Otarła mokre dłonie, jęknęła z bólu i podążyła otworzyć drzwi, wstrzymując łzy.

polregion.pl 1 godzina temu

Maria Wróbel otarła spocone dłonie, wzdychając ciężko, i ruszyła ku drzwiom. Dzwonek rozbrzmiewał cicho, ale uparcie to już było trzecie podejście. Akurat kończyła myć okna w kuchni, więc nie od razu usłyszała pukanie. Za drzwiami stała młoda dziewczyna, ładna, ale blada jak płótno, z podkrążonymi oczami.

Pani Mario, słyszałam, iż może pani wynająć pokój?
O, Jezu, znowu sąsiedzi plotki puszczają! Nie wynajmuję, nigdy nie wynajmowałam.
Mówili, iż ma pani trzy pokoje…
No i co z tego? Lubię swoją samotność.

Dziewczyna odwróciła się szybko, by ukryć łzy, i zaczęła schodzić po schodach. Jej wąskie ramiona drżały.

Wracajże tu! Przecież cię nie przegoniłam! Młodzież teraz od razu do płaczu. Chodź, herbatę zrobimy. Jak ci na imię? Możemy na „ty”?
Kinga.
„Królewska”, co? Ojciec pewnie jakiś urzędnik?
Nie miałam ojca. Wychowałam się w domu dziecka. Znaleźli mnie w klatce schodowej jako niemowlę…

Maria westchnęła ciężko.

No to chodź, zupę pomidorową mam świeżą. Jesteś głodna?
Nie, jadłam drożdżówkę…
Drożdżówkę! O rany, wy młodzi żołądek sobie popsujecie! Siadaj, talerz gorącej zupy ci postawię.

Gdy Kinga usiadła przy stole, wyznała cicho:

Pani Mario… jestem w ciąży. Mąż w wojsku, a gospodyni mnie wyrzuciła, jak się dowiedziała…

Maria aż zakrztusiła się herbatą.

Matko Boska! To niby jak? Ślubny ten dzieciak czy nie?
Ślubny! Tadek z domu dziecka. Wzięliśmy ślub, zanim poszedł do służby.

Maria zamyśliła się, w końcu machnęła ręką.

No dobra, łóżko ci postawię w pokoju po Szymonie. Pieniędzy nie chcę. Idź po swoje rzeczy.
Wszystko mam w torbie pod blokiem…

Tak zaczęło się ich wspólne życie. Kinga kończyła szkołę krawiecką, a Maria, od czasu wypadku w kopalni, żyła z renty, szydełkując serwety i sprzedając je na targu. W niedziele Maria szła na mszę, a Kinga zostawała w domu, odpisywała na listy od Tadka.

Pewnego dnia, gdy pracowały w ogródku, Kinga nagle zbladła i złapała się za brzuch.

Mamo! Mamusiu, chodź szybko!

Maria zapomniała o bolących kolanach i pognała do domu. Sąsiad zawiózł je starym „Maluszkiem” do szpitala. Kinga krzyczała w bólu:

To za wcześnie! Mamo, módl się za mnie!

Po długiej nocy modlitw Maria dowiedziała się, iż Kinga urodziła zdrowego chłopczyka w Wigilię, jakby sam Pan Bóg tak chciał.

Miesiące mijały. Mały Kacperek rósł, a Maria czuła, jak odradza się w niej radość. Aż pewnego dnia, gdy Kinga wyjęła stare zdjęcie Tadka z szuflady, Maria zdrętwiała.

Mamo, co się stało?
To… to mój Szymon.

Gdy Kinga pokazała znamię nad łokciem Tadka w kształcie krzyżyka Maria wybuchnęła płaczem.

To mój syn… Mój Michał, który zginął w tej kopalni…

Kinga osunęła się na kolana.

Tadek zawsze mówił, iż został znaleziony po katastrofie…

Obie kobiety płakały, tuląc do siebie małego Kacpra, podczas gdy na stole uśmiechało się stare zdjęcie tego samego mężczyzny, w mundurze górniczym i wojskowym.

Idź do oryginalnego materiału