Pewnego zimowego wieczoru, kiedy śnieg nie był jeszcze gęsty, ale duże płatki cicho spadały z szarego nieba, nie było widać gwiazd, a jedynie w oddali próbowano wyłonić księżyc, który ledwie walczył z nadchodzącym świtem. Do południa zdołało wyłonić się słoneczko nad naszą wsią.
Dzień minął jak każdy inny, a gdy zapadał zmierzch, Jadwiga Kowalska wracała do domu. Po niebie przeleciały szare chmury, a wiatr wiał mocno.
Co się tak nagle stało, kiedy jeszcze było spokojnie? myślała Jadwiga, nie docierając jeszcze do progu, gdy nagle zaczęła szaleć zamieć, tak gęsta, iż nie widziała już nic przed sobą.
Na szczęście dom znajdował się już w pobliżu. Otwierając bramę, pomyślała:
Dobrze, iż śnieg nie uformował jeszcze dużych gruzów. Ale chyba pogoda nie żartuje Słychać, jak na podwórku huczy wiatr, a przy bramie kołysze się potężny świerk. Na szczęście dotarłam do domu. Weszłam do środka i zamknęłam drzwi.
Po kolacji wspięła się na piec, nasłuchując, co dzieje się na dworze; w kominie wyły podmuchy, a ona zasnęła. W połowie drzemki usłyszała stukanie w drzwi, stanowcze i niecierpliwe.
Kogo przyniósł wiatr w taką noc? pomyślała, zsunęła kapcie i podeszła do drzwi.
Kto tam? zapytała.
Otwórz, proszę, daj się ogrzać rozległ się męski głos.
Kim jesteś?
Grzegorz, kierowca. Utknąłem przy twoim domu, śnieg zasypał drogę, nic nie widać. Próbowałem łopatą odgarnąć śnieg, ale on nieustannie przybywa. Daj mi schronienie, nie zrobię ci krzywdy, szczerze mówię. Pochodzę z sąsiedniej wsi.
Jadwiga była nieufna, noc była jeszcze głęboka, ale otworzyła drzwi. W progu wpadł wysoki mężczyzna, cały w śniegu.
Proszę, wejdź, Grzegorzu, z sąsiedniej wsi.
Dziękuję, dobrzyńska. Bałem się, iż nie otworzę, i musiałbym dalej iść rzekł, rozpinając płaszcz i strząsając śnieg z kapelusza przy progu.
Chcesz herbaty? zapytała Jadwiga.
Byłoby miło, trochę zmarzłem, wiatr rozszalał się Dziękuję, dobrzyńska.
Jadwiga położyła na stole domowe ciasta z wczoraj, wyjęła filiżankę z spodka i z pieca przyniosła gorący czajnik.
Dziękuję powiedział Grzegorz. A jak masz na imię?
Jadwiga, Jadwiga Kowalska, ale możesz mówić po imieniu uśmiechnęła się ciepło.
Samotna od pięciu lat?
Tak, od pięciu lat.
Gdzie twój mąż?
Mój mąż pożarł za dużo gruszy i uciekł do miasta z nową ukochaną
A dzieci?
Nie mam dzieci A ty masz rodzinę?
Nie, nie mam rodziny odrzekł z smutkiem Grzegorz. Byłem kiedyś żonaty, ale nie wyszło.
Rozumiem, u mnie też nie wyszło. Pij herbatę, jedz ciasta, zaraz położę ci miejsce przy piecu.
Grzegorz usiadł na piecu i niedługo zaczął chrapać. Jadwiga nie mogła zasnąć. Myśląc o swoim losie o młodej, silnej kobiecie, której nie szczęściło znaleźć męża ani dzieci poczuła gorycz samotności.
Tam śpi obcy człowiek na piecu. A gdyby był mój, troskliwy i pracowity
Uleżyła dopiero nad ranem, a potem musiała rozpalić piec, upiec naleśniki na rozgrzanych węgielkach. Grzegorz obudził się, popatrzył na pachnące placki i rzekł:
Coś pysznego rano od pieca, a te naleśniki to moje ulubione.
Po śniadaniu Jadwiga szykowała się do pracy.
Grzegorzu, nie zamykam domu na klucz, jeżeli wyjedziesz, zamknij drzwi na zamek. jeżeli się ochłodzisz, czajnik w piecu jest, a ziemniaki gotowane czekają. Szczęśliwej drogi, może już się nie spotkamy.
Do widzenia, Jadwigo. Dziękuję za nocleg.
W przerwie obiadowej wróciła pod dom, gdzie Grzegorz krzątał się przy samochodzie, wykopując go z śniegu, ale nie mógł go ruszyć.
Wciąż tu jesteś?
Tak, chyba akumulator padł, a droga niewidoczna.
Wejdź, zjemy coś razem, ja też wróciłam na obiad. Śniegu sporo, ledwo dotarłam.
Czy w waszej wsi można pożyczyć traktor? Nie wyjadę, dopóki nie odśnieżą.
W warsztacie, ale tam obiad od godziny pierwszej do drugiej. Po drugiej możesz pojechać. Najpierw zjemy, potem cię odprowadzę
Jadwiga poczuła dziwne pokrewieństwo z nieznajomym kierowcą. Było jej przy nim przyjemnie i swobodnie.
Och, jak się szarpałem łopatą, by śnieg odłupać mawiał Grzegorz.
Jadwiga przyglądała się jego siwym włosom przy skroniach i zmarszczkom wokół oczu, które pojawiały się, gdy się uśmiechał.
gwałtownie się pojawiają siwe włosy, ma chyba 37 lat Cóż, jak miło mieć w domu życzliwego mężczyznę, to przecież kobiece szczęście.
Odprowadzając Grzegorza do warsztatu, Jadwiga skierowała się do swojej pracy.
Szczęśliwej drogi, Grzegorzu zawołała.
Wszystkiego dobrego, Jadwigo!
Wieczorem, gdy znów wracała w zmierzchu, zimą gwałtownie zapadało. Zbliżając się do domu, zobaczyła w oknach światło. Serce podskoczyło, jakby ktoś na nią czekał.
Wchodź, dobrzyńska uśmiechnął się Grzegorz, czajnik już wrze.
Dlaczego nie odjechałeś?
Jutro rano przyjedzie traktor. Dziś w warsztacie nie ma wolnych maszyn, tak nam powiedziano, obiecali na jutro.
Po kolacji, po załatwieniu obowiązków domowych, Jadwiga położyła się do łóżka. Grzegorz siedział przy piecu, myśląc czymś intensywnie. Nagle wstał i usiadł obok niej na łóżku. Jadwiga zamarła, nie wiedząc, co powiedzieć. Grzegorz milcząco położył się pod kołdrą i mocno ją objął. Ona odruchowo przytuliła się do niego
Leżeli długo w ciszy. W końcu pierwsza przełamała milczenie Jadwiga.
Wiesz, Grzegorzu, mogłabym całe życie żyć obok ciebie.
On podniósł się zaskoczony.
To co? Mam się poślubić z tobą?
A co? zapytała nieśmiało.
Małżeństwo to nie bajka. Nie wierzę kobietom, żadnej. Byłem żonaty, żona odszedła do innego, miałem inne kobiety, ale Ty mnie właśnie pod kołdrą przyjęłaś. Jutro odejdę, a ty znajdziesz kogoś innego
Co ty, Grzegorzu. Nie miałam przed tobą nikogo.
Było, nie było. Nie zdążyłaś mnie poznać, a już zamierzasz się poślubić. Czy coś jeszcze potrzebujesz?
Potrzebuję rodziny i dzieci, chcę troszczyć się o męża i potomstwo. Chcę szczęścia jako kobieta płacząc, wyznała.
Nie płacz. Zastanów się sama, nie znamy się, jakie dzieci? Wybacz mi
Jadwiga zamilkła, wstydząc się, iż zaufała obcemu człowiekowi. Leżeli do świtu, nie mogła zasnąć. Rankiem Grzegorz się spakował. O szóstej rano miał przyjechać traktor, a Jadwiga stała na ganku, żegnając go.
Przepraszam, Jadwigo.
Żegnaj, Grzegorzu. Następnym razem, gdy utkniesz, nie otworzę ci drzwi choć w sercu krzyczała, co go czeka.
Grzegorz odjechał. Kiedy wróciła po przerwie obiadowej, samochodu już nie było. Czekała chwilę, ale nie wrócił. Czas minął, a Jadwiga poczuła, iż coś się zmienia. Opowiedziała o tym przyjaciółce Natasz, która mieszkała niedaleko.
Jadziu, jesteś w ciąży rozbawiła się Natasz natychmiast jedź do miasta po lekarza.
Jadwiga podziękowała Bogu, iż w końcu zostanie matką. Po wizycie u lekarza usłyszała potwierdzenie ciąży i dziękowała losowi za przypadkowe spotkanie z Grzegorzem, które doprowadziło ją do macierzyństwa.
W terminie urodziła synka.
Jak nazwiesz chłopca? zapytała położna, podając mu do karmienia.
Nazwę go Staszek, później będzie Staś. euforia w późniejszych latach mi przyniesie.
Nie myśl od razu o starości, najpierw go wyhoduj uśmiechnęła się położna. A potem przyjdzie kolejny problem
Gdybym miała męża, przyszedłby
Dzień wypisu z szpitala nadszedł, a Natasz oznajmiła, iż nie może przyjechać po dziecko, choć przyniosła już coś w zamian.
Jak dojadę autobusem do wsi z maluchem? zmartwiła się Jadwiga, ale położna obiecała, iż przywiezie go karetką.
W dniu wypisu spakowała nieliczne rzeczy, wzięła w ramiona małego chłopca i wyszła na hol, ale zatrzymała się jakby wbita w ziemię. Przy drzwiach stał Grzegorz z wielkim bukietem kwiatów, obok uśmiechała się Natasz.
Jadź, ten Grzegorz twierdzi, iż jest twoim mężem i nie pozwoli, by przyjacielka zabrała ci syna z szpitala.
Jadwiga podała syna Grzegorzowi, uśmiechnęła się szczęśliwie i płynęły z oczu łzy łzy radości.






