**Niezamówione spotkanie**
Wyszedłem z biura i wciągnąłem pełną piersią powietrze, pachnące jesienną świeżością i opadłymi liśćmi. Babie lato trwało w najlepsze – dni jeszcze ciepłe, choć noce chłodne. Zastanawiałem się, co zrobić najpierw: odebrać Janka z przedszkola i razem pójść do sklepu, czy najpierw zakupy, a potem po syna? W „Biedronce” zawsze stoją te małe zabawki przy kasie, a Janek zaraz zaczyna marudzić, żeby coś mu kupić. A przed wypłatą grosz ciężko zarobić, a tym bardziej wydać na coś, co znudzi się po pięciu minutach.
Spojrzałem na zegarek. jeżeli się pospieszę, zdążę zrobić zakupy, zostawić torby w domu i dopiero potem biec po syna. Przyspieszyłem kroku.
Szedłem, nie patrząc na ludzi, całkiem w swoich myślach, układając w głowie listę zakupów. Soli nie zapomnieć! Zawsze się kończy w najmniej odpowiednim momencie. Dwa dni temu poszedłem specjalnie po sól, a wróciłem z torbą pełną wszystkiego, tylko bez niej. Powtarzałem w myślach jak mantrę: „sól, marchewka, mleko, masło…”
— Wojtek! Nowak! — ktoś mnie zawołał.
Zrobiłem jeszcze kilka kroków, zanim się zatrzymałem i spojrzałem na kobietę stojącą obok.
— Nie poznajesz? A kto przysięgał, iż będziemy przyjaciółmi na wieki? — uśmiechnęła się.
Usłyszałem o przysiędze i domyśliłem się, zanim przypomniałem sobie szkolną koleżankę – Kasię Kowalską. Nie była już tą chudą, czarnowłosą nastolatką, ale elegancką, zadbaną kobietą.
Kasia dołączyła do naszej klasy w drugiej podstawówki, usiadła obok mnie i do matury byliśmy nierozłączni. W gimnazjum przysięgliśmy sobie wieczną przyjaźń. Życie nas rozdzieliło. Chyba nic pod słońcem nie trwa wiecznie – choćby przyjaźń, a co dopiero miłość.
— Wyglądasz, jakbyś miał w domu siedmioro do wykarmienia — przyglądała mi się Kasia, widząc zmęczenie w moich oczach i prosty, biurowy styl.
Sam czułem, iż nie prezentuję się najlepiej w jej oczach.
— A ty, widzę, masz się dobrze — zmieniłem temat, unikając pytań.
— Nie narzekam. Drugi raz zamężna. Dzieci jeszcze nie mam. A ty?
Usłyszałem w jej głosie smutek i postanowiłem nie drążyć.
— Nie jestem żonaty, ale nie sam. Mam syna — odpowiedziałem z nutą dumy.
— Pewnie już kończy liceum? A może studia? — zainteresowała się.
— Nie, chodzi jeszcze do przedszkola — uśmiechnąłem się.
— No nieźle! Byłeś taki przystojny, myślałam, iż pierwszy się ożenisz. U wszystkich dzieci już dorosłe, a ty masz malucha w przedszkolu. Ale zawsze byłeś skupiony na nauce, taki porządny, dziewczyny cię nie interesowały.
Zabolały mnie jej słowa, a Kasia gwałtownie to zauważyła.
— No weź, nie dąsaj się. Znasz mnie – zawsze gadam, zanim pomyślę.
— Przepraszasz, muszę iść po syna. — Chciałem ją wyminąć.
— Czekaj! — Kasia wyciągnęła telefon. — Podaj numer, dogadamy się, spotkamy, pogadamy.
Wymieniłem się numerem, żeby tylko się uwolnić, po czym gwałtownie skręciłem w stronę przedszkola.
Kasia jednak nie zamierzała zwlekać. Nazajutrz zadzwoniła i zaproponowała spotkanie w sobotę w jakiejś kafejce.
— Może, ale muszę sprawdzić, czy mama może posiedzieć z Jankiem. Oddzwonię — powiedziałem, choć bez entuzjazmu.
„No i masz. Weekend z głowy. Spotkam się, bo nie odczepi się tak łatwo. Wiesz przecież, iż nie macie już nic wspólnego” — myślałem, wybierając numer do matki.
W sobotę spotkaliśmy się w modnej kawiarni. Nigdy wcześniej tu nie byłem – od narodzin Janka adekwatnie nigdzie nie wychodziłem. Czułem się jak ryba wyjęta z wody. Kasia to wyczuła i zamówiła wino, żebym się rozluźnił. Wino było dobre. Piliśmy, wspominając szkołę i kolegów z klasy. Kasia wiedziała o każdym: kto z kim jest, ile ma dzieci, gdzie pracuje…
Słuchałem i piłem. Gdy wspomnienia się skończyły, Kasia przeszła do sedna.
— Słuchaj, moja koleżanka z pracy ma syna w naszym wieku. Mirek narzeka, iż całe dnie spędza przed komputerem. Programista. Żadnych nałogów, zarabia dobrze. W sumie, gość wart uwagi. A jego matka marzy o wnukach. Rozumiesz? Powinniśmy was poznać.
— Nie trzeba mnie z nikim zapoznawać. — Ostro postawiłem kieliszek. — Wyglądam, jakbym szukał związku? choćby z facetem, którego własna matka nie chce?
— Nie odmawiaj na zapas. Nie widziałeś go jeszcze — próbowała mnie uspokoić.
— Skoro taki fajny, czemu samotny? Coś z nim nie tak? — zmiękczyłem trochę.
— Miał niefortunny związek. Znasz te opowieści o mleku i wodzie? Boi się znów się pomylić. Tak jak ty.
— To jego problem. Nie chcemy żadnych umówionych randek. Spotkania powinny być spontaniczne. Myślałem, iż przyszłaś tu pogadać, a nie swatać.
— Pomyśl tylko. Twój syn rośnie, potrzebuje ojca…
— Właśnie, mam już jednego chłopca, drugi nie jest mi potrzebny. I zmieńmy temat.
— Nie gniewaj się, chciałam dobrze. Po prostu zaproponowałam. — Nalała więcej wina.
— Spójrz w lustro. Zmęczony, zapracowany, bez życia. Facet by cię odmienił, uwierz mi. Spróbuj — nie ustępowała.
I w końcu się zgodziłem. Dlaczego nie?
W następną niedzielę po śniadaniu zawiozłem Janka do mamy, ułożyłem włosy, lekko podkreśliłem oczy, ubrałem się skromnie. Nie zamierzałem się przerabiać dla czyjegoś syna.
Gdy byłem już gotowy wyjść, zdałem sobie sprawę, iż nie wiem, jak wygląda. Jak go rozpoznam? Zadzwoniłem do Kasi.
— Cholera! Nie pamiętam. Chyba Marcin. Albo Szymon. Pewnie jakieś imię z Biblii.
— Co? — zdziwiłem się. — Tego mi brakowało.
— Słabo pamiętam imiona. Łączę je z czymś.
— To może Mateusz albo Jan? — zażartowałem.
— Zadzwonię do Mirki, spytam.
— Nie trzeba. Jaki ma znaczenie? Facety nie chodzą na randki w grupach, więc będzie sam.
Wszedłem do kawiarni. Rozejrzałem się. Południowa pora, mało ludzi. Przy barze para, kilka stolików zajętych. SamotnychPo roku razem z Pawłem staliśmy przed ołtarzem, a Janek trzymał nasze obrączki, uśmiechając się jak nigdy dotąd.