Będziemy mieszkać w twoim domku całe lato oznajmił brat.
Utraciłam głos. Dość tego nieproszonego tłumu, czas ich wypędzić.
Gdy wyjmowałam z bagażnika torby z roślinami, ogarnęło mnie zwykłe spokój. Mój mały zielony zakątek, moje sześć arówek ciszy. ale coś nie grało. zza ogrodzenia dochodziły dźwięki disco polo, a przy bramie Zamarłam. Kłódka była wyłamywana, a dokładniejwyrywanymi pazurami.
Co to ma być? wymamrotałam, popychając drzwi.
Widok, który ukazał się moim oczom, przypominał raczej scenę z horroru dla ogrodników. Na moim hamaku leżała Grażyna, żona brata, a przy okazji królowa cudzych leżaków. W jednej ręce trzymała kieliszek z różowym napojem, w drugiej telefon. Na niej był mój domowy szlafrok, ten sam, flanelowy, który dostałam od koleżanki na czterdziestkę. Na moim grillu coś szeleściło i dymiło.
Ikarze! mój głos rozbrzmiał tak, iż z najbliższego jabłonia spadły kwiaty.
Brat wyłaził z domu, trzymając w ręku sekatory. Jego koszulka z napisem Chcę piwa i ręce zdradliwie przylegała do brzucha.
O, Jadzia! rozpromienił się uśmiechem, jakby to było zupełnie normalne włam się do domu. Zrobiliśmy niespodziankę.
Złamałeś kłódkę? powoli odkładałam torby na ziemię.
No co ty od razu złamałeś podrapał się Ikar. No i tak samo się rozpał.
Z krzaków wyskoczyło coś w pomarańczowych szortach.
Ciociu Jadziu! Macie siatkę? Będziemy łapać jaszczurki wieczorem!
Spojrzałam. To był Wiktor, najstarszy z kuzynów, a może Szymon? Szczerze, mylę ich.
Wy złamaliście mój dom? każde słowo wymawiałam osobno, jak na kursie kontroli gniewu.
O, Jadzia, przyjechałaś! w końcu Grażyna wstała z hamaka.
Szlafrok rozsunął się, odsłaniając jej opalone nogi.
A my tutaj bez ciebie postanowiliśmy tchnąć życie w to miejsce!
Grażyno, jesteś w moim szlafroku syknęłam przez zaciśnięte zęby.
A on taki mięciutki! pogłaskała kołnierz, jakby to była norka z norek. Po co on wisi? Szlafrok trzeba nosić!
Z wnętrza domu, przez otwarte okna, dobiegł huk i wrzask.
Kuzynowie niszczą moje książki?! od razu rozpoznałam dźwięk.
To była moja kolekcja Agathy Christie, leżąca na półkach w domku, trzepocząc w powietrzu.
Eee Dzieci się bawiły skrzywił się Ikar. Zbudowały z nich fortecę. Bardzo symbolicznie, tak na marginesie.
Symbolicznie? uniosłam brew. A wiesz, co jeszcze jest symboliczne? To, iż prosiłam, żeby nie przyjeżdżać bez mnie. Zwłaszcza po tym, jak ostatnim razem spaliliście mój leżak!
Świeca sama spadła, mieliśmy romantyczny wieczór! natychmiast się bronił Ikar. A poza tym to był zeszły rok. Rośliśmy się jako osobowości!
Taktak, przytaknęła Grażyna. Teraz fascynuję się psychologią. I wiesz, co widzę? Twoje problemy z bratem to echo dziecięcych ran!
Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Nie pomogło. Liczyłam dalej, do dwudziestu.
Pakujcie rzeczy i jedźcie rzekłam, starając się brzmieć spokojnie. Teraz.
Ale dopiero przyjechaliśmy! wykrzyknął Ikar. I mięso
Zostawcie mięso i wyjedźcie odwróciłam się i ruszyłam do samochodu. I sprawdźcie, czy nie zabraliście przypadkowo moich srebrnych widelców.
To nasze widelce! krzyknął Ikar wściekle. Metal nieprawdziwy!
Wsiadłam do auta, odpaliłam silnik. Ręce drżały ze złości.
***
Wypędziwszy gości, nalałam sobie mocnej herbaty z czekoladą. Łzy spłynęły, a ja pomyślałam: niech piekło weźmie ich wszystkie.
Siedem lat wykuwałam się, oszczędzałam każdy grosz i w końcu kupiłam wymarzony dom w Mazurach. Posadziłam hortensje, piłam kawę z babcinego zestawu, krzątałam się w grządkach. To był mój kąt, nie nasz z Władkiem, były moim. Kropka.
Telefon zadzwonił matka.
Jadziu, dlaczego kłócicie się z bratem? usłyszałam głos Haliny, zawodowej mediatora z dyplomem wszystko dla dzieci i doktoratem aby nie kłócić się.
Westchnęłam głęboko.
Mamo, zniszczyli mój dom.
Może kłódka po prostu nie pasowała? w jej głosie pojawiło się nuty nagany. Bratu ciężko żyć, a ci, co? Ikar to twój brat, jedyna bliska dusza na świecie!
jeżeli to jedyna bliska dusza, to chyba jestem ateistką pomrukałam. Zruinowali wszystko. Grażyna w moim szlafroku, dzieci z książek budują fortece, jakby nie mieli w domu klocków!
No, dzieci zawsze kombinują.
Mają dwanaście lat, to mali barbarzyńcy!
Matka tylko westchnęła.
Dobrze, rozumiem. Nie lubisz kuzynów, brata, mnie i nikogo.
Odłożyłam słuchawkę. To typowy matczyny manewr: gdy nie masz faktów, naciskasz na emocje i winę rodzinną.
Mamo, idę spać zmęczona rzekłam. Jutro do pracy.
Pomyśl, Jadziu podpowiadała. To rodzina. A ci, co, cię gryzie?
Zawiesiłam połączenie i opadła na kanapę. W głowie kłębiło się jedno pytanie: co jeszcze brat musi zrobić, by matka w końcu stanęła po mojej stronie?
***
Ikar nie poddał się tak łatwo. Napisał: Może jedziemy na cały sezon na nasz domek? Grażynie dobrze, dzieciom przyjemnie.
Powoli odłożyłam telefon i nalałam sobie czarnej kawy bez cukru, by poczuć gorycz chwili.
Cały sezon? CAŁY SEZON?! Trzy miesiące?!
Najpierw chciałam zadzwonić do Ikara i wylać na niego całą prawdę.
Jadzia, uspokój się szepnęłam na głos. Jesteś dorosła, rozsądna kobieta. Potrafisz rozwiązywać problemy.
Skinęłam głową w lustrze i sięgnęłam po słuchawkę.
Ikarze, serio na cały sezon? zapytałam, gdy odebrał.
A co? odpowiedział, rozluźniony, jakby leżał w leżaku. W MOIM leżaku!
Nie masz nic przeciwko? Jesteś dobra.
Dobra, ale nie głupia odparłam. To mój domek.
Słuchaj, jesteś dziwna westchnął Ikar. Co ci to szkodzi? Chronimy tu teren.
Dobrze, chroniłeś róże, kiedy Grażyna je przycinała dla koleżanki.
I co? zdziwił się szczerze. Koleżanka była zadowolona.
Wciągnęłam powietrze, wypuściłam je. Policzylem do dziesięciu, potem do stu. Nic nie pomogło.
Grażyna chce ci coś powiedzieć! dodał Ikar z radością.
W słuchawce zabrzmiało szeleszczenie i zamieszanie.
Jadzia! wykrzyknęła Grażyna tak słodko, jakby sprzedawała mi odkurzacz za dwie moje pensje. Chłopakom tak dobrze w twoim domu, dzieciom świeże powietrze. Bądź dobrą ciocią!
Grażyno mówiłam uspokojonym tonem, jakby tłumaczyłam dziecku, iż nie wolno jeść piasku. To moja własność. Wchodzicie bez pozwolenia. Gdybyście zapytali, może bym pozwoliła.
Widzisz! Gdybyś pozwoliła, wszystko byłoby w porządku.
Zrozumiałam, iż rozmowa z tą osobą, którą los połączył w dziwny sposób, jest bezcelowa.
Dobrze powiedziałam udając spokój. Bawcie się.
Jadzia, co, obraziłaś się? nagle zmartwił się Ikar, pojawiając się znowu w linii.
Nie odpowiedziałam z uśmiechem, którego on nie zobaczył. Idę rozwiązywać problem.
***
W agencji nieruchomości pachniało kawą i rozpaczą. Rozpacz najczęściej emanowała z mojej osoby. A zapach kawy dochodził od eleganckiej pani przy drugim biurku, powoli przeglądającej zdjęcia mojego domku na tablecie.
Czy na pewno chcecie sprzedać? zapytała, spoglądając uważnie. Na takie nieruchomości jest teraz duże zapotrzebowanie.
Zdecydowanie skinęłam z determinacją, iż aż szyja się wykrzywiła. Im szybciej, tym lepiej.
Pośredniczka uniosła brwi.
Pośpieszacie się?
Pozbywam się zbędnego balastu wyjaśniłam z uśmiechem cierpiącej. Mam nowe cele w życiu.
Na przykład pozbyć się brata z życia pomyślałam w duchu.
No, obiekt jest dobry przejechała palcem po ekranie. Popyt jest. Myślę, iż mam już potencjalnego nabywcę.
Westchnęłam z ulgą wszystko układało się idealnie.
***
Nowy właściciel spodobał mi się od razu. Stanisław Kowalski. Człowiek około pięćdziesięciu lat, z lisim spojrzeniem, błyszczącym niczym bilardowa kula, i wzrokiem, który mógłby ochłodzić tropiki. Obejrzał zdjęcia, zadał trzy pytania (wszystkie istotne) i skinął:
Biorę.
Nie chcecie obejrzeć działki osobiście? zdziwiłam się.
Ufiam zdjęciom wzruszył ramionami. I waszej uczciwości.
Trochę się rozluźniłam.
Rozumiecie czasem przyjeżdżają moi krewni.
To problem? jego spojrzenie nie zmieniło się.
Nie prawny pokręciłam głową. Po prostu może być niezręcznie.
Mnie to nie obchodzi odparł. Kupuję majątek, nie krewnych. Kiedy podpiszemy dokumenty?
Ustaliliśmy najbliższą sobotę. W tym dniu Ikar planował wielki piknik dla sąsiadów.
Nie powiedział mi o tym wprost wieść przeszła przez mamę. Pewnie znów chciał podkraść zamek i podsunąć mi niespodziankę.
No cóż, bratku, zobaczymy, kto kogo zaskoczy!
***
Kiedy podjechaliśmy, teren brzęczał jak ul. Samochody sąsiadów, dmuchany basen na trawniku, muzyka, grill, krzyki dzieci. Prawdziwe święto życia.
Czy często tak u was? zapytał Stanisław, wysiadając z czarnego SUVa.
Tylko kiedy brat przyjeżdża westchnęłam.
Przeszliśmy przez bramę, a pierwsza, co nas zobaczyła, była Grażyna, wyłaniająca się z domu z ogromną misą sałatki.
Jadzia! wykrzyknęła. Nie czekaliśmy na ciebie!
Plany się zmieniły uśmiechnęłam się. Poznajcie, to Stanisław Kowalski i Wiktor Nowak, prawnik.
Miło mi! rozkwitła w twarzy Grażyny. Jesteście przyjaciółmi Jadzi? Czy
Mrugnęła znacząco.
Trochę więcej?
Jestem nowym właścicielem tego domku odpowiedział spokojnie Stanisław.
Grażyna zamierzyła z misą.
Co to znaczy właściciel?
To znaczy wyjaśnił prawnik. Pani Karczmarczyk sprzedała działkę panu Sokołowskiemu. Oto wszystkie dokumenty.
Uderzył w teczkę.
Ale jak zbledła Grażyna. Ikarze!
Z grilla (MOJEGO grilla!) wyłonił się brat w fartuchu, trzymający szpadkę i szeroki uśmiech pana życia.
Jadzia! wykrzyknął radośnie. Myśleliśmy, iż już nas przegoniłaś!
Machnęłabym, gdybym mogła mamrotałam.
Ikarze, Grażyna sprzedała domek! wykrzyknęła.
Brat zamarł ze szpadką w ręku:
Co?
Sprzedałam domek powtórzyłam wyraźnie. Pan Stanisław Kowalski to nowy właściciel. Prawnik przybył, by wszystko sfinalizować.
Czekałam na wybuch. Krzyki. Oskarżenia. ale Ikar nagle opuścił ręce i cicho zapytał:
Dlaczego?
To pytanie zaskoczyło mnie.
Bo włamałeś się do mojego domu bez zaproszenia odpowiedziałam. Bo uważasz, iż wszystko, co moje, jest automatycznie twoje. Bo nie szanujesz moich granic. Mam tego dość! Prościej się pozbyć tego domu i wrogości!
I co teraz? spuściwszy wzrok, pytał Ikar.
Teraz zbieracie rzeczy i jedziecie wtrącił Stanisław. Natychmiast. To prywatna własność.
Ale planowaliśmy tu spędzić całe lato! oburzyła się Grażyna. Mamy choćby namiot!
Zabierzcie go ze sobą odpowiedział nowy właściciel. Nie lubię gości.
Ikar zerwał fartuch i rzucił go na trawę:
To była przeklęta pułapka! Jeździć tu co chwilę, kopać te kwiaty Normalni ludzie lecą na Cypr, a nie grzebią w grząW ciszy, pod rozświetlonym niebem, dom wreszcie odetchnął, a Jadzia odsunęła się od przeszłości, gotowa na nowy początek.














