu na świecie.Pierwsze tygodnie z dzieckiem. " Monotonia mnie wyciszyła"Do macierzyńskiego podeszłam jak do pracy zawodowej. Z pełnym zaangażowaniem. Wyszłam z założenia, iż skoro urlop macierzyński jest płatny, to znaczy, iż jestem zobowiązana do tego, aby zapewnić dziecku optymalne warunki do rozwoju, spokoju i bezpieczeństwa.Urlop macierzyński wlicza się do stażu pracy. I słusznie. Bo to etat z niekończącymi się nadgodzinami. To praca, ale na zupełnie innych warunkach niż w firmie.Nie ma nikogo, kto będzie mówił, na kiedy jest "deadline" i jak zadania mają być zrobione. To praca, w której trzeba nad wszystkim samodzielnie zapanować, gwałtownie nauczyć się jak sprawnie organizować dzień, aby wpasować się w drzemki i posiłki dziecka.


Urlop macierzyński to nie nuda fot: archiwum prywatne JB


Nie szczególnie tęskniłam za życiem zawodowym i towarzyskim, mimo iż to był zawsze bardzo istotny kawałem mojego życia. Czułam, iż macierzyński otworzył przede mną zupełnie nieznane mi wcześniej rewiry życia. Powtarzalność, monotonia dały mi spokój, wyciszenie i spełnienie.Dzisiaj wiem, iż to był czas, kiedy oszlifowałam się, jak kamień. Nabrałam formy. Siedziałam z kilkumiesięcznym dzieckiem na macie, układałyśmy klocki - od największych do najmniejszych - i czułam, iż to jednak jest treść życia."Ukoić płacz, nastawić zupę, iść na spacer, kupić marchewkę"W książce Jolanty Brach-Czainy "Szczeliny istnienia" jest taki fragment o tym, iż podstawę naszego istnienia stanowi niezauważalna codzienność. I iż ogarnia nas zdumienie, ilekroć uświadomimy sobie, iż życie upływa nam nie na zdarzeniach niezwykłych, ale na drobiazgach.Znałam ten traktat filozoficzny, zanim zostałam mamą. Poleciła mi tę książkę moja matka, kiedy byłam studentką. Przez wiele lat myślałam, iż krzątanie się to nie moja bajka. Nie widziałam sensu w ścieleniu łóżka, w prasowaniu, w układaniu talerzy w szafkach.


Z urlopem macierzyńskim przyszedł taki moment, kiedy moje "ja nigdy", stało się "tu i teraz". Przewinąć, ponosić, nakarmić, przebrać, ukoić płacz, nastawić zupę, iść na spacer, kupić marchewkę, rozwiesić pranie, wyprasować kaftaniki, przygotować wanienkę. Można unieważnić te wszystkie czynności, odmówić im znaczenia, przeoczyć je. Ale w ten sposób - powtarzając za piewczynią codzienności - unieważniamy same siebie. Warto?Urlop macierzyński zatrzymał mnie w poczuciu, iż muszę żyć niezwykle, na wysokim C, iż tylko sytuacje wyjątkowe i niecodziennie sprawią, iż poczuję się spełniona. To był taki piękny czas, kiedy poczułam, iż monotonia, powtarzalność, rutyna, siedzenie z dzieckiem w domu nie musi - kiedy tego nie chcemy - wiać nudą.Czytaj także:
Strefy bez dzieci. Za hotel zapłacili pełną kwotę, ale do basenu wejść nie mogli
Idź do oryginalnego materiału