Nieoczekiwani lokatorzy i ogrodowa sielanka

polregion.pl 3 dni temu

Po śmierci żony Bronisław Janowicz czuł, iż jego dom stał się pusty na zawsze. Córka Wanda mieszkała z rodziną w innym mieście i odwiedzała go rzadko. Wieczorami emeryt siedział w ciszy, wpatrując się w zdjęcia z dawnych, szczęśliwych czasów. Kiedy pewnego dnia Wanda zadzwoniła i rozmawiała nie tylko o zdrowiu, ale także o samotności, pomyślał, iż może przyjadą w odwiedziny. Ale córka zaproponowała wynajęcie pokoju — jak mówiła, znajomy chłopak, brat przyjaciółki, został bez dachu nad głową po rozwodzie.

Tak w życiu Bronisława pojawił się lokator — Tadeusz. Na pierwszy rzut oka skromny, spokojny, uprzejmy. Płacił regularnie, jadł niewiele, czasem choćby częstował gospodarza. Czasem oglądali razem telewizję, rozmawiali. Ale potem zaczęły się problemy…

Pewnego dnia Tadeusz przyprowadził dwóch podchmielonych kumpli. Hałasowali, palili, śmiali się do późna w nocy. Sytuacja powtórzyła się nie raz. Bronisław próbował rozmawiać, ale usłyszał tylko: „Płacę. W umowie nie ma zakazu zapraszania gości”. Potem pojawiła się dziewczyna Tadeusza — Zofia. Najpierw przychodziła w odwiedziny, potem zaczęła zostawać na noc. Tadeusz zaczął sugerować, iż chętnie zamieniłby pokoje. Bronisław się opierał, ale w końcu uległ.

Pewnego ranka zobaczył, jak Zofia przygotowuje jajecznicę i zaprasza go do stołu. Tadeusz odezwał się ciepło: „Zostaniemy tu na razie. Blisko do pracy, a ty jesteś dobrym człowiekiem. Nie będziemy już zapraszać znajomych”. Zofia zaproponiowała: „A może chciałby pan zamieszkać na wsi? Moja ciotka ma dom w Zielonce. Mieszkanie darmowe, tylko trzeba o nie dbać”. Bronisław początkowo się obraził, ale w końcu zgodził się: „Lepiej na wsi niż tu jak w hotelu”.

Dom okazał się stary, ale przytulnym. Bronisław posprzątał, naprawił piec z pomocą sąsiada Jacka. Ten okazał się radosnym, pracowitym człowiekiem, wszystkiego uczył, zapraszał na ryby. Wiosną przyjechała Elżbieta — właścicielka domu. Przywiozła jedzenia, poznali się. Bronisław poczęstował ją zupą rybną, Jacek dołączył. I tak to się zaczęło. Co weekend Elżbieta przyjeżdżała. Aż w końcu wszystko się zmieniło.

Gdy Bronisław wrócił z Elżbietą do miasta, by porozmawiać o przyszłości lokatorów, drzwi otworzyła im Zofia — z wyraźnie zaokrąglonym brzuchem. „Wzięliśmy ślub z Tadeuszem” — powiedziała. A Elżbieta, wymieniając z Bronisławem spojrzenie, dodała: „Przeprowadźcie się do mojego mieszkania, a my zamieszkamy tu”. Tadeusz nie rozumiał, ale Bronisław wytłumaczył: „Też postanowiliśmy się pobrać. Nam też przyda się trochę ciepła”.

Wkrótce urodził się chłopiec. Elżbieta przeszła na emeryturę, pomagała z dzieckiem, a w wolnych chwilach razem z mężem odwiedzali wieś. Dom wyremontowali, czekali na wizyty wnuków. Jacek zbudował łóżeczko dziecięce. I tak z przypadkowego sąsiedztwa wyrosła prawdziwa rodzina. Życie potrafi zaskakiwać — najważniejsze, by nie zamykać serca na nowe możliwości.

Idź do oryginalnego materiału