Odnaleziony syn: jak siedmioletnie kłamstwo prawie zniszczyło rodzinę

newskey24.com 3 dni temu

Telefon zabrzmiał w porannej ciszy jak uderzenie sztyletu. Anna Kowalska, siedząc przy oknie z haftem w dłoniach, drgnęła i powoli uniosła słuchawkę. Kobiecy głos po drugiej stronie był zdenerwowany i spieszący się:

— Pani Anna Kowalska?
— Tak, słucham.
— Przepraszam za niepokój… ale dzwonię w sprawie pani syna.
— Z Darkiem coś się stało? W przedszkolu?
— Nie, nie! Mówię nie o Darku, tylko o Pawle.
— Przepraszam, ale mam tylko jednego syna.
— Paweł Kowalski, urodzony 12 lipca 1998 roku. W dokumentach są pani dane.

Annę przeszył ból jak nagły cios w serce. Ta data była raną, która nigdy się nie zabliźniła. Wzięła głęboki oddech:

— Tak… wtedy urodził się mój syn. Ale zmarł po dwóch dniach. Był wcześniakiem. jeżeli to żart, to wyjątkowo okrutny.
— Nie! On żyje! Jest w domu dziecka! Ja tu pracuję jako opiekunka i… on wierzy, iż jego mama go znajdzie. Proszę, spotkajmy się… nie mogłam już milczeć.

Ręka z słuchawką drżała. Anna bez słów zgodziła się, umawiając spotkanie pod pomnikiem Świętego Jana. Próbowała jeszcze przekonać samą siebie, iż to pomyłka, oszustwo. Ale serce podpowiadało – to prawda. Musiała zobaczyć to na własne oczy.

Godzinę później stała już przed starszą kobietą o dobrych, zmęczonych oczach. Przedstawiła się jako Halina Nowak, wychowawczyni z domu dziecka przy ulicy Wolności.

— Całe życie spędziłam wśród dzieci. Swoich nie miałam. Pawełek jest wyjątkowy. Dobry, mądry, wrażliwy. Nie mogłam nie spróbować odnaleźć jego rodziny. W aktach jest pani rezygnacja.
— Ja nigdy nie pisałam żadnej rezygnacji!
— Więc ktoś to zrobił za panią. Ktoś, kto postanowił w pani imieniu…

Jakby potwierdzając jej najgorsze obawy, kobieta podała jej zdjęcie. Patrzył z niego chłopiec łudząco podobny do jej syna, Darka. Tylko w okularach. Ten sam podbródek, usta, ten sam wzrok. Tylko pełen niepokoju, jakby z innego, okłamanego dzieciństwa.

Anna ledwo łapała oddech.
— Co z jego wzrokiem?
— Astygmatyzm. Nic poważnego. Ale ma dobre serce. Codziennie powtarza, iż na pewno odnajdzie swoją mamę.

Anna ściskała fotografię. Nie miała już wątpliwości. To był jej syn. Jej chłopiec. Jej krew.

— Nie ma pani pojęcia, co zrobili ci, którzy mi go zabrali. Cierpiałam. Od bólu nie mogłam oddychać. A on… on żył!

Nie żegnając się, Anna pobiegła do domu dziecka. Tam, za metalowym płotem, od razu go zobaczyła – siedzącego w piaskownicy z książką. Paweł. On. Jej syn.

Wychowawczyni zawołała go po nazwisku – Kowalski. To wystarczyło. Anna weszła do gabinetu dyrektorki.

— Usłyszałam swoje nazwisko i… pomyślałam, iż może jesteśmy spokrewnieni. Chłopiec wydał mi się bardzo znajomy.
— Jest pani Kowalska? Przypadek? Dziwne. On właśnie ma trafić do innej rodziny…
— Nie rozumie pani. To mój syn.

Dyrektorka – Krystyna Wiśniewska – zawahała się, ale sięgnęła po dokumenty. W aktach widniała rezygnacja podpisana przez Annę. Podpis był sfałszowany. Anna poznała charakter pisma teściowej – Barbary Nowak. Tylko ona mogła spaść tak nisko.

Drżącym głosem Anna opowiedziała, jak siedem lat temu urodziła przedwcześnie, jak powiedziano jej, iż dziecko nie żyje. Ale teraz, gdy zobaczyła zdjęcie i usłyszała jego imię – wszystko stało się jasne.

Dyrektorka po raz pierwszy spojrzała na nią ze zrozumieniem:

— Nie oddam Pawła innej rodzinie. Proszę to wyjaśnić, wrócić z mężem. Sprawimy, by formalności były w porządku.

W drodze do domu Anna czuła, jak w niej wrze. Kto mógł to zrobić? Marek, jej mąż, był wtedy złamany. Cierpiał razem z nią. Pozostała tylko jedna osoba – jego matka.

Anna odebrała Darka z przedszkola, starając się zachować spokój. Ale gdy wróciła do domu i zobaczyła Barbarę przy kuchence, nie wytrzymała:

— A pewna osoba znikała na siedem lat. I teraz wszystko wyjdzie na jaw.

Wieczorem położyła zdjęcie przed mężem.
— To Paweł. Nasz syn.
Marek zmarszczył brwi:
— To Darek w okularach?
— Nie. To ten, którego opłakiwaliśmy.

Reakcja teściowej nastąpiła natychmiast – zbladła, ale, jak zwykle, wyniosła się do swojego pokoju. Anna, rozdarta bólem, opowiedziała mężowi wszystko.

Następnego dnia byli już w domu dziecka. Gdy Paweł wszedł do gabinetu, stało się jasne. Chłopiec nie zadał ani jednego pytania. Po prostu zrozumiał.

— W końcu cię znaleźliśmy, synku – powiedział Marek.
— Wiedziałem! Czekałem! – odparł Paweł.

Anna przytuliła go, gładząc po głowie, powstrzymując łzy, które już nie miały granic.

W drodze do domu wstąpili do sklepu. Paweł nie mógł uwierzyć, iż może wybrać sobie ubrania. Że ma mamę, która zapyta, jaką kurtkę chce. Że jest tata, który uniesie go w ramionach.

W domu czekał na niego młodszy brat… zły i zazdrosny. Anna podejrzewała, skąd wiał wiatr – Barbara Nowak nie traciła czasu.

— To wszystko moje! Nie będę się dzielił! – burczał Darek.
— A może on w ogóle nie jest moim bratem! Sierota!

Anna wyprowadziła obu przed lustro.

— Spójrzcie. Te nosy, te usta, uszy. Jesteście braćmi.
I nagle Darek się uśmiechnął. Niepewnie. Ale po raz pierwszy – naprawdę.

Tymczasem Barbara Nowak pakowała swoje rzeczy. Marek zaproponował jej przeprowadzkę do mieszkania, które dla niej dawno kupił. Bez krzyków. Ale stanowczo. Nie będzie już królową w ich domu.

Anna stała w korytarzu i słyszała, jak rozmawia przez telefon:

— Tak, wyprowadzam się. Mieszkanie – luksus. Syn dba o mnie. Wreszcie będę żyć dla siebie. Odpoczywać. Jestem szczęśliwa.

Anna gorzko się uśmiechnęła.
A kiedy ty żyłaś dla kogoś, Barbaro?

Teraz jej rodzina była kompletna. Teraz miała dwóch synów. A serce przestało płakać. Zaczęło śpiewać.

Idź do oryginalnego materiału