Żywiołowe dzieci zaczynają 1 klasę
"Moja córka jest uczennicą 1 klasy szkoły podstawowej. Zuzia jest żywiołowym dzieckiem, które ma tysiąc pomysłów na minutę i ciężko jest jej czasem usiedzieć w miejscu przez dłuższy czas. Dodatkowo w przedszkolu zdiagnozowano u niej niewielkie zaburzenia SI, które wymagają wspierania jej m.in. masażami i dawaniem możliwości pożytkowania energii. Kiedy szła do szkoły, bardzo się martwiłam tym, czy podoła siedzeniu w ławce przez 45 minut i słuchaniu wywodów nauczycieli" – zaczyna swój list mama 7-letniej dziewczynki.
"Okazało się jednak, iż w jej klasie jest kilkoro takich pełnych niespożytkowanej energii dzieci – Zuzia nie jest jedyna, która się kręci i wierci. Na szczęście jej wychowawczyni to pedagog z ogromnym doświadczeniem i wiedzą, jak współpracować z dziećmi i przekazywać im wiedzę w sposób, który je zainteresuje. Dodatkowo nauczycielka, zdając sobie sprawę, iż bierze pod opiekę małe dzieci, które dopiero co skończyły przedszkole, postawiła w nauczaniu na niecodzienną praktykę".
Trochę ruchu między nauką
Kobieta opowiada o tym, jak wychowawczyni pomaga dzieciom na lekcjach: "Mianowicie, pani prowadzi 20 minut lekcji, po czym pozwala dzieciom na trochę ruchu. Aktywność ogranicza się do klasy, ale wszystkie dzieci wstają z ławek, robią kilka kółek dookoła sali, następnie są pajacyki i różne inne ćwiczenia, które zajmują im dosłownie 5 minut.
Po tym czasie wszyscy siadają do ławek na kolejne kilkanaście minut lekcji. Czasami zdarza się, iż część ruchowa jest prowadzona wcześniej, czasami nie trzeba jej robić w ogóle – wszystko zależy od dnia i godziny prowadzenia lekcji. W moim odczuciu to dobry pomysł i rozumiem, dlaczego nauczycielka decyduje się na taki krok.
Widzę też po córce, iż to po prostu lubi, czasem tego potrzebuje i sprawia jej to nie tylko ulgę, ale i przyjemność. Po takim rozruchu dzieci siadają do ławek spokojniejsze, bo stymulacja sprawia, iż nadmiar energii jest spożytkowany".
Dzieci kochają przerwy na ćwiczenia
"Wielu rodziców innych dzieci z klasy nie pochwala jednak tego pomysłu. Są zdania, iż to wybija dzieci z rytmu, sprawia, iż zamiast myśleć o tym, o czym nauczycielka mówi, ich myśli krążą tylko wokół tego, kiedy będzie przerwa i będzie można poskakać. Na grupie na Messengerze jedna mama przyznała, ze to sprawiło, iż jej dziecko nie chce także w domu normalnie siąść i odrobić lekcji tylko 'wyczynia jakieś wygłupy nad zeszytem i podręcznikiem'.
Czytam takie stwierdzenia i jest mi strasznie przykro. Bo rodzice, zamiast docenić, iż nauczycielka się stara i chce dzieciom jakoś pomóc i sprawić, iż nauka będzie dla nich łatwiejsza, to jeszcze widzą w tym problem. Pomyślcie o tym, iż to są tylko 7-latki, którym ktoś nagle zabrał możliwość zabawy na dywanie i posadził je w ławkach na długie 45-minutowe lekcje. Dajcie tym dzieciom łagodnie wejść w ten trudny szkolny świat..." – kończy wiadomość mama 7-latki.