Ojej, widziałyście, dziewczyny, tę kobietę, co mamy w sali? Już starsza… – Tak, całkiem siwa. Pewnie ma wnuki, a mimo to – zażądała maluszka, w swoim wieku…

polregion.pl 1 dzień temu

Och, dziewczyny, przyglądałyście się tej staruszce w naszym oddziale? Już prawie szara Tak, całkiem szara. Pewnie ma wnuki, a wszyscy przychodzą maleństwo w jej wieku

Moja matka wydaje się młodsza od niej. Ciekawe, ile lat ma jej mąż?

Cicha, ponura, nie rozmawia z nikim.

Czuła się niepewnie, więc zamilkła. My wciąż ją nazywamy córka. Nie wiem, jak ją przywołać. Mówią, iż nazywa się Antonina.

Lepiej chyba po imieniu i nazwisku w szpitalnym oddziale położniczym rozgorzała rozmowa, gdy jedna z przyszłych mam chwilowo opuściła pokój.

Los Antoniny był ciężki. Gdy Jadwidze miało cztery lata, cała rodzina złapała tyfus. Matka, ojciec, roczniak i dziadek nie przetrwali. Od tego czasu Jadwiga wychowywała się pod surowym okiem babci Marii, kobiety bezwzględnej i władczej, której miłość była nieznana.

W czterdziestym pierwszym roku Jadwiga i Witold skończyli trzynaście lat. Mieszkali w różnych wioskach, przyjechali do powiatowego centrum pracy w Łodzi, gdzie brakowało rąk do fabryki.

Tam przy zakładzie mieszkali, tam się poznali. Od młodych lat pociągali za sobą, nie odpuszczając, równi z dorosłymi.

W piętnastu Witold ruszył na front. Jadwiga, ognista dziewczyna o rudych włosach, chciała iść z nim, ale nie przyjęli ich. W tył, tam potrzebniejsze są twoje ręce, szukamy takich pracowników

W osiemnastu Jadwiga i Witold pobrali się, nie organizując przyjęcia. Ciężkie lata powojenne nie sprzyjały uroczystościom.

Jadwiga, ku niezadowoleniu babci, przeprowadziła się do męża. Ich wioski oddzielało trzydzieści kilometrów.

Po roku urodził się syn, nazwany Wacławem. Młodzi rodzice byli szczęśliwi, w domu panowała idyllia. W ich młodości tyle przygód spadło na ich barki, iż zasłużyli na to szczęście, choć wytracili je w bólu.

Jednak szczęście nie trwało długo.

W wieku sześciu lat Wacław miał już pięć lat. Jadwiga z mężem wciąż żyli w zgodzie, zasadzili wioskę zazdrością. Wiktor pracował jako piekarz, a jego chleby słynęły po okolicy.

Wezwano go, by postawił piec w sąsiedniej wsi po drugiej stronie rzeki. Wziął ze sobą Wacława, bo Jadwiga była w pracy. Był mroźny luty, a oni szli po zamarzniętej rzece.

Wiktor niósł ciężką skrzynię z własnym narzędziem, bo nie uznawał cudzych. Wacław bawił się beztrosko i nie słuchał ojca, który wzywał go do obok siebie. Gdy mieli jeszcze dwadzieścia metrów do brzegu, chłopiec poślizgnął się w śnieżną zagłębienie. Wiktor rzucił się ratować syna, lecz

Antonina posiwiała już dwadzieścia pięć lat temu, kiedy straciła męża i syna. Nie mogła już żyć w domu pełnym wspomnień, więc Jadwiga wróciła do rodzinnej wioski, pod dach Marii.

Jadwiga zamknęła się w sobie, życie straciło sens. Nie myślała o nowej rodzinie.

Antoninie dopiero co skończyło się czterdzieści trzy lata. W tak młodym wieku, bez męża, Jadwiga podjęła decyzję.

Doskonale rozumiała trudności, które przed nią stały, ale samotność przerażała ją bardziej niż wszelkie przeciwności.

Wioska, w której mieszkała Jadwiga, była odległa, dojazd niełatwy. Luty był surowy, obawiając się, iż pomoc nie przybędzie na czas, więc kobieta przyjechała do szpitala wcześniej. Martwiła się o zdrowie dziecka, w końcu liczył się wiek.

Od rana Jadwiga była jak cień, wędrując po korytarzach szpitalnych: dokładnie osiemnaście lat temu straciła ukochanego męża i syna. Czas nie uleczył jej, ból nie zgasł.

Jadwiga urodziła zdrowego chłopca, nazwała go Dymitr. Pamiętała, jak Wacław marzył o bracie.

Kup mi braciszka, błagał. Tato zrobił mi tyle zabawek! Będę bawił się z braciszkiem.

Jak nazwiesz braciszka? pytał ojciec.

Dymitrem!

To będzie Dymitr! rozpromieniony Wiktor patrzył na Jadwigę.

Jadwiga w tamtym momencie była pełna nadziei, Wiktor o tym wiedział. Wacławowi zdecydowano nie mówić o pewnym czasie. Kiedy zginął mąż i syn, Jadwiga straciła dziecko z powodu przeżytych tragedii.

I oto pojawił się Dymitr, tak jak marzył Wacław.

Babcia Maria przyjęła Jadwigę z noworodkiem zimnym westchnieniem.

Co znowu płaczesz, szczęście moje? łagodnie pocieszała Jadwiga dziecko.

A ty wstyd to, szczęście twoje, mruczała chrzczącym głosem Maria. Cała wioska pewnie gada o twojej hańbie.

Od tygodnia nie pokazuję nosa na zewnątrz. Zaraz zacznie się przesłuchanie. Co mam ludziom powiedzieć? Że moja wnuczka zwariowała?

W wiosce plotka trwała długo. Nic nie ruszało serca mieszkańców bardziej niż niezamężna Jadwiga, trzydziestu trzech lata, i jej nowonarodzony syn.

Babcia cięła Jadwigę bez litości. ale po roku Maria, choć już podeszła do starości, nagle upadła i niedługo zniknęła.

Jadwiga płakała, mimo wszystko babcia ją wychowała

Dymitr wyrosł na pięknego przystojniaka. Wysoki, ciemnoblond, zupełnie nie przypominał matki, którą kochał.

W siedemdziesiąt lat Jadwiga stała się babcią. Dymitr, dowiedziawszy się o narodzinach córki, pojechał z matką do szpitala. Jego żona, Świata, leżała na pierwszym piętrze.

Świato, Świato, wołał szczęśliwy ojciec. Pokaż dziecko!

Świata podeszła do okna, trzymając w ramionach maleństwo. Jadwiga uśmiechała się, wycierając łzy.

Ojej! Mamo, ona jest ruda! Patrz, jaka jest podobna do ciebie! mówił syn. Dla Antoniny było euforią widzieć własnego wnuczka szczęśliwego. Tak więc nie bała się już tego świata

Idź do oryginalnego materiału