Pierwsze zebranie w roku szkolnym to dla wielu rodziców trudny moment. Nie chodzi choćby o to, jakie będą wymagania w nowym semestrze, jakie planowane są wycieczki czy ile trzeba wpłacić na fundusz klasowy, ale o odpowiedzialność i współpracę ze szkołą.
To jedno niezręczne pytanie
Największy dyskomfort wywołuje sytuacja, gdy wychowawca rzuca pytanie:
"Kto w tym roku chciałby być w trójce klasowej?"
W jednej chwili gwar milknie. Telefony nagle stają się niezwykle absorbujące, a rodzice starają się unikać kontaktu wzrokowego z wychowawcą.
Nauczyciel, widząc brak odzewu, próbuje czasem żartować, czasem motywować, a na koniec posuwa się niemalże do szantażu: "Bez wyboru trójki klasowej zebranie nie może się zakończyć".
Koniec końców ktoś zwykle zgłasza się dla świętego spokoju – albo z powodu współczucia dla nauczyciela i jego niewdzięcznej roli, albo z bardziej prozaicznego powodu, czyli chęci zakończenia zebrania i powrotu do domu.
Wtedy zwykle wszyscy oddychają z ulgą.
Czy naprawdę tak powinny wyglądać spotkania rodziców ze szkołą?
Taki scenariusz bardzo często powtarza się w polskich szkołach. Do zastanowienia się bliżej nad tym tematem, zainspirował mnie wątek na forum dla rodziców.
"Nie idę, żeby nie wpakować się w trójkę"
Taki właśnie wpis znalazłam na jednym z popularnych forów dla rodziców. Pod nim rozpoczęła się dyskusję, w której wielu uczestników przyznało wprost, iż celowo unikają pierwszego zebrania, bo nie mają ochoty udzielać się w trójce klasowej.
Pokusiłam się o przygotowanie małego zestawienia odpowiedzi na temat tego, dlaczego rodzice unikają zebrań.
Niektórzy otwarcie piszą, iż zebrania są dla nich niepraktyczne, a w dzisiejszych czasach wszystko i tak da się załatwić przez internet:
"My takie rzeczy ustalaliśmy online, bo na zebrania przychodziły głównie babcie zamiast rodziców."
Inni z kolei przyznają, iż szkoła od lat nie wymaga od nich żadnej obecności – i iż wcale nie czują, by przez to byli gorszymi rodzicami.
"Ja nie chodzę na żadne zebrania. Syn starszy ma 13 lat, młodszy 10. Do szkoły chodzą od piątego roku życia i tylko raz byłam na zebraniu przez te wszystkie lata."
Dla wielu takie spotkania są po prostu przeżytkiem. Skoro wszystkie informacje trafiają do elektronicznego dziennika, a składki można przelać w aplikacji bankowej, to – jak piszą rodzice – po co tracić czas na siedzenie w ławce przez godzinę?
"Ja chodzę kiedy mi pasuje. Nie przesadzajmy. Nie idąc, zgadzam się z góry na wszystkie ustalenia. Nie dajmy się zwariować, bo dotyczą one tego, czy pójdziemy na lody czy do parku, czy kupimy kwiatka czy przyniesiemy bombki. A mi to obojętne. Tak jest zdrowiej. Na dzienniku nie bez powodu są wysyłane wiadomości. Kasę też robimy Blikiem."
"To nasz obowiązek"
Ale są też rodzice, którzy podchodzą do tematu zupełnie inaczej. Dla nich zebrania to nie tylko formalność, ale przede wszystkim okazja do spotkania z nauczycielem i rozmowy o dziecku.
"Zawsze chodzę na wszystkie zebrania, przeważnie razem z mężem, bo on też lubi być na bieżąco. Dla mnie to jeden z obowiązków rodzica – interesować się życiem szkolnym dziecka. Oczywiście jest Librus, ale rozmowa z nauczycielem to coś innego niż tylko czytanie wiadomości."
Rodzice z tej grupy podkreślają, iż szkoła to nie tylko przekaz informacji, ale też relacje: z wychowawcą, z innymi rodzicami, z całą społecznością klasy. Ich zdaniem, jeżeli nie będziemy przychodzić na zebrania, stracimy to, co najważniejsze – poczucie wspólnoty i realnego wpływu na atmosferę w szkole.
Kto pracuje, a kto krytykuje?
Najwięcej kontrowersji podczas zebrania wywołuje wspomniany wybór trójki klasowej. To moment, który często dzieli rodziców na tych, którzy są gotowi poświęcić swój czas i energię, i tych, którzy wolą pozostać w cieniu. Problem zaczyna się wtedy, gdy osoby nieobecne na zebraniach najgłośniej krytykują ustalenia podjęte przez innych.
"Najlepiej nie iść, a później krytykować wszystko, co zostało ustalone na zebraniu".
Z kolei rodzice, którzy podejmują się pracy w trójce, nie kryją frustracji:
"Jak tam można podchodzić do sytuacji? 'Ja nie mam czasu, mi się nie chce, ja nie mogę!' Przecież to są nasze dzieci. Każdy przychodzi na gotowe i bez problemu… o nie, problem też robią te matki, które nic nie robią, ale wszystko im się nie podoba."
Czy zebrania powinni zostać w takiej formie?
Trudno oprzeć się wrażeniu, iż tradycyjna forma zebrań szkolnych trochę nie pasuje już do realiów współczesności.
Kiedy większość spraw urzędowych i zawodowych można załatwić zdalnie, a czas rodziców staje się dobrem deficytowym, znów powraca pytanie: czy aplikacje nie powinny wystarczyć, czy naprawdę musimy dodatkowo spotykać się w szkolnej ławce?