OTOCZENI MIŁOŚCIĄ

newsempire24.com 5 dni temu

OCHRONIONI MIŁOŚCIĄ

Spotkanie Kaliny i Witka było napisane w gwiazdach.

…Witek swojego ojca na oczy nie widział. Wychowywała go mama i babcia. Gdy mały Witek pytał o tatę, mama mruczała coś niewyraźnego, iż tata jest geologiem i ciągle szuka cennych minerałów. A raz, w złości, krzyknęła: — Nigdy nie miałeś taty, Witku, i nie będziesz miał!

Jako dzieciak Witek przyjmował te wyjaśnienia bez zastrzeżeń. Ale gdy podrósł, postanowił dociec prawdy. W końcu nie z nieba spadł! Okazało się, iż mama Witka w młodości wyjechała w delegację i wróciła z… przyszłym dzieckiem, czyli z Witkiem. To babcia zdradziła mu tajemnicę, oczywiście pod sekretem.

Witek był niesamowicie szczęśliwy, iż zagadka została rozwiązana. Dzięki Bogu, nie znaleźli go w kapuście. Postanowił, iż przy pierwszej okazji pozna ojca, czy mu się to podoba, czy nie. — Przecież jestem jego synem, a nie pierwszym lepszym przechodniem! — myślał. A przy okazji złożył sobie obietnicę: — Będę miał prawdziwą rodzinę. Żonę i dzieci. I to jedną żonę, ale za to całą gromadkę dzieci.

…Kalina również nie zaznała ojcowskiej miłości. Jej mama rozstała się z tatą, gdy dziewczynka nie miała jeszcze dwóch lat. Ojca zastąpił ojczym. Niezły człowiek, ale jednak… Swoje dzieci z pierwszego małżeństwa stawiał Kalinie za wzór. To irytowało. Więc Kalina mogła liczyć tylko na miłość mamy.

Gdy dorosła, postanowiła: — jeżeli wyjdę za mąż, to tylko raz i na zawsze! Tylko gdzie znaleźć takiego faceta?

I znalazła.

…Był wigilijny wieczór. Styczeń, mróz, zmrok. Księgarnia. Witek i Kalina stoją w kolejce do kasy. Oboje trzymają w rękach tomiki Adama Mickiewicza. Ich spojrzenia przypadkiem się spotykają. I Witek przeszedł do ataku. Zasypał Kalinę komplementami, pytaniami (taktycznymi i delikatnymi). Nie mógł po prostu pozwolić jej odejść. To musiała być jego żona! Właśnie ona! Ta dziewczyna.

A Kalina choćby nie próbowała się wykręcać. Czuła się z tym nieznośnym chłopakiem jak po stu latach znajomości.

Oczywiście, Kalina była z dobrego domu, a nie wypada, żeby dziewczyna zapoznawała się byle gdzie i byle z kim. Witek docenił jej skromność i zaproponował wymianę numerów telefonów. Kalina zapisała jego numer, ale swojego nie podała. — Zadzwonię po świętach — obiecała mgliście.

Witek nie mógł pozwolić, by taki prezent z nieba — w postaci Kaliny — mu przepadł. Pożegnali się, ale Witek podpatrzył, gdzie dziewczyna mieszka.

Przez całe święta chodził jak w oblokach. W końcu znalazł swoją „żabkę” i zamierzał kochać ją zawsze.

Lecz minęły święta, a „żabka” nie dzwoniła. Witek zaczął się niepokoić i przeszedł do działania.

Swój tomik Mickiewicza, kupiony wtedy w księgarni, włożył do skrzynki pocztowej Kaliny. Jakby nie domyśliła się, od kogo? Dziewczyna zadzwoniła jeszcze tego samego wieczora z pretensjami:

— Cześć, Witek! Dlaczego nie dzwoniłeś? Czekałam!

— Kalinko, nie miałem twojego numeru. Od dawna bym zadzwonił. Chyba pamiętasz, iż w księgarni bałaś się go podać? — Witek promieniał.

— Ale przecież jakoś mnie znalazłeś! — nie ustępowała Kalina.

„Typowo kobieca logika” — pomyślał Witek. Ale był szczęśliwy, iż wszystko się wyjaśniło. Okazało się, iż Kalina też go lubi!

Nie zwlekając, Witek i Kalina wzięli ślub. A jakżeby inaczej? Mieli ze sobą wiele wspólnego. Po pierwsze — czystą, nieskalaną miłość. Po drugie — chęć posiadania tylu dzieci, ile Bóg da. Po trzecie — zamiłowanie do twórczości Mickiewicza. Czyż to mało?

Na tak solidnych fundamentach postanowili budować rodzinne szczęście.

Kalina uczyła studentów polskiego na uniwersytecie, Witek był świetnym programistą.

Po odpowiednim czasie urodziła się Ania. Dwa lata później — Szymuś. Wszystko szło jak z płatka.

Witek nie porzucił myśli o odnalezieniu ojca. Pomógł internet. Wśród dziesiątek osób o tym samym nazwisku w końcu trafił na pokrewnego ducha. Napisali do siebie. Tata mieszkał w Warszawie. Zaprosił Witka w odwiedziny.

Spotkanie było wzruszające. Tata miał swoją rodzinę, ale przez te wszystkie lata pamiętał o Witku.

— Świetnie, synku, iż mnie znalazłeś. Teraz będziemy w kontakcie — mężczyzna przytulił Witka.

Witek z dumą wymienił członków swojej rodziny. No, popatrz, tato, już jesteś dwukrotnym dziadkiem. I to nie koniec…

Ojciec Witka był lekarzem, profesorem medycyny.

Do domu Witek wrócił uskrzydlony. Tata bardzo mu się spodobał — ciepły, szczery człowiek.

Oczywiście, obowiązki rodzinne nie pozwalały Witkowi często widywać się z ojcem. W końcu kontakt się urwał.

Ania i Szymon podrośli. Kalina postanowiła napisać doktorat. W końcu jej babcia i mama były doktorami filozofii. Kalina nie chciała zostawać w tyle.

Temat wybrała nieprzypadkowy. O Mickiewiczu. Mama dwójki dzieci solidnie przygotowywała się, zbierała materiały.

Witek wspierał żonę, pomagał w domu, jak mógł. Trzy lata minęły na przygotowaniach. W tym czasie Ania i Szymon doczekali się siostrzyczki — Marysi.

Z obroną trzeba było poczekać.

Gdy Marysia poszła do przedszkola, Kalina wróciła do pracy naukowej. Już prawie, prawie miała tytuł w kieszeni…

Aż tu nagle Witek zachorował. Diagnoza — nieznana medycynie, ale coś poważnego. Lekarze rozkładali ręce. Witek gasł w oczach. Leczenie nie przynosiło efektów. Kalinie delikatnie zasugerowano, iż szanse na przeżycie są niewielkie. A Witek miał zaledwie czterdzieści lat! Nieszczęścia chodzą po ludziach.

Co przeżywała Kalina, trudno opisać. Witek, świadomy swojego stanu, przepraszał ją, iż nie pomoże w wychowaniu trójki dzieci…

Kalina po kryjomu „myła twarz” gorzkimi łzami. A do tego wiedziała, iż w niej rośnie nowe życie. Nie powiedziała Witkowi, by go nie martwić jeszcze bardziej.

W głębi duszy nie wierzyła, iż jej szczęście może się tak nagle i głupio skończyć. Czym zasłużyli na gniew Boga?

— WNa szczęście zioła znachora zadziałały, Witek wrócił do zdrowia, a rodzina powiększyła się o jeszcze jednego synka, który podobnie jak reszta dzieci odziedziczył po rodzicach miłość do literatury i upór w dążeniu do spełnienia marzeń.

Idź do oryginalnego materiału