PRZEKLĘTA MIŁOŚĆ
„Co teraz będzie?” – z niepokojem zapytała Ola, bardziej siebie niż ukochanego.
„A co? Ślubne swaty przyślę. Czekaj” – odparł chłopak spokojnie.
…Ola wróciła z zaręczyn (które przewróciły jej życie do góry nogami) roześmiana i tajemnicza. Młodszym siostrom, Jadzi i Basi, opowiedziała szczegółowo o spotkaniu z Bronisławem.
Dziewczęta wiedziały, iż Ola szaleńczo się w nim kochała. Bronisław obiecał poślubić ją jesienią, po żniwach. A teraz, gdy zbliżyli się na strychu, gdzie pachniało sianem, powinien był stanąć z oświadczynami.
Lecz… pola były puste, zboże spoczywało w spichlerzach, zbliżały się święta, a swatów wciąż nie widać.
Matka Oli, ciocia Hanka, zauważyła zmianę w najstarszej córce. Wesoła zwykle Ola stała się smutna i jakoś nierówno przytyła. Pewnego wieczoru odbyła się szczera rozmowa. Gdy Ola wyznała prawdę, ciocia Hanka postanowiła spojrzeć w oczy temu „zięciowi”. I spytać, czy swaty gdzieś nie zbłądziły?
Nie namyślając się długo, poszła do sąsiedniej wsi, gdzie mieszkał Bronisław. Jego matka przyjęła ją gościnnie, nieświadoma sprawy. Gdy ciocia Hanka wyłożyła wszystko, obie kobiety zwróciły się przeciw chłopakowi. A on odparł:
„Skąd mam wiedzieć, czyje dziecko nosi Ola? We wsi chłopców nie brakuje. Mam wszystkich ojcostwo uznawać?”
Ciocia Hanka wpadła w gniew… Wychodząc, rzuciła mu tylko:
„Obyś, nikczemniku, całe życie się żenił!”
Słowa rozżalonej matki musiały dotrzeć do niebios. Bronisław ożenił się później cztery razy…
Po twarzy matki Ola domyśliła się, iż rozmowa nie poszła po jej myśli. Ciocia Hanka surowo nakazała córkom:
„Ojcu ani słowa! Sami to ogarniemy. Ola, pojedziesz do Łodzi do krewnych. Gdy dziecko przyjdzie na świat, zostawisz je w domu dziecka. Inaczej baby we wsi będą plotkować bez końca. Zobaczymy, co Bóg da. Córki, grzech słodki, ale ludzie łakomi…”
Mąż cioci Hanki, pan Dionizy, był we wsi szanowanym nauczycielem. Wszyscy zwracali się do niego z szacunkiem. Nagle – własna córka z nieślubnym dzieckiem! Wstyd na całą wieś!
Ciocia Hanka wysłała Olę do rodziny. Mężowi powiedziała:
„Niech jedzie do miasta pracować. Dwadzieścia lat ma, nie dziecko.”
Młodszym córkom zaczęła przyglądać się baczniej. ale czy można upilnować? Jadzia niedługo wyjechała na praktyki do Poznania, a Basia – do Warszawy.
…Na wsi każde słowo się rozniesie. W końcu i pan Dionizy usłyszał prawdę. Od własnych uczniów dowiedział się o rodzinnym dramacie.
„Nie postawisz wrót przy cudzych ustach…” – wpadł w gniew. „Jak mogłaś na to pozwolić? Dziecko do domu dziecka? To twoja wnuczka! Żądam, by wróciła pod nasz dach!”
Ciocia Hanka nie spodziewała się takiej reakcji. Choć sama płakała przez cały rok. Bała się odwiedzać wnuczkę, bała się własnych uczuć. „Córka jagódki jadła, a matce w ustach cierpko…” – wzdychała.
…Wkrótce przywieźli małą Anię do domu. Do roku dziewczynka nie znała rodziny. Ten grzech Ola dźwigała całe życie. Cokolwiek Ania zrobiła (a działo się różnie), Ola znosiła cierpliwie.
Wychowaniem zajmowali się dziadek Dionizy, babcia Hanka i Ola. Często Ola wspominała ostatnie spotkanie z Bronisławem – zapach siana, słodkie chwile szaleństwa… Wciąż go kochała. Hańba, zdrada, ból – a jednak, ta przeklęta miłość! „Miłość to nie kartofel, by wyrzucić za płot…”
Została samotną matką. W Ani widziała rysy Bronisława. I charakter miała po nim – uparta, żywiołowa. Ola żyła jak we mgle. choćby śmieszne miny Ani nie rozjaśniały jej smutku. Ech, bez ojca…
Gdy Ola skończyła 25 lat, zaczął się o nią starać przybrany brat, Felek. Dorastali razem. Ciocia Hanka miała siostrę, która wyszła za wdowca z trójką dzieci. Felek był jednym z nich.
Ola niechętnie przyjmowała jego zaloty. Samotne macierzyństwo nie było łatwe. A Felek był dobrym człowiekiem. ale co z Anią? Czy ją zaakceptuje? Znał całą historię, ale od dzieciństwa kochał Olę. Wziąłby ją z dzieckiem, choćby z trojgiem…
…Wesele było huczne. Nowe życie zaczęli w Warszawie, z dala od ciekawskich. Ola niedługo urodziła córkę, Lusię. Dla Felka obie były córkami. Anię od razu adoptował.
Ola okazała się świetną żoną i matką. Felek przywrócił jej euforia życia. W ich domu panował spokój.
…Minęło dziesięć lat.
Ania, Lusia i innych czworo wnucząt spędzały wakacje u babci Hanki.
Babcia chodziła dumna po wsi. Trzy córki zamężne, wszystkie z dziećmi! Sześć wnucząt – trzy chłopców, trzy dziewczynki.
Pewnego dnia wnuczka od Jadzi sprzątała stary komór i znalazła mały notes. Wśród zakurzonych gazet i zeszytów dziadka zaczęła czytać. I oniemiała! Okazało się, iż ojciec Ani wcale nim nie był! W notesie co rusz pojawiał się Bronisław!
Wieść gwałtownie się rozniosła. Ania wyrwała notes i pobiegła do babci.
Serdeczna kobieta wyjawiła całą prawdę. Potem żałowała, iż nie spaliła przeklętego zeszytu.
Ania chciała natychmiast poznać ojca. Babcia dała adres.
Dziewczynki poszły do sąsiedniej wsi.
Na progu powitała je matka Bronisława. Wnuczkę poznała od razu – Ania była jego kopią. Zaczęła krzątać się, nakrywać do stołu. Wyznała, iż zawsze o niej pamiętała, ale syn zabraniał spotkań.
Wtedy wyszedł Bronisław.
„Która z was moja córka?” – spytał.
Ania odparła hardo:
„Mogłam nią być!”
Bronisław skinął, by wyszła na podwórze.
Po chwili wróciła wściekła.
Matka Bronisława zaprosiła dziewczynki do stołu. Nalała im po kieliszku mocnej nalewki.
„Co wy? W mieście w naszym wieku nie piją!” – zaśmiały się. Ale wypiły.
Do domu wróciI choć los nie był dla niej łaskawy, Ola w końcu znalazła spokój w ramionach Felka, a Ania nauczyła się wybaczać, bo prawdziwa miłość nie liczy win, tylko szczęście, które można jeszcze uratować.