Nie myślałam, iż kiedykolwiek zdecyduję się na taki krok, ale życie samo mnie do tego zmusiło. Mój syn chodził do piątej klasy w dużej szkole podstawowej w Warszawie, jednej z tych lepszych, zawsze wysoko w rankingach itd. Prawda jest taka, iż od początku 4 klasy coś było nie tak – klasy przepełnione, nauczyciele przemęczeni, dzieci zestresowane. W klasach 1-3 syn z euforią chodził do szkoły, a nagle zaczął mówić, iż nie daje rady. Stres przed kartkówkami, problemy ze snem, zamykanie się w sobie.
Miejsce w rankingu ważniejsze od uczniów
Z czasem zaczęłam rozmawiać z innymi rodzicami. Okazało się, iż nie tylko moje dziecko czuje się w tej szkole źle. Dzieci dostawały mnóstwo materiału do opanowania, ale nikt nie tłumaczył im rzeczy indywidualnie, bo nauczyciele po prostu nie mieli na to czasu. To była cudowna kadra, ale presja ze strony dyrekcji na wyniki ogromna. Uczniowie, którzy potrzebowali więcej uwagi, zostawali sami z zaległościami. Każdy miał być "samodzielny", ale jak taki dzieciak ma sam ogarnąć materiał, którego dorosły nie zrozumiałby bez dodatkowego wyjaśnienia? Korepetycje trzeba było załatwiać.
Gdy usłyszałam, iż kolejne dzieci zaczynają odczuwać silny stres, niechęć do szkoły i płaczą przed lekcjami, wiedziałam, iż coś trzeba zrobić. Zaczęłam szukać alternatywy, pogadałam z innymi rodzicami. W końcu ja i taka inna mama zdecydowałyśmy się przenieść nasze dzieci, spróbowałyśmy razem, żeby chłopakom było raźniej. Bałam się, iż szkoła nie przyjmie dwóch uczniów, ale się udało. To taka szkoła trochę niżej w rankingach, mniejsza też.
Nie zgadzaj się na wyścig szczurów
Nie było łatwo podjąć decyzję o przeniesieniu. Syn bał się zmiany, ja też. Ale już widzę różnicę. W nowej szkole nikt nie traktuje dzieci jak numerów w dzienniku. Nauczyciele nie robią kartkówki za kartkówką tylko po to, żeby "odhaczyć" materiał i dyrekcja była zadowolona. Syn wreszcie poczuł się wysłuchany. Stres ustąpił, a ja mam poczucie, iż zrobiłam dla dziecka to, co najlepsze.
Wiem, iż wielu rodziców czuje to samo, ale boi się podjąć decyzję. Rozumiem to. Też się bałam. Ale jeżeli szkoła nie służy dziecku, tylko je niszczy, to nie ma sensu czekać, aż samo się poprawi. Bo najczęściej – nie poprawi się wcale.