Ortograficzne zmagania w MDK-u |#LPU24.pl

lpu24.pl 1 tydzień temu

Przez ostatnie dwa dni Młodzieżowy Dom Kultury w Puławach gościł dzieci i młodzież, którzy chcieli sprawdzić swoją wiedzę z zakresu ortografii języka polskiego. Uczniowie mieli taką możliwość za sprawą organizowanego corocznie przez puławski “emdek” Powiatowego Konkursu Ortograficznego.

Konkurs ma formę dyktanda, a jego celem jest wyłonienie Mistrza Ortografii Języka Polskiego. W środę z wymagającymi wyrażeniami z języka polskiego mierzyli się uczniowie II Liceum Ogólnokształcącego im. Komisji Edukacji Narodowej w Puławach.

Wydarzenie swoim patronatem honorowym objęła Starosta Puławski Teresa Gutowska.

Tekst dyktanda dla uczniów ze szkoły średniej:

Były już późnopopołudniowe godziny, kiedy Jan wybrał się niespiesznie na codwutygodniowy spacer po kniei. Poniekąd można by było odwiedzać las częściej, ale Jan tylko z rzadka miał taką potrzebę. Nie w smak mu były spotkania z watahą rozkrzyczanych przepiórek, hałastrą długoskrzydłych jerzyków przypominających jaskółki, pohukiwania puszczyka, postukiwania dzięcioła czy brodzenie w ohydnej brei błota. W niekłamany zachwyt wprawiały go natomiast chwile, kiedy słońce z wolna chowało się za drzewa, kiedy blask sczerwieniałych wierzchołków sosen był doskonale zharmonizowany z jasnobeżowymi łachami piachu na ścieżkach.

Tego dnia na podanie beztrosko hasały zające, dostojny jeleń chyżo przemknął i zniknąć we wnętrzu leśnej ściany. Nie opodal (albo: nieopodal) Jan dostrzegł zszarzały cień. Podszedł bliżej, żeby mu się dokładnie przyjrzeć. Cień najpierw chrząknął niedwuznacznie, potem zamachał czymś, co przypominało ogromne rozcapierzone (albo: rozczapierzone) ręce, a potem znienacka z dzikim rykiem ruszył w kierunku Jana. Wprawdzie Jan nie był tchórzem, ale niepodobna było zachować zimną krew w tej sytuacji. Jego reakcja wydawała się w pełni uzasadniona. Mimo iż był zagorzałym przeciwnikiem sportów ekstremalnych, tym razem zrobił najlepszy użytek ze swoich nóg. Półprzytomny zaczął uciekać, biegł przez chaszcze, z lewa i z prawa zahaczał o wystające gałęzie, przerażony nie mógł wydostać się spomiędzy ostrych krzewów jeżyn. W końcu poharatany przez kolce, półżywy ze strachu i zmęczenia, zszokowany tym, co mu się przydarzyło, wydostał się na pole pełne chabrów i kąkoli.

Jan do dziś nie wie, kto wystraszył go w lesie.

Idź do oryginalnego materiału