Niepokój o wnuczkę: Zatracam ją w nienawiści do matki i siostry, a tragedia czai się na horyzoncie.

polregion.pl 2 dni temu

Ojej, muszę ci opowiedzieć, co się dzieje u nas w rodzinie… Ta sytuacja mnie łamie serce. Moja wnuczka dosłownie znika w oczach. Zaczyna nienawidzić i swojej mamy, i młodszej siostry. Boję się, iż będę musiała ją zabrać do siebie, bo inaczej to się źle skończy.

Zawsze myślałam, iż matka powinna kochać wszystkie dzieci jednakowo. Bez faworyzowania, bez porównań. Dzieciństwo to nie wyścigi o miłość. Jak słyszałam o rodzicach, którzy dzielą dzieci na „lepsze” i „gorsze”, myślałam: „Mnie to nie dotyczy”. A teraz sama jestem w środku takiej historii. I to mojej własnej. Moja córka. Moja wnuczka. Mój ból.

Kasia zawsze była ambitna, wymagająca, dumna. Nie interesowali ją zwykli chłopcy – tylko ci „z perspektywami”, „ustawieni”. W końcu wyszła za Wojtka – byłego sportowca, który otworzył siłownię w Lublinie. My z mężem kupiliśmy im dwupokojowe mieszkanie na ślub i pomogliśmy znaleźć dobrą pracę przez znajomych. Wszystko wyglądało idealnie: stabilność, opieka, pewność jutra.

Rok później Kasia zaszła w ciążę i cała rodzina cieszyła się jak dzieci. Ciąża przebiegła gładko, urodziła się zdrowa dziewczynka – Zosia, nazwana po mojej mamie. Kasia świetnie sobie radziła: karmiła, usypiała, spacerowała. Zosia była spokojnym dzieckiem, prawie nie płakała – choćby przy ząbkowaniu. Byliśmy z niej dumni.

Ale sześć lat później wszystko się zmieniło.

Kasia znowu zaszła w ciążę. Od początku było ciężko: ciśnienie, cukrzyca, migreny, silne mdłości. Pół ciąży spędziła w szpitalu. Poród był trudny, cesarka. Rekonwalescencja trwała długo. I wtedy przyszła na świat Hania. Tak samo zdrowa jak starsza siostra. Tylko iż Kasię jakby ktoś podmienił.

Pierwsze miesiące ja i babcia Wojtka, Marysia, pomagałyśmy jak mogły. Ja częściej brałam Zosię do siebie, żeby Kasia mogła skupić się na niemowlaku. Marysia zostawała z nią w domu. Myśleliśmy, iż pomagamy. Ale pewnego dnia usłyszałam, jak Kasia ostro nakrzyczała na Zosię:
– Wynoś mi się z oczu! I tak już mam cię dość!

Najpierw myślałam, iż to nerwy, zmęczenie. Ale z dnia na dzień było tylko gorzej. Kasia przestała widzieć w Zosi córkę. Tylko przeszkodę. Drażniło ją wszystko – fryzura, spojrzenie, pytanie. „Zostaw”, „Nie przeszkadzaj”, „Nie mam czasu” – Zosia słyszała to codziennie. Czasem nawet:
– Gdyby nie ty, byłoby mi lżej.
A raz, cicho, ale wyraźnie:
– Lepiej byś się w ogóle nie urodziła…

Zosia ma ledwie siedem lat. W tym wieku dziecko jest najbardziej wrażliwe. Idzie niedługo do pierwszej klasy, potrzebuje wsparcia. A zamiast tego żyje w domu, gdzie „ta lepsza” jest tylko jedna – młodsza. Mała, pulchna, śmiejąca się Hania. A Zosia… Zosia już się nie uśmiecha.

Przestała się bawić. Przestała rysować. Tylko siedzi przy oknie albo chowa się w kącie z książką. Ale najgorsze są jej słowa, od których robi mi się zimno:
– Babciu, po co urodziła się Hania? Bez niej było lepiej. Gdyby jej nie było, mama by mnie jeszcze kochała…

Próbowałam rozmawiać z Kasią. Kilka razy. Delikatnie, potem ostrzej. Tłumaczyłam, iż tak nie można. Że dzieci nie mogą widzieć, iż któreś jest „lepsze”. Że starsza też potrzebuje ciepła. Ale ona tylko machała ręką:
– Zosia ma siedem lat, jest duża. Ma wszystko. Nie potrzebuje, żebym ją przytulała. Młodszej trzeba więcej.

Ależ nie! Ona potrzebuje nie mniej, a może choćby więcej – bo czuje, iż stała się „niechciana”. Wojtek próbował interweniować. Kocha obie córki, ale w Kasi coś się zepsuło. Nie chce słuchać. Mówi, iż wszyscy są przeciwko niej. Że „Zosia manipuluje”, iż „wszyscy jej współczują”.

A ta dziewczynka chudnie. Gasnie. I coraz częściej powtarza to samo:
– Babciu, mogę zamieszkać z tobą?

I wiesz co? Już prawie podjęłam decyzję. Bo nie mogę dłużej patrzeć, jak moją wnuczkę zabija obojętność jej własnej matki. jeżeli Kasia się nie opamięta – zabiorę Zosię. choćby przez sąd. Bo dzieciństwo z takim bólem to rana, która się nie zagoi. A ja chcę, żeby moja wnuczka miała w życiu nie tylko wspomnienie braku miłości. Chcę, żeby zostało w niej choć trochę prawdziwej miłości. Babcinej.

Idź do oryginalnego materiału