*Dziennik*
Nie mogę cię zrozumieć, córeczko, w końcu jesteś kobietą co winna jest ta biedna dziewczynka? No cóż, urodziła ją inna, i co z tego? Będziesz ją wychowywać, a ona kiedyś nazwie cię mamą. Tak się potoczyło, ale powinnaś być mądrzejsza kochasz męża, pokochaj też jego córkę.
Mężczyźnie zadzwoniono z opieki społecznej i kazano zabrać rodzinną córkę, o której istnieniu nie miał pojęcia
Krysia, usiądź proszę, muszę ci coś ważnego powiedzieć westchnął Krzysztof.
Dzwonili dziś z opieki. Moja córka jest w domu dziecka. Krysia aż sapnęła z zaskoczenia:
Jaka córka? Od kogo? Żartujesz?! nie mogła uwierzyć.
Krzysztof spuścił wzrok:
Nie, Krysiu, nie żartuję. Sześć lat temu, gdy my dopiero się poznaliśmy, spotykałem się z Agnieszką. Gdy między nami zrobiło się poważnie, zostawiłem ją. Rok później odnalazła mnie i powiedziała, iż urodziła mi córkę, Zosię. Nie wierzyłem, ale gdy ją zobaczyłem, choćby bez testów było widać, iż to moja. Nie wiem, co się stało z Agnieszką zadzwonili tylko, pytając, czy zabiorę Zosię, czy nie.
Pierwsza reakcja Krysi była krzyknąć: *Nie potrzebuję cudzego dziecka!* ale spojrzenie męża sprawiło, iż powiedziała coś zupełnie innego:
Dobrze, najpierw ją odwiedzimy. Razem. Ostrożnie wzięła go za rękę.
Krzysztof ucieszył się z jej reakcji i jeszcze tego samego dnia postanowili jechać. Krysia patrzyła na dziewczynkę i nie widziała w niej podobieństwa do męża. Zosia, mimo pięciu lat, była drobna i wychudzona. Trzymała w rękach wytartego misia, a gdy pytano ją o coś, ukrywała twarz w jego futrze. Szczerze? Krysia nie polubiła jej od razu. Żal jej było dziecka, ale zazdrość o inną kobietę przeniosła się teraz na tę małą.
Okazało się, iż Zosię odebrano Agnieszce, która prowadziła chaotyczne życie imprezy do rana, częste sięganie po butelkę. Nie myślała o córce, ale przed opieką społeczną zdążyła wskazać ojca.
Krysia widziała determinację męża, by zabrać Zosię. Próbowała go odwieść, aż w końcu Krzysztof wybuchnął:
Sama urodzić nie możesz, więc siedź cicho. Nie oddam córki do domu dziecka. Nie podoba ci się? Wynoś się, sam dam radę.
Bolało to Krystynę, ale wiedziała, iż ma rację. On pragnął dzieci, a ona W młodości miała problemy zdrowotne i lekarze powiedzieli, iż nigdy nie zostanie matką. Do tego kochała Krzysztofa pracowitego, trzeźwego, dbającego o dom. Gdzie znajdzie lepszego?
Gdy przywieźli Zosię, Krzysztof zapowiedział:
jeżeli ją skrzywdzisz, nie licz na litość.
Krysia przez siłę zaczęła się nią opiekować wykąpała, uczesała warkocze, ubrała w czystą sukienkę. Dziewczynka była cicha, nie dotykaj nie odezwie się. Siedziała w kącie, szepcząc coś do misia.
Dzika jakaś narzekała Krysia sąsiadkom. choćby Krzysztofa nie uznaje. Tylko tak lub nie. A nuż coś z głową
Sąsiadki kiwały współczująco.
Krzysztof też się zmienił. Dawno nie całował Krystyny w progu teraz biegł do Zosi. Dziewczynka początkowo uciekała, ale z czasem zaczęła za nim chodzić jak cień.
Pewnego dnia, gdy Zosia bawiła się na podwórku, Krzysztof burknął:
Ty traktujesz ją jak zabawkę. choćby się nie uśmiechniesz. A ona potrzebuje matki, nie obcej cioci.
Wtedy Krysia eksplodowała:
Jakiej matki?! Nie jest moja i nie będę przed nią tańczyć! Wynoszę się do mamy, żyjcie sobie sami!
Wyszła, licząc, iż Krzysztof ją dogoni. Ale nie. Minął tydzień, drugi cisza. Płakała, aż w końcu mama powiedziała:
Nie rozumiem cię. Co winna jest ta dziewczynka? Wychowasz ją, nazwie cię mamą. Kochasz męża? Pokochaj i jego córkę.
Krysia wróciła. Zobaczyła Krzysztofa w garażu, przy nim Zosię, śmiejącą się z misiem. Gdy ją zauważył, spojrzał twardo. Krysia zastygła. Wtedy Zosia wstała, wzięła tatę za rękę i podeszła do niej.
Pogódźcie się szepnęła, łącząc ich dłonie.
Przepraszam wykrztusiła Krysia.
Krzysztof objął ją jedną ręką, drugą przyciągnął Zosię. Wszyscy płakali. Stali tak długo, aż dziewczynka nie oznajmiła:
Ja i Miś chcemy jeść!
Wymienili uśmiechy i weszli do domu. Wreszcie stali się rodziną.
*Dzisiaj zrozumiałem, iż miłość to nie tylko uczucie, ale wybór. Czasem trzeba otworzyć serce na kogoś, kogo nie planowaliśmy pokochać.*