Od bohatera do celebryty: Jak polski astronauta zmarnował historyczną szansę na popularyzację nauki

eswinoujscie.pl 1 miesiąc temu

Od bohatera do celebryty: Jak polski astronauta zmarnował historyczną szansę na popularyzację nauki

Jeszcze kilka miesięcy temu Polska żyła jednym z największych wydarzeń w historii rodzimej nauki – udziałem Polaka w misji kosmicznej Europejskiej Agencji Kosmicznej. To miało być symboliczne zwieńczenie marzeń wielu pokoleń, przełomowy moment, który miał odmienić myślenie młodzieży o nauce, rozbudzić w nich pasję do astronomii, fizyki, inżynierii i technologii. Tymczasem po powrocie na Ziemię otrzymaliśmy medialny spektakl, który zamiast inspirować – kompromituje.

Lot w kosmos jako impuls cywilizacyjny

Lot kosmiczny to nie tylko ogromny sukces technologiczny i logistyczny. To także potężne narzędzie soft power – miękkiej siły, która może wpływać na kształtowanie wyobraźni, ambicji i kierunków rozwoju całych społeczeństw. W krajach takich jak USA, Rosja, czy Chiny, astronauci są autorytetami, wzorcami patriotyzmu i wiedzy. W Polsce – niestety – gwałtownie zamienili się w bohaterów talk-showów i influencerów od pierogów.

Pierwsze tygodnie po powrocie polskiego astronauty do kraju wypełniły wystąpienia medialne, spotkania z politykami i relacje z entuzjastycznym tłumem. Naród był dumny. Ale bardzo gwałtownie zainteresowanie zaczęło przeradzać się w zażenowanie. Zamiast poważnych rozmów o misji, technologii, współpracy z ESA, widzowie otrzymali materiał promujący… kulinarne talenty żony astronauty.

Pierogi w kosmosie i selfie z żoną

Nie byłoby nic złego w ludzkim podejściu do opowiadania o przestrzeni kosmicznej. Każdy naukowiec wie, iż popularyzacja nauki powinna być przystępna i zrozumiała. Problemem nie jest język – problemem jest spłycenie przekazu do absurdu.

Polski astronauta stał się częstym gościem w programach rozrywkowych. Zamiast analizować dane z misji, skupiał się na opowieściach o jedzeniu pierogów na orbicie, o tym, jak się śpi w nieważkości, jak wygląda toaleta w stacji kosmicznej. Owszem, są to tematy interesujące dla laików, ale… czy naprawdę cała medialna przestrzeń musiała być zdominowana przez anegdoty? A co z edukacją? Co z przekazem naukowym?

Dodatkowo, w niemal każdej relacji towarzyszyła mu żona – zawsze uśmiechnięta, perfekcyjnie wystylizowana, gotowa na kolejne selfie. Ich wspólne występy zaczęły przybierać formę medialnego show: od wywiadów w śniadaniówkach, po filmiki w social media, które bardziej przypominały reality show niż edukację.

Zmarnowany potencjał

Wysłanie Polaka w kosmos mogło być katalizatorem wielkiej zmiany. Mogło zainspirować nowe pokolenia do nauki fizyki, matematyki, informatyki. Szkoły mogły zapraszać astronautę na wykłady. Mógł zostać ambasadorem kampanii naukowych, pojawiać się w programach popularnonaukowych, a choćby współtworzyć nowe inicjatywy edukacyjne – jak Fundacja Nauka w Przestrzeni, warsztaty STEM, czy festiwale kosmiczne.

Tymczasem nic z tego się nie wydarzyło. Nie powstał żaden ogólnopolski projekt edukacyjny z udziałem astronauty. Nie ruszyły programy popularyzujące ESA wśród młodzieży. Nie pojawiły się żadne merytoryczne serie edukacyjne na YouTube. Zamiast tego dostaliśmy stories z kawą i wywiady o emocjach żony.

To przykład nie tylko zmarnowanego potencjału, ale także wielkiego błędu w komunikacji społecznej. W świecie, gdzie nauka walczy o uwagę społeczeństwa z popkulturą i TikTokiem, Polska miała w rękach ogromny atut – i go wyrzuciła.

Porównania, które bolą

Spójrzmy na przykład Chrisa Hadfielda, kanadyjskiego astronauty, który również chętnie dzielił się swoimi doświadczeniami z kosmosu. Ale robił to z klasą i pomysłem. Tworzył nagrania edukacyjne dla uczniów, pokazywał eksperymenty w warunkach mikrograwitacji, tłumaczył zasady fizyki w sposób interesujący i zrozumiały.

W USA astronauci tacy jak Scott Kelly czy Jessica Meir biorą udział w projektach NASA Education, odwiedzają szkoły, piszą książki naukowe. Ich media społecznościowe pełne są materiałów popularyzujących wiedzę – nie prywatnych selfie z lotniska czy opowieści o obiedzie z teściową.

Tymczasem w Polsce astronauta jest zapraszany, by mówić o „romantyzmie w kosmosie”, „strachu żony” czy „pierwszym prysznicu po lądowaniu”. Czy naprawdę o to chodziło?

Społeczne rozczarowanie

Nie trzeba długo szukać – wystarczy wejść na fora, media społecznościowe czy serwisy z komentarzami. Dominujące opinie? „Żenada”, „zmarnowana szansa”, „z bohatera zrobił się klaun”. Wiele osób otwarcie przyznaje, iż przestali śledzić wystąpienia astronauty, bo „stracili do niego szacunek”.

Oczywiście znajdą się też głosy broniące go – mówiące, iż „ma prawo do prywatności”, iż „chce się dzielić euforią z rodziną”. Ale to nie jest argument. Bo w chwili, gdy ktoś decyduje się zostać publiczną twarzą nauki, musi rozumieć swoją odpowiedzialność. A odpowiedzialność ta obejmuje sposób komunikowania się ze społeczeństwem – i szacunek dla powagi własnej misji.

Żona jako „PR manager”?

Jednym z najbardziej komentowanych aspektów tego medialnego spektaklu jest postać żony astronauty. Choć nikt nie zabrania bliskim towarzyszyć w ważnych momentach życia publicznego, to w tym przypadku proporcje zostały całkowicie zaburzone. Żona stała się równorzędną gwiazdą występów. W niektórych relacjach mówi więcej niż sam astronauta.

Pojawiły się też opinie, iż to właśnie ona odpowiada za całą strategię medialną. jeżeli tak jest – to strategia ta okazała się katastrofalna. Nieumiejętne prowadzenie wizerunku osoby publicznej, zwłaszcza związanej z nauką, może nie tylko zaszkodzić jej samej, ale również całemu środowisku naukowemu.

Co można było zrobić inaczej?

  1. Ograniczyć wystąpienia medialne do wartościowych formatów. Nie trzeba było pojawiać się wszędzie. Kilka przemyślanych, merytorycznych wywiadów w wysokiej jakości mediach naukowych byłoby o wiele lepsze niż kilkadziesiąt występów w śniadaniówkach.

  2. Zaproponować projekt edukacyjny. Ambasadorstwo kampanii naukowej, warsztaty w szkołach, lekcje online – to wszystko było możliwe.

  3. Stworzyć serię popularnonaukową. choćby na własnym kanale YouTube. Z eksperymentami, opowieściami o pracy w ESA, technologii lotu kosmicznego, wpływie mikrograwitacji na organizm człowieka.

  4. Zachować umiar w ekspozycji prywatności. Mniej żony, mniej selfie, mniej kuchni. Więcej nauki, autorytetu i klasy.

Czy można to jeszcze uratować?

Teoretycznie tak. Astronauta wciąż ma ogromny potencjał, by stać się pozytywnym symbolem nauki. Ale droga powrotna do wiarygodności będzie trudna. Potrzebne są przemyślane decyzje, zmiana strategii medialnej, być może zatrudnienie profesjonalistów od komunikacji naukowej, a przede wszystkim – pokora i świadomość odpowiedzialności.

Jeśli nie nastąpi zmiana, wizerunek polskiego astronauty na długo pozostanie synonimem zmarnowanej szansy i medialnej groteski.

Zakończenie: Lot w kosmos – upadek na ziemię

Polska miała wszystko: moment historyczny, postać z potencjałem, zainteresowanie mediów i społeczeństwa. Miała okazję stworzyć nowy rozdział w popularyzacji nauki. Tymczasem ta okazja została utopiona w pierogach, selfikach i nachalnym parciu na szkło.

To nie tylko porażka jednej osoby. To porażka systemu, który nie potrafił odpowiednio zarządzić sukcesem. I kolejny dowód na to, iż w Polsce choćby najpiękniejsze historie można zamienić w farsę.

Top 7 najpiękniejszych i najmniej znanych plaż nad Bałtykiem – bez tłumów i parawanów

Idź do oryginalnego materiału