„Nie raz słyszałam, iż Czech nazwał Polaka frajerem, a ten się obraził”. Agnieszka uczy czeskiego. Radzi, czego nie mówić

news.5v.pl 2 dni temu

Ludzie w ogóle uczą się czeskiego?

I to ilu!

Trudno jest nauczyć się tego języka?

Najtrudniejszy jest początek. Zdziwisz się dlaczego.

Dlaczego?

Na początku po prostu nie można opanować śmiechu. Pamiętam jedną z grup w szkole językowej. Ludzie non stop się śmiali. Wychodziłam z zajęć i pracownicy pytali mnie, co się tam u nas w sali dzieje. A uczniowie wybuchali śmiechem, jak tylko zaczynałam mówić.

Więc na pierwszym roku studiów w październiku też się śmiałaś.

Tak było. Pamiętam, iż — jak te dzieciaki w gimnazjum — śmialiśmy się ze słowa „peniz”. Po czesku to pieniądz. W liczbie pojedynczej raczej się tego wyrazu nie używa. My poznawaliśmy całą odmianę.

Jak człowiek przejdzie etap, iż przestanie się śmiać, to jest już z górki?

I tak, i nie. Czeski to język słowiański, jest dość podobny do polskiego, ma podobną gramatykę. I największym problemem staje się to, iż lubimy sobie ten polski przemycać, na przykład końcówki w odmianach wyrazów. Przestawienie myślenia na język czeski jest wyzwaniem, najtrudniejszym etapem. Podobieństwa stają się przeszkodą.

O zabawne i żenujące sytuacje pewnie nietrudno.

To, ile moi uczniowie zaliczyli językowych wpadek, to materiał na książkę. Na przykład „květen” to maj. Jeden z uczniów umówił się na wyjazd „v květnu” i rzeczywiście w kwietniu pojechał. Miesiąc za wcześnie. Sklep to z kolei „piwnica”. W czeskim „frajer” oznacza kogoś fajnego, pewnego siebie faceta. Nie raz słyszałam, iż jakiś Czech nazwał Polaka frajerem, a ten się obraził. Z kolei „dívka” to dziewczyna. I niby te języki są podobne, jako Słowianie się ze sobą dogadamy, ale to ile zaliczysz wpadek…

Ty jakąś wpadkę zaliczyłaś?

Nie raz miałam wpadkę z czasownikiem „szukać”. W czeskim słowo „šukat” oznacza uprawiać seks. To bardzo wulgarne określenie. Więc o ile w Czechach powie się „szukać”, to możesz domyślić się, co się dzieje. Pamiętam, jak wrzasnęłam do koleżanki, która stała na drugim końcu sklepu, iż czegoś szukam. Nagle wszystkie czeskie oczy na mnie. (śmiech) Wielu moim uczniom zdarzyła się podobna wpadka w pracy, bo powiedzieli, iż szukają szefa albo jakiegoś pracownika.

Inny uczeń pojechał do Czech i powiedział, iż szuka drogi na zachód. Już wiesz, co znaczy szukać. „Záchod” to toaleta, a „drogy” — narkotyki. Chłopak stworzył możliwie najgorsze połączenie. Ten czasownik jest zmorą. Bo przecież w polskim znaczeniu jest bardzo potrzebny. Gdy jedziesz w podróż, to ciągle czegoś szukasz. Pytanie o drogę, gdy „drogy” to narkotyki, też bywa zgubne.

Takich fałszywych przyjaciół jest pewnie mnóstwo.

Słowo „páchnout” znaczy śmierdzieć. Mój uczeń chciał powiedzieć swojej czeskiej koleżance komplement i rzucił: „pięknie pachniesz”. Czyli po czesku „strasznie śmierdzisz”.

Słowo „piča” to z kolei wulgaryzm, p***a. Wyobraź sobie miny Czechów, gdy polskie dziecko mojej koleżanki wołało w restauracji: „mamo, daj coś do picia!”.

„Záda” to plecy. Moja uczennica pojechała na staż do Czech, studiowała pielęgniarstwo. W szpitalu stwierdzili, iż będą do niej mówić po czesku, w końcu jest Polką, to zrozumie. I kazali jej „masírovat záda” (wymasować plecy) starszego pacjenta. Ona wróciła do domu wkurzona i mówi: „co oni mi każą robić w tym szpitalu?!”. Okazało się, iż zamiast pleców, wymasowała panu pośladki.

Ale to działa w dwie strony. Gdy Czesi jadą do Polski, też wiele wyrazów i sformułowań ich bawi. Na przykład pomoc drogowa.

Ostatecznie językowe podobieństwo pewnie może być też pomocne.

Polakom łatwiej jest przyswoić czeską gramatykę: w każdym z języków rzeczownik odmienia się przez siedem przypadków. Ale tu mogą zacząć się też schody. Zauważyłam, iż wielu Polaków nie zna polskiej gramatyki. Dlatego moje pierwsze pytanie zawsze brzmi: czy wiesz, czym są przypadki? To dowód na problem z systemem edukacji — w podstawówce uczymy się wszystkiego na pamięć, a jak przyjdzie co do czego, to wiele osób nie wie, co to miejscownik.

Nauczanie czeskiego zaczynasz od nadrobienia polskiego.

Tłumaczę obrazowo, iż na przykład wspomniany miejscownik jest związany z miejscem. Staram się przedstawiać gramatykę w najprostszy możliwy sposób. Jest wyjątek, o którym ktoś nie musi wiedzieć? Nie mówię o nim. Coś się nie przyda? Nie wspominam. Większość ludzi chce się po prostu dogadać.

Dlaczego?

Dostrzegam trzy główne powody. Pierwszy i najważniejszy to miłość. Ile ja przerobiłam polsko-czeskich związków! One nie zawsze przetrwały, ale język został. Po drugie, praca. Miałam wielu uczniów, którzy musieli choć trochę się tego języka nauczyć, bo wyjeżdżali do Czech do pracy. Trzecim powodem są podróże. Polaków turystycznie ciągnie do Czech, na przykład na narty.

Z jakiego powodu ty zdecydowałaś się na czeski?

Nie stoi za tym żadna „romantyczna” opowieść. Studiowałam bohemistykę. To nie było jakieś moje marzenie, raczej czeski wydarzył się trochę z przypadku, trochę z rozsądku. Szukałam interesującego kierunku studiów, wiedziałam, iż to musi być coś humanistycznego. Moja mama pewnego dnia wróciła z pracy i mówi: słuchaj mam dla ciebie studia, filologię słowiańską. Były cztery języki do wyboru: czeski, rosyjski, ukraiński i serbsko-chorwacki. Wybrałam czeski. Jeździłam tam na narty, było blisko, język wydawał się przyjemny do nauki.

Archiwum prywatne rozmówczyni

Agnieszka Nesterowicz-Paryna

A miłość do języka — kiedy się pojawiła?

Na studiach. Same Czechy lubiłam już wcześniej. Kojarzyły mi się z nartami, z „palačinkami”, naleśnikami, które jedliśmy na stoku. Miłość wybuchła podczas Erasmusa, to był czwarty rok studiów.

Tak późno?

Praktycznie całe studia filologiczne we Wrocławiu były po polsku. Rzeczywiście było kilku wykładowców, którzy się przykładali, ale ja prawdziwego języka nauczyłam się adekwatnie na Erasmusie.

Jeżeli kogoś interesuje językoznawstwo, czeska kultura czy historia, to rzeczywiście kierunek jest ciekawy. Wiem, iż to filologia, a nie kurs językowy. Ale nie jest to miejsce dla kogoś, kto chce nauczyć się języka, brakowało nacisku na czeski. Pamiętam, iż jak dostałam się na studia i mówiłam, iż idę na bohemistykę, to słyszałam: „wow”. Mało kto wiedział, co to jest. Byłam dumna, iż idę na taki kierunek. Ostatecznie lekko się rozczarowałam.

Dlaczego?

Wyjechałam na Erasmusa do Brna. Specjalne wybrałam Morawy, nie chciałam jechać do Pragi, bo wiedziałam, iż tamten region jest bardziej „czeski” niż stolica (która jest jednak bardzo międzynarodowa), iż tam naprawdę poznam język. Pamiętam, jak w Brnie razem z koleżanką umówiłyśmy się z kolegami Czechami w knajpie. I my, studentki czwartego roku, po nauce z podręczników, zaczęłyśmy z nimi zadowolone rozmawiać. Nagle słyszymy, iż stop, wszystko fajnie, ale mówicie jak z XIX w. Wtedy okazało się, iż jest czeski i czeski.

Dalszy ciąg materiału pod wideo

I teraz tego czeskiego uczysz innych.

Po studiach nie myślałam, iż będę związana z tym językiem, a już na pewno nie, iż będę go uczyć. Ale koleżanka powiedziała mi, iż zna kobietę, która marzy o nauce czeskiego, ale nie może znaleźć nauczyciela. Mówiłam, iż nie, iż ja się nie nadaję na nauczycielkę, to nie dla mnie. Ona naciskała, podkreślała: wszystko na luzie. W końcu się zgodziłam. Moją pierwszą uczennicą była emerytowana nauczycielka, jeździłam do niej do domu na lekcje. I wtedy poczułam, iż to jest coś, co lubię robić. Zatrudniłam się w szkole językowej, jednej, drugie, trzeciej. Przyjmowałam prywatnych uczniów. Wszystko się rozkręciło.

Czyli zainteresowanie jest duże.

Ogromne. W pewnym momencie nie wyrabiałam i musiałam odmawiać. Dziś prowadzę konto na Instagramie o Czechach i czeskim. Jestem w szoku, jak wielu ludzi pyta o ten język, ilu mam obserwujących, ile dostaję wiadomości. Ludzie piszą, iż ich tym czeskim zainteresowałam, iż wcześniej nie myśleli nawet, żeby zacząć się go uczyć.

Czy robisz coś, żeby nie popełniać błędów własnych nauczycieli języka? Żeby twoi uczniowie nie usłyszeli, iż mówią w języku sprzed kilku stuleci.

Podstawowym problemem na moich studiach był zbyt mały nacisk na czeski. Choć to filologia, język był z boku. Ważniejsza była kultura, historia, literatura.

Dla mnie bardzo istotna jest nauka języka potocznego. W czeskim króluje właśnie taka odmiana. Nie ma jak w polskim, iż te potoczne sformułowania żyją swoim życiem, gdzieś obok. W czeskim choćby gramatyka jest potoczna. Skupiam się na tej formie, żeby moi uczniowie nie usłyszeli, iż mówią w niezrozumiałym języku z XIX w., jak ja przed laty. Ważne jest też to, żeby nauka nie była siedzeniem nad książkami i klepaniem słówek.

Kładę nacisk na to, aby już na pierwszej lekcji mówić jak najwięcej. choćby jeżeli uczeń zna dosłownie pięć podstawowych zwrotów. Na następnym spotkaniu te kilka sformułowań powtarzamy. Zaczynamy czytać teksty, ale nie tylko z podręczników. To różne materiały z książek, internetu, czasem proszę Czat GPT, aby przygotował tekst pod potrzeby lekcji, są też piosenki. Dziś naukę ułatwia dostępność produktów cyfrowych, kont w mediach społecznościowych, aplikacji.

Rozmawiając o Czechach i polskim zainteresowaniem językiem czeskim, nie można nie wspomnieć o polsko-czeskich relacjach.

To zdecydowanie temat, który wciąż budzi wiele emocji. Nigdy nie miałam negatywnych doświadczeń z Czechami. Zrobiłam choćby ankietę wśród moich obserwujących na Instagramie. Najwięcej negatywnych głosów na temat czesko-polskich stosunków spłynęło od osób, które mieszkają blisko granicy. Tam rzeczywiście da się odczuć jakieś napięcia. Ale większość ludzi, która albo do Czech jeździ, albo tam mieszka, twierdziła, iż nie odczuła nigdy nic negatywnego, wręcz przeciwnie.

Być może to też pokoleniowa zmiana. Bo rzeczywiście tych polsko-czeskich stereotypów jest mnóstwo. W Polsce mówi się, iż Czechy to nasz młodszy i głupszy brat, iż Czesi to „Pepiki”, lenie, tchórze. Z kolei w Czechach krążył stereotyp, iż Polacy są kombinatorami. Tę kwestię również postanowiłam zbadać wśród obserwujących na Instagramie. Pojawiło się mnóstwo odpowiedzi, iż to bzdura, iż nikt już tak nie myśli, a te relacje rzeczywiście się zmieniły, zainteresowanie rośnie.

Archiwum prywatne rozmówczyni

Agnieszka Nesterowicz-Paryna

Czesi są jednym z najbardziej lubianych przez Polaków narodów. Ostatnio coraz więcej Czechów jeździ nad polskie morze. Nasze wybrzeże wyparło dotychczasowy czeski numer jeden — Chorwację. Trzeba jednak przyznać, iż w Czechach zainteresowanie językiem polskim i Polską jest mniejsze, niż działa to w drugą stronę.

Za co ty lubisz Czechy i Czechów?

Za Morawy. To taka czeska Toskania. Jest tam mnóstwo winnic ze wspaniałym i niedocenianym winem — a wszyscy mówią tylko o czeskim piwie. Pragę też warto choć raz w życiu zobaczyć, to przepiękne miasto.

Uwielbiam Czechów za ich stosunek do życia: balans między tym, co prywatne a co zawodowe. Za to, iż tak nie pędzą, chociażby za pracą. Śmieję się, iż jak Czesi kończą pracę o 16, to o 15:30 są już spakowani i jedną nogą przy drzwiach. Wielu Czechów ma tzw. „chalupę”, domek za miastem. Rodziny pakują się w piątek i wyjeżdżają na weekend.

Czesi umieją celebrować życie. W Polsce widok 70-letniej kobiety w knajpie, która popija sobie piwko, nie jest czymś standardowym. Tam to normalne.

W Czechach religia nie definiuje tak wielu dziedzin życia. Jak ktoś wierzy, to OK, jak nie, nikogo to nie interesuje.

Czeską kulturę lubisz?

Przyznam, iż nie jestem fanką czeskiej literatury, choć ta rzeczywiście cieszy się w Polsce coraz większą popularnością. o ile ktoś chce zapoznać się z Czechami, powinien zacząć od książek Mariusza Szczygła: „Gottland”, „Mój osobisty przewodnik po Pradze”, „Zrób sobie raj”. A jeżeli ktoś ma ochotę zagłębić się w czeskość, to jej kwintesencją są książki Bohumíla Hrabala, na przykład „Postrzyżyny” czy „Pociągi pod specjalnym nadzorem”, na podstawie których powstały też fantastyczne filmy.

Jakbym miała wybrać jeden czeski film, to polecam obejrzeć „Pali się, moja panno” Milosa Formana z 1967 r. Esencja czeskiego humoru i podejścia do życia. Forman to najpopularniejszy czeski reżyser, zdobywca Oscara, który zrobił karierę w Hollywood.

A język czeski — za co lubisz?

Za to, iż choć już mnie nie śmieszy, to wciąż zaskakuje. I iż w zasadzie czeski to dwa języki: potoczny i literacki.

Uwielbiam go także za feminatywy. W języku czeskim żeńskie końcówki są wszędzie i są zupełnie naturalne: „doktor”— „doktorka” (lekarz-lekarka), „řidič”— „řidička” (kierowca-kierowczyni), „inženýr”— „inženýrka” (inżynier-inżynierka).

Kolejna fascynująca sprawa to „sczeszczanie” zagranicznych słów: „čau”— pochodzi od włoskiego „ciao”, „čus” od niemieckiego „tschuss”, „džus”— od angielskiego „juice”, a „manikúra” od francuskiego „manicure.

Na zakończenie: dlaczego warto zacząć uczyć się czeskiego?

Po pierwsze, żeby poprawić sobie humor. Po drugie, języków obcych zawsze warto się uczyć. A iż czeski jest podobny do polskiego, to mamy przewagę i na starcie jest odrobinę prościej — oczywiście jak już przestaniemy się śmiać. Po trzecie, żeby nie mówić głupot, jak się odwiedza naszych południowych sąsiadów. Po czwarte, żeby móc sobie w „hospodzie” zamówić piwo czy po prostu pogadać. No i co to dużo mówić — nauka czeskiego jest bardzo przyjemna.

Idź do oryginalnego materiału