Moja młodsza siostra, Hania, wściekła się na mnie jak osa w lipcu. Potrzebowała pomocy z synkiem, a ja odmówiłam. Darła się, iż to rodzina, iż tak się nie robi, ale jakoś zapomniała, jak sama odwróciła się ode mnie w potrzebie, gdy nie chciała zabrać mojej córki, Zosi, nad morze. Jej egoizm złamał mi serce i skończyłam z poświęcaniem się dla tych, którzy tego nie doceniają. Mieszkamy w małym miasteczku pod Poznaniem, a ta sytuacja była już ostatnią kroplą, która przelała czarę.
Miesiąc temu Hania wpadła do mnie z błyszczącymi oczami: „Jedziemy całą rodziną nad Bałtyk! Z mężem, synkiem i teściową!”. Mieli już wynajęty domek, zaplanowane atrakcje, a ja cieszyłam się ich szczęściem. Ale od razu pomyślałam o Zosi. Pomyślałam, iż ja – jako freelancerka – w tym roku nie mogę sobie pozwolić na urlop. Pracuję jak wół, bo zlecenia to moje główne źródło zarobku, a czasu dla córki mam jak na lekarstwo. Zosia to mój promyk słońca, ale nie stać mnie na to, by dać jej wymarzone lato. Mama i przyjaciółki pomagają, jak mogą: babcia, mimo pracy, zabiera wnuczkę na spacery, koleżanki zapraszają ją na podwórko. Bez nich moja dziewczynka tkwiłaby w czterech ścianach.
Jestem samotną matką. Mąż nas zostawił dla nowej rodziny, w której urodził mu się syn. O Zosię choćby nie pyta, nie dzwoni, nie pomaga. Ciągnę ten wózek sama, harując do upadłego, by utrzymać naszą małą rodzinkę. Gdy więc usłyszałam o wyjeździe Hani, zaświtała mi nadzieja: Zosia mogłaby pojechać z nimi. Jadą we czterech – Hania, jej mąż, synek i teściowa – więc dopilnowanie jednej dziewczynki nie byłoby problemem. Byłam gotowa pokryć wszystkie koszty, żeby moje dziecko choć raz poczuło morską bryzę i miało piękne wspomnienia.
Postanowiłam porozmawiać z Hanią. „Proszę, zabierzcie Zosię – błagałam. – Wszystko opłacę, nie będzie wam przeszkadzać”. Ale siostra odcięła się krótko: „Dwoje dzieci to już za dużo. Nie chcemy brać odpowiedzialności za obie dziecko”. Słowa „obce dziecko” ciąły jak nożem. Obce? Moja Zosia to jej rodzona siostrzenica! Próbowałam tłumaczyć, iż Zosia jest grzeczna, iż nie będzie kłopotu, ale Hania nie ustąpiła: „Z twoją córką nie będziemy mogli odpocząć”. Serce mi pękło. Pogodziłam się z tym, iż w tym roku Zosia morza nie zobaczy. Ale w środku został żal i postanowienie: dość poświęcania się dla siostry, która mnie nie szanuje.
Hania przywykła, iż zawsze stoję na baczności. Uważa, iż skoro pracuję w domu, to mogę bez mrugnięcia okiem zająć się jej Jurkiem. Cierpliwie to znosiłam, choć kosztowało mnie to czas i nerwy. Zbierałam go z przedszkola, gdy musiała iść do lekarza czy fryzjera, bo „przecież jesteśmy rodziną”. Ale po tym, jak odmówiła zabrania Zosi, zrozumiałam: moja pomoc to dla niej nie gest życzliwości, a obowiązek. Nie docenia ani mnie, ani mojej córki. Jej teściowa mieszka daleko, więc oprócz mnie nikt nie pomoże, ale to nie znaczy, iż muszę być jej darmową opiekunką.
Wróciła z wakacji opalona i uśmiechnięta, a zaraz potem znowu się zjawiła. Zaprosili ich na weekend za miasto, ale bez dziecka. Była pewna, iż jak zwykle się zgodzę. „No przecież zajmiesz się Jurkiem, co?” – gadała, jak gdyby nigdy nic. Odpowiedziałam chłodno: „Nie. Mam mnóstwo pracy i chcę spędzić czas z Zosią”. Hania oniemiała: „Jak to?! Przecież rodzina to świętość! To mój syn, twój siostrzeniec!”. Przypomniałam jej, jak odmówiła zabrania Zosi, nazywając ją ciężarem. „Powiedziałaś, iż moja córka to obcy człowiek. Więc dlaczego ja mam ci pomagać?” – rzuciłam. Jej twarz wykrzywiła się ze złości, ale nie ustąpiłam.
Hania urządziła awanturę, obrażając mnie na czym świat stoi. „Przez ciebie nie pojedziemy! choćby mama pracuje, nie mogę jej zostawić Jurka!” – wrzeszczała. Ale ja twardo stałam przy swoim. Serce bolało mnie, gdy myślałam o Zosi, która przez siostrę nie zobaczyła morza. Koniec z poświęcaniem mojego dziecka nie dla tych, którzy mnie lekceważą. Hania myślała, iż zawsze będę mówić „tak”, ale wszędzie jest granica. Moja pomoc była szczerym odruchem serca, a ona traktowała ją jak oczywistość. Niech teraz szuka innych rozwiązań – ja wybieram Zosię.
Ta kłótnia zostawiła we mnie gorycz. Zawsze myślałam, iż jesteśmy blisko, ale jej samolubstwo pokazało, iż „rodzina” to dla niej tylko jej własne potrzeby. Zosia zasługuje na więcej, a ja zrobię wszystko, by jej dzieciństwo było pełne radości, choćby jeżeli sama padnę ze zmęczenia. A Hania? Niech się nauczy doceniać ludzi. Skoro nie chciała dać mojej córce odrobiny szczęścia, to ja nie muszę ratować jej wyjazdów. Serce boli, bo straciliśmy to, co było między nami, ale wiem, iż postąpiłam słusznie. Wybrałam Zosię. I nie żałuję.