Odebrałam córkę ze świetlicy i oniemiałam. Nie spodziewałam się tego po nauczycielkach

mamadu.pl 6 godzin temu
Czasami w szkołach, mimo iż powinny być miejscem bezpieczeństwa i porządku, zdarza się, iż zasady nie są w pełni przestrzegane. Nasza czytelniczka podzieliła się historią, która pokazuje, jak w pewnych momentach brakuje odpowiedzialności ze strony nauczycieli, co może wpływać na komfort i bezpieczeństwo dzieci.


Panie siedzą w telefonach


Chciałabym podzielić się z wami czymś, co wydarzyło się kilka dni temu, kiedy odebrałam moją córkę ze świetlicy. Jestem bardzo zaniepokojona tym, co zobaczyłam, bo absolutnie nie spodziewałam się, iż spotkam się z taką sytuacją w szkole. Rozważam choćby pójście z tym do dyrekcji, ale nie chciałabym wyjść na zbyt wojującą i panikującą. Po całym dniu nauki, kiedy moje dziecko w końcu miało czas na trochę oddechu na świetlicy, okazało się, iż panuje tam chaos, a nauczycielki zupełnie nie kontrolują sytuacji.

Weszłam do sali i zobaczyłam, jak większość dzieci biega w kółko, krzyczy, przepycha się. A panie? Siedzą na telefonach, a jedna klika pilotem od telewizora na którejś platformie streamingowej. Tak, dobrze przeczytaliście – nauczycielki, które mają być wzorem i autorytetem dla dzieci, powinny pilnować dzieci, a może pomagać im w odrabianiu lekcji, spędzają czas scrollując telefony, zupełnie ignorując to, co dzieje się w sali. Zrozumiałam, iż moje dziecko nie może tam czuć bezpiecznie i skorzystać z odpoczynku po lekcjach. To, co miało być spokojnym czasem po szkole, zamieniło się w jeden wielki chaos.

Kiedy zapytałam jedną z nauczycielek, co się stało, odpowiedziała mi, iż "o tej godzinie wszyscy są już zmęczeni i chcą iść do domu". Zamurowało mnie, to było jej jedyne wytłumaczenie ich olewczego zachowania. Rozumiem, iż nauczyciele mogą być zmęczeni, ale to nie jest wymówka. Dzieci potrzebują opieki, porządku i bezpieczeństwa, a nie sytuacji, w której same sobie radzą. To, co się stało, to nie jest tylko kwestia zmęczenia, to kwestia odpowiedzialności za dzieci, które spędzają w szkole tyle godzin.

To praca nauczycielek ze świetlicy!


To, co najbardziej mnie porusza, to fakt, iż nauczycielki spędzały czas na telefonach, kiedy powinny zajmować się dziećmi. To tak, jakby dzieci były tylko tłem, czymś, co samo się ogarnie, a nauczyciele mogą odpoczywać. Zdaję sobie sprawę, iż wielu rodziców korzysta z ekranów – to w tej chwili norma. Też pozwalam córce korzystać z telefonu czy tabletu, ale zawsze pod moją kontrolą i w określonych godzinach.

Dzieci nie powinny widzieć, iż dorośli wolą zająć się swoimi telefonami, niż spędzać czas z nimi, rozmawiać, czy po prostu być obecnym, kiedy one się bawią, rozmawiają, grają w gry planszowe. Takie zachowanie daje im błędny sygnał, iż nie warto stawiać na kontakt z drugim człowiekiem, tylko na wygodę. Takim zachowaniem dajemy dzieciom zły przykład, pokazując, iż najlepiej spędzać czas na gapieniu się w ekrany.

Sytuacja w świetlicy tylko pogłębia moje obawy o to, jak wygląda tam rzeczywiście opieka nad dziećmi. Czy to jest normalne, iż dzieci po całym dniu w szkole są zostawione same sobie? Dzieci nie mogą być traktowane jak zbiór przypadkowych osób w jednym pomieszczeniu. One potrzebują przewodników, którzy z szacunkiem traktują ich potrzeby, zrozumienie ich emocji i pomogą w kształtowaniu zdrowych nawyków.

Czuję ogromne rozczarowanie, iż tak to wygląda, i nie chcę, by moja córka dorastała w takim środowisku. Jak mamy wymagać od dzieci, by traktowały swoją edukację poważnie, skoro widzą, iż osoby dorosłe zupełnie je olewają i, zamiast wykonywać swoją pracę, gapią się w telefony? Takie sytuacje są dla mnie nieakceptowalne. Obawiam się zgłosić sprawę dyrekcji, bo córka na razie musi chodzić na świetlicę, a boję się, iż po mojej skardze nauczycielki dodatkowo będą się wyżywały na moim dziecku...

Idź do oryginalnego materiału