Nie mogę cię zrozumieć, córeczko, w końcu jesteś kobietą, cóż winna jest ta biedna dziewczynka? No cóż, iż od innej kobiety? Będziesz ją wychowywać, a ona będzie cię nazywać mamą. Tak wyszło, ale powinnaś być mądrzejsza, kochasz męża pokochaj też jego córkę.
Mężczyźnie zadzwoniono z opieki społecznej i kazano zabrać biologiczną córkę, o której istnieniu nigdy nie wiedział
Krystyna, usiądź proszę, muszę ci coś ważnego powiedzieć westchnął Marek.
Dzwonili dziś z opieki, moja córka jest w domu dziecka Krystyna aż krzyknęła z zaskoczenia i spytała:
Jaka córka? Od kogo? Żartujesz?! nie mogła uwierzyć Krystyna.
Marek opuścił głowę:
Nie, Krysiu, nie żartuję. Siedem lat temu, gdy my dopiero się poznaliśmy, spotykałem się z Ewą. Kiedy nasz związek stał się poważny, zostawiłem ją.
Ewa odnalazła mnie po roku i powiedziała, iż urodziła naszą córkę, Zosię.
Nie uwierzyłem, poszedłem zobaczyć, a tam choćby bez testów widać, iż moja. Nie wiem, co się stało z Ewą, tylko zadzwonili i zapytali, czy zabiorę Zosię do siebie, czy nie.
Pierwsza reakcja Krystyny była krzyknąć:
Nie, nie potrzebuję cudzej córki! ale spojrzenie męża zmusiło ją, by powiedziała coś zupełnie innego:
Dobrze, najpierw ją odwiedźmy, razem ostrożnie odparła żona.
Marek uśmiechnął się z ulgą i po chwili namysłu zdecydowali, iż pojadą jeszcze dziś. Krystyna patrzyła na dziewczynkę i nie widziała w niej podobieństwa do męża. Zosia, mimo pięciu lat, wyglądała na drobną i wątłą.
Trzymała w rękach wytartego misia, a gdy pytano ją o coś, chowała twarz w jego futrze. Prawda była taka, iż Krystynie się nie spodobała, choć żal jej było dziecka. Gdyby była zupełnie obca, może by się wzruszyła, ale zazdrość o inną kobietę teraz przelała się na dziecko.
Okazało się, iż Zosię zabrano Ewie prowadziła zbyt chaotyczne życie, często sięgała po alkohol, imprezowała do rana, a o córce choćby nie myślała. W końcu jednak wyjawiła, kto jest ojcem, i nic już nie można było zmienić.
Krystyna widziała determinację męża, by zabrać dziewczynkę. Próbowała go odwieść od tego pomysłu, aż w końcu Marek wybuchnął:
Sama urodzić nie możesz, to siedź cicho, ale ja własnej córki do domu dziecka nie oddam. Nie podoba ci się? Wynoś się, sam sobie poradzę
Bolały Krystynę te słowa, ale z każdej strony miał rację Marek pragnął dzieci, a ona nie mogła.
W młodości miała problemy zdrowotne, lekarze stwierdzili, iż nigdy nie zostanie matką. Do tego kochała Marka i nie chciała go stracić.
Był pracowity, każdy grosz do domu, prawie nie pił za takiego mężczyznę wiele kobiet by się złapało, a ona nie była pewna, czy znajdzie lepszego.
Gdy Marek przywiózł Zosię do domu, od razu ostrzegł żonę:
jeżeli zobaczę, iż ją krzywdzisz, nie licz na litość. Krystyna zmusiła się, by opiekować się dziewczynką. Zaprowadziła ją do łazienki, dokładnie umyła, choć patrząc na jej chudziutkie plecy, ledwo powstrzymywała łzy. Ubrała ją w sukienkę, zapleciony warkoczyki jakby kamień spadł jej z serca.
Zosia była cicha nie dotykaj jej, a nie odezwie się, siedzi w kącie i szepcze coś swojemu misiowi.
Jakaś dzika skarżyła się Krystyna sąsiadkom. choćby Marka nie uznaje, odpowiada tylko tak lub nie. Czasem patrzę na nią i myślę, czy wszystko z nią w porządku. Taka cicha, a potem nagle może zrobić coś nieprzewidywanego.
Sąsiadki potakiwały ze współczuciem. Marek też się zmienił wcześniej wracał do Krystyny z pocałunkami i uściskami, teraz biegł do córki. Zosia początkowo uciekała, ale z czasem przyzwyczaiła się i chodziła za nim jak cień.
Krystyna oczywiście zazdrościła mężowi tej więzi, a on zaczął narzekać. Pewnego dnia, gdy Zosia była na podwórku, powiedział:
Traktujesz ją jak jakąś zabawkę, choćby się nie uśmiechniesz. A ona potrzebuje kochającej matki, nie obcej cioci
Wtedy Krystynę poniosło:
Jaką ja jej matką? Nie jest moja i nigdy nią nie będzie, zrozumiałeś? Nie będę przed nią tańczyć! Wynoszę się do mamy, żyjcie sobie sami! nie wytrzymała.
Wyszła, myśląc, iż Marek pobiegnie za nią i będzie błagać, by powróciła. Ale nie. Minął tydzień, drugi a jego nie było. Krystyna płakała, matka początkowo ją pocieszała, ale nie mogła pozwolić na rozpad rodziny córki.
Nie rozumiem cię, córeczko, jesteś kobietą, co winna ta biedna dziewczynka? Że jest od innej? Będziesz ją wychowywać, nazwie cię mamą. Tak wyszło, ale powinnaś być mądrzejsza kochasz męża, pokochaj i jego córkę.
Krystyna weszła na podwórko. Marek coś naprawiał w garażu, obok siedziała Zosia, radośnie bawiąc się misiem. Marek ją zauważył i spojrzał spode łba. Krystyna wstrzymała oddech, zatrzymała się. Wtedy Zosia wstała, wzięła ojca za rękę i podeszła z nim do Krystyny.
Pogódźcie się powiedziała i połączyła ich dłonie.
Wybaczcie mi zapłakała Krystyna.
Marek objął ją jedną ręką, drugą przyciągnął Zosię. Krystyna też ją przytuliła. Stali tak długo, aż Zosia nie oznajmiła:
My z Misiem chcemy jeść!
Marek i Krystyna wymienili spojrzenia i wszyscy weszli do domu. Wreszcie stali się prawdziwą rodziną.