Niebieskie oczy z marzeń

polregion.pl 2 dni temu

Niebieskie oczy ze snu

Krzysztof nie znał dotyku matki ani głosu ojca. Nie pamiętał nic poza szarymi, monotonnymi korytarzami i cichymi krokami wychowawczyń. Jakby urodził się nie z kobiety, ale wprost w murach krakowskiego domu dziecka. Inni mieli strzępy wspomnień – kołyskę, zapach perfum, ciepłe dłonie. On miał tylko chłód plastikowych zabawek i szum wody w umywalce.

Ale nocą wszystko było inaczej.

We śnie przychodziła do niego kobieta. Siadała obok, przytulała, głaskała po głowie i szeptała coś dobrego. Miała oczy jak wiosenne niebo po burzy – czyste, niebieskie, nieskończenie bliskie. Budził się i długo leżał, wpatrując się w sufit, bojąc się poruszyć, by nie rozlać ciepła tego snu. Cały następny dzień był cichy, ale mniej posępny – jakby cząstka jej czułości w nim pozostawała.

W rzeczywistości było inaczej. Codziennie do domu dziecka przychodzili „goście” – potencjalni rodzice adopcyjni. Dzieci przebierały się, uczyły wierszyków, nakładały na twarze wymuszone uśmiechy. Walczyły o uwagę, przepychały się, przerywały sobie nawzajem. A Krzysztof stał z boku. Nie stroił min, nie uśmiechał się, nie błagał spojrzeniem – czekał. Nie na byle kogo. Tylko na tę kobietę z oczami ze snu.

— Krzysztof, no uśmiechnij się, no proszę! — błagała wychowawczyni.

Ale on tylko uparcie marszczył czoło i odwracał się. Wiedział, iż nie pójdzie z obcymi. On ją pozna – tę, która mu się śni.

Pewnego dnia do domu dziecka przyjechała delegacja – z okazji jubileuszu placówki. Kamery, fotoreporterzy, mnóstwo obcych twarzy. Krzysztof, jak zwykle, usiadł w kącie, żeby nie przeszkadzać. Ale wzrok przykuła jedna kobieta. Wysoka, szczupła, z krótką fryzurą i tym samym – aż dreszczem znajomym – uśmiechem. A oczy… te same! OddeOna spojrzała na niego, a w jego sercu rozlała się ciepła fala pewności – to była ona, ta z jego snów.

Idź do oryginalnego materiału