Tamtego dnia pogoda była okropna: zimno, deszcz, wiatr – brakowało tylko śniegu.
Olga stała na przystanku i bez nadziei wpatrywała się w dal – trolejbusu nie było widać.
– Podwieźć cię? – przy przystanku zatrzymał się samochód.
Nie próbując choćby zobaczyć, kto siedzi w środku, Olga pokręciła głową i cofnęła się. W przeciwieństwie do koleżanek ze studiów bardzo obawiała się wsiadać do samochodów z nieznajomymi.
– Wsiadaj, dziewczyno! Do metra, prawda? – nalegał kierowca, ale Olga odwróciła się, dając do zrozumienia, iż rozmowa jej nie interesuje.
W tym czasie na przystanek podjechał trolejbus, więc kierowca nie miał wyboru i odjechał.
Olga prawdopodobnie zapomniałaby o całej sytuacji, gdyby następnego ranka historia nie powtórzyła się jak z kalki. Tym razem jednak udało jej się zobaczyć kierowcę – był to bardzo przystojny, choć jak na jej gust, niezbyt młody mężczyzna.
– Jaki uparty! – pomyślała, ale do samochodu nie wsiadła.
Jakie było jej zdziwienie, gdy po kilku dniach do Olgi na przystanku podszedł człowiek, którego rozpoznała jako kierowcę tamtego samochodu.
– Nie bój się! – powiedział. – Bardzo mi się spodobałaś. Żal było patrzeć, jak mokniesz. Ale jeżeli nie chcesz, żebym cię podwoził, mogę z tobą pojechać trolejbusem do metra. Nazywam się Andrzej.
Olga wzruszyła wtedy ramionami – trolejbus jest publiczny, ale po raz pierwszy spojrzała na mężczyznę z zainteresowaniem. A kiedy tydzień później znów pojawił się na przystanku, uśmiechnęła się do niego.
Andrzej miał trzydzieści cztery lata, a Olga dwadzieścia jeden, ale świetnie się dogadywali. To było zaskakujące, bo Olgi nigdy nie pociągały rozmowy z rówieśnikami – nie cieszyła się popularnością i nie miała adoratorów. Aż pojawił się Andrzej.
– Ale przecież nie jestem ładna – dziwiła się Olga. – Nikt nigdy nie zwracał na mnie uwagi ani w szkole, ani na uniwersytecie!
– I dobrze! – śmiał się Andrzej. – Mam szczęście, iż wszyscy wokół ciebie byli ślepi. Bo ja widzę, iż jesteś najpiękniejsza!
Nie tylko Olga dziwiła się, co w niej takiego wyjątkowego – jej koleżanki również mówiły niemal wprost, iż Andrzej, taki przystojny mężczyzna, mógł znaleźć kogoś lepszego niż ona.
– Chociaż… Jest stary… Ale bogaty – szeptały jedne. – Teraz za nią biega, ale niedługo ona będzie się nim zajmować.
– Na pewno go rzuci! Chodzi jej tylko o pieniądze! Nie bez powodu z nim jest! – podejrzewały inne.
Olga nie miała pojęcia, iż koleżanki oskarżają ją o interesowność. Prawdopodobnie dlatego, iż było to dalekie od prawdy – naprawdę zakochała się w Andrzeju.
A pieniądze? Andrzej zarabiał uczciwie: razem z matką zaczęli robić ciasta i torty na zamówienie, a teraz mieli dwie kawiarnie, gdzie sprzedawali autorskie słodkości.
Olga chętnie zgadzała się na kawę z ciastkiem – uwielbiała słodycze. Cieszyła się, gdy Andrzej podwoził ją na zajęcia albo odbierał po nich – to było lepsze niż marznięcie na przystanku. Jednak stanowczo odrzucała wszelkie prezenty, poza kwiatami.
Andrzej był zaskoczony, gdy z oburzeniem odrzuciła skromny złoty łańcuszek i poprosiła, by więcej jej nie obrażał podobnymi podarunkami.
– A co ci podarował? – pytały koleżanki po jej urodzinach.
– Poprosiłam o książkę mojego ulubionego pisarza – odpowiedziała Olga.
Koleżanki wybuchnęły śmiechem:
– Ale z ciebie spryciara! Profesjonalnie złapałaś faceta na haczyk!
Olga wzruszała ramionami i odchodziła.
Nie wierzyły jej koleżanki, nie wierzyli też krewni. Wszyscy byli przekonani, iż „złapała” bogatego mężczyznę. A różnica wieku? To choćby dobrze – wcześniej zostanie wdową.
Nikt nie wierzył jej zapewnieniom, iż w ich związku nie ma interesowności. Andrzej uspokajał ją:
– Po co coś im udowadniać? Ważne, iż ja ci wierzę.
Z czasem Olga przestała się przejmować.
Minęło kilka lat. Olga i Andrzej żyli szczęśliwie, mieli piękną córeczkę i myśleli o tym, by urodzić jej braciszka. Ale wtedy nadeszła kolejna kryzysowa sytuacja. Andrzej znalazł się na skraju bankructwa – jego kawiarnie mogły zostać zamknięte z powodu długów. Pilnie potrzebowali pieniędzy – trzeba było wziąć kredyt lub szukać znajomych, którzy mogliby pomóc.
Wtedy Olga, bez zastanowienia, sprzedała mieszkanie odziedziczone po dziadku i przekazała pieniądze mężowi. I znów krewni zaczęli ją krytykować:
– Jesteś normalna? Odbuduje swój biznes, stanie na nogi i rzuci cię z dzieckiem! Przecież takie przypadki się zdarzają! O czym w ogóle myślałaś? Teraz, jeżeli odejdziesz, to zostaniesz na ulicy!
– I co im odpowiedziałaś? – zapytał spokojnie Andrzej, gdy zasmucona Olga przekazała mu te słowa.
– Cóż… Powiedziałam, iż zawsze widzą to, co chcą widzieć. A ja wierzę w swojego męża. I przynajmniej teraz nikt nie zarzuci mi interesowności…
– I to jest bardzo cenne! – zaśmiał się Andrzej i objął żonę.
…Choć „życzliwi” bardzo chcieli, by ich słowa się sprawdziły, sprawy Andrzeja zaczęły się układać, a opuszczenie żony choćby nie przyszło mu do głowy.
Żyją tak jak wcześniej, w zgodzie, i nikomu niczego nie zamierzają udowadniać. Po co? Są pewni siebie nawzajem, a ludzie niech myślą, co chcą. To ich prawo.
A jak wy sądzicie?