Po ślubie z mężem ustaliliśmy, iż to ja będę odpowiedzialna za zarządzanie domowym budżetem. Wynikało to z tego, iż o wiele lepiej radziłam sobie z planowaniem wydatków i rozdzielaniem środków na potrzeby rodziny. Doskonale wiedziałam, kiedy i gdzie najlepiej zainwestować, a co można odłożyć na później. No i w sumie obojgu nam to pasowało. Mąż był zadowolony z takiego rozwiązania.
W trakcie naszego małżeństwa przetrwaliśmy m.in. utratę pracy przez mojego męża oraz mój urlop macierzyński. Wszystko dzięki temu, iż umiałam odpowiednio gospodarować naszym budżetem. Zawsze mieliśmy jakieś oszczędności. Oczywiście, czasami musieliśmy sięgnąć po kredyt, ale spłacaliśmy go na czas.
Nigdy nie mieliśmy poważnych problemów finansowych, więc byłam przekonana, iż mąż również docenia moje zarządzanie. Nie mieliśmy dużych dochodów ani wsparcia finansowego od rodziny, dlatego zawsze planowałam wydatki w taki sposób, aby na koniec miesiąca nie zostać bez grosza. Podczas mojego urlopu macierzyńskiego utrzymywaliśmy się wyłącznie z pensji męża. Udało się choćby odłożyć trochę oszczędności i kupić niezbędne rzeczy dla dziecka. Czasami mogliśmy sobie pozwolić na wyjście do restauracji czy zamówienie jedzenia na wynos.
Jednak, jak się później dowiedziałam, mężowi wcale nie podobało się to, jak zarządzałam budżetem. Zauważyłam, iż w tym miesiącu nie przyniósł wypłaty do domu, więc zażartowałam:
— Planujesz dołożyć coś do domowej skarbonki? Czy może mamy głodować, kochanie?
— Od dzisiaj to ja będę zarządzał domowym budżetem. Czas wprowadzić porządek w domu. W końcu to ja jestem mężczyzną! — powiedział poważnie.
— Ty? — zapytałam zaskoczona. Byłam dość wzburzona, bo wynikało z tego, iż przez cały ten czas nie doceniał moich starań. — Mam nadzieję, iż to jakiś kiepski żart. Przecież świetnie zarządzam naszym budżetem, do tej pory nie mieliśmy żadnych problemów z pieniędzmi. Pamiętasz, jak to było kiedyś? Potrafiliśmy w tydzień wydać całą miesięczną pensję, a potem nie było za co kupić chleba. Jak chcesz teraz zarządzać pieniędzmi?
— Wszystko się zmienia. Mam już dosyć ciągłych żartów i drwin kolegów z pracy. Muszę prosić cię o każdą złotówkę, a potem tłumaczyć się, na co wydałem pieniądze. Jestem mężem w tej rodzinie czy nie? Zarządzanie budżetem to żadna filozofia, nie martw się. To wcale nie jest takie trudne.
Nie wiem teraz, co mam robić. Obawiam się, iż przez jego decyzję zostaniemy z dziećmi bez pieniędzy na resztę miesiąca. Może faktycznie poradzi sobie z budżetem, ale po co to zmieniać, skoro wszystko działa jak należy? Jak go przekonać, żeby zostawić to tak, jak jest? Naprawdę nie chcę prosić go o pieniądze i czuć się upokorzona.