On nie jest moim dzieckiem

twojacena.pl 2 dni temu

„To nie mój syn”, oświadczył lodowato milioner, jego głos rozbrzmiewając w marmurowym holu. „Zbieraj swoje rzeczy i wynoś się. Oboje.” Wskazał drzwi. Jego żona mocniej przytuliła niemowlę, z oczami pełnymi łez. Gdyby tylko wiedział…
Burza na zewnątrz dorównywała tej, która szalała w domu. Kazimiera stała nieruchomo, z bielejącymi kostkami palców, przyciskając małego Mikołaja do piersi. Jej mąż mąż, Grzegorz Zamoyski, magnat finansowy i głowa rodziny Zamoyskich, patrzył na nią z furią, jakiej nie widziała przez dziesięć lat małżeństwa.
—Grzegorz, błagam — wyszeptała Kazimiera, jej głos drżał. — Nie wiesz, co mówisz.
—Wiem dokładnie, co mówię — syknął. — To dziecko… nie jest moje. Zrobiłem test DNA w zeszłym tygodniu. Wyniki są jasne.
Oskarżenie zabolało bardziej niż policzek. Kolana Kazimiery niemal ugięły się.
—Zrobiłeś test… bez mówienia mi?
—Musiałem. Nie jest do mnie podobny. Nie zachowuje się jak ja. I nie mogłem dłużej ignorować plotek.
—Plotek?! Grzegorz, to przecież niemowlę! I to twój syn! Przysięgam na wszystko, co mam.
Ale Grzegorz już podjął decyzję.
—Twoje rzeczy wyślą do domu twojego ojca. Nie wracaj tu. Nigdy.
Kazimiera stała tam jeszcze chwilę, mając nadzieję, iż to tylko kolejny jego kaprys, taki, który mijał do następnego dnia. Ale chłód w jego głosie nie zostawiał wątpliwości. Odwróciła się i wyszła, jej obcaski stukając po marmurze, gdy grzmot huczał nad rezydencją.
Kazimiera wychowała się w skromnym domu, ale weszła w świat przywilejów, wychodząc za Grzegorza. Była elegancka, spokojna, inteligentna – wszystko to, co celebrowały magazyny i czego zazdrościło high society. Teraz nic z tego nie miało znaczenia.
Gdy limuzyna wiozła ją z Mikołajem z powrotem do wiejskiej chatki jej ojca, jej umysł wirował. Była wierna. Kochała Grzegorza, stała przy nim, gdy rynki się załamały, gdy prasa go niszczyła, choćby gdy jego matka ją odrzuciła. A teraz wyrzucono ją jak obcą.
Jej ojciec, Marcin Bartosiewicz, otworzył drzwi, szeroko otwierając oczy na jej widok.
—Kaziu? Co się stało?
Padła w jego ramiona. — Powiedział, iż Mikołaj nie jest nie jego… Wyrzucił nas.
Szczęka Marcina zacięła się. — Wejdź, córeczko.
Przez kolejne dni Kazimiera przyzwyczajała się do nowej rzeczywistości. Dom był mały, jej dawny pokój prawie się nie zmienił. Mikołaj, nieświadomy wszystkiego, bawił się i gaworzył, dając jej chwile spokoju pośród bólu.
Ale coś jej nie dawało spokoju: ten test DNA. Jak mógł być błędny?
Zdesperowana o odpowiedź, udała się do laboratorium, gdzie Grzegorz zrobił test. Ona też miała kontakty – i kilka zaległych przysług. To, co odkryła, zamroziło jej krew w żyłach.
Test był sfałszowany.
Tymczasem Grzegorz był sam w swojej rezydencji, udręczony ciszą. Powtarzał sobie, iż zrobił słusznie – iż nie może wychowywać dziecka innego mężczyzny. Ale wżerało się w niego poczucie winy. Unikał wchodzenia do starego pokoju Mikołaja, ale pewnego dnia ciekawość wzięła górę. Na widok pustego łóżeczka, pluszowej żyrafy i malutkich bucików na półce, coś w nim pękło.
Jego matka, Hrabina Aldona, nie pomagała.
— Przecież cię ostrzegałam, Grzegorz — rzekła, sącząc herbatę. — Ta Bartosiewiczówna nigdy nie była dla ciebie.
Ale choćby ona się zdziwiła, gdy Grzegorz nie odpowiedział.
Mijały dni. Potem tydzień.
Aż nadszedł list.
Bez nadawcy. Tylko kartka i fotografia.
Dłonie Grzegorza drżały, gdy czytał.
„Grzegorzu,
Pomyliłeś się. I to bardzo.
Chciałeś dowodów – masz je. Znalazłam oryginalne wyniki. Test był sfałszowany. A to zdjęcie znalazłam w gabinecie twojej matki… Wiesz, co to znaczy.
— Kazimiera.”

Idź do oryginalnego materiału