Bałam się, iż mąż mnie zostawi, bo urodziłam córkę, a nie syna.
W mojej rodzinie zawsze panował kult synów. Mieszkaliśmy w Polsce, i z jakiegoś powodu dziewczynki były tu mniej cenione. Wychowano mnie w tej mentalności. Miałam młodszego brata, Karola, i siostrę, Zosię, i widziałam, jak różnie nas traktowano.
Gdy urodziła się Zosia, ojciec był wściekły. Choć na USG mówili, iż to dziewczynka, do końca wierzył, iż lekarze się pomylili. Dopiero w szpitalu przekonał się, iż znowu będzie miał córkę. Ale gdy mama zaszła w ciążę Karolem, ojciec się zmienił. Krewni gratulowali rodzicom z niebywałą serdecznością. Wszyscy się cieszyli.
“Dziewczyna to dziewczyna. Wyjdzie za mąż i odejdzie. A syn — to kontynuacja rodu!” — powtarzał ojciec.
Również wychowanie było inne. Karol nie musiał pomagać w domu, nikt go nie ganił za złe stopnie czy psoty. Nie powiem, iż traktowano nas źle, ale różnica była wyraźna. Karola niemalże noszono na rękach.
Uznałam, iż w każdej rodzinie bardziej pragnie się synów. Z takim przekonaniem wyszłam za mąż. Żyliśmy z Jakubem w zgodzie, ufaliśmy sobie. Gdy powiedział, iż marzy o synu, nie zdziwiłam się — dla mnie to było naturalne. Gdy tylko dowiedziałam się o ciąży, zaczęłam wyobrażać sobie chłopca. Ale na USG lekarz uśmiechnął się i oznajmił, iż będzie dziewczynka. Coś we mnie pękło. Jak mu to powiedzieć? Myślałam, iż wpadnie w szał, spakuje walizki i wyjdzie.
Nie wiem, czemu wyobraźnia podsuwała mi takie wizje, skoro moi rodzice nie rozstali się po moim i Zosi narodzinach. Ale byłam załamana. Przez ten stres trafiłam do szpitala z ryzykiem poronienia. Jakbym nie był wtedy w mieście, ale natychmiast przyjechał.
Nie znał jeszcze wyniku USG, a ja nie wiedziałam, jak mu powiedzieć — przecież marzył o synu. Jakoś nie pytał o płeć dziecka. Martwił się tylko o mnie, wypytywał o zdrowie, obiecywał przynieść coś pysznego, prosił, żebym się nie denerwowała.
Gdy wyszedł, długo płakałam. Przyszła pielęgniarka, by mnie uspokoić. Wyrzuciłam z siebie wszystkie obawy. Nie wiem, jak zrozumiała mnie przez łzy. Powiedziała, iż powinnam myśleć o dziecku, a nie o mężu.
“Wiesz, ilu mężczyzn jest na świecie? Znajdziesz innego! Ważne, żebyś donosiła córeczkę — twoje nerwy jej szkodzą. I dziecko takie się urodzi!” — mówiła.
Rano spotkała Jakuba i zaczęła go burczeć. Nie wiedziała, iż on jeszcze nie znał płci. Wszedł do sali z szeroko otwartymi oczami i zapytał, skąd wzięłam takie bzdury. Wyznałam wszystko. Popatrzył na mnie jak na wariatkę. Oświadczył, iż nie ma dla niego znaczenia, czy to syn, czy córka, i kazał przestać wymyślać.
Starałam się uspokoić, ale czasem myślałam, iż tylko mnie pociesza, a sam jest rozczarowany. Ale gdy urodziłam małą Anię i zobaczyłam jego twarz, łzy w jego oczach — zrozumiałam, iż naprawdę się cieszy. Teraz śmiejemy się z moich obaw. Dobrze, iż pielęgniarka nam pomogła, bo jeszcze bym się do porodu zdążyła zdenerwować na śmierć.