Nauczyciele pracują za kilku na raz
Polska szkoła – nie ma co ukrywać – chyli się ku upadkowi. Problemem jest system, biurokracja, roszczeniowi rodzice, niskie płace nauczycieli. Można by wymieniać w nieskończoność. Choć słychać głosy, iż część nauczycieli zostaje z powołania, miłości do pracy z dziećmi, obietnicy wcześniejszych emerytur, wielu jednak nie wytrzymało, odeszło i odchodzi ze szkół. O tym, jak muszą radzić sobie ci, którzy zostali, napisał trafną wypowiedź Dariusz Chętkowski na swoim blogu BelferBlog.
Polski pisarz, publicysta oraz nauczyciel języka polskiego w jednym z łódzkich liceów opowiedział o sytuacji z placówki, w której pracuje. We wpisie wspomina, iż spotkał innego pedagoga. Był to człowiek, który zgodził się przyjąć więcej niż jeden etat w szkole średniej – prowadził 45 godzin lekcyjnych tygodniowo.
Z perspektywy zwykłego etatowego pracownika to nic wielkiego, trochę więcej godzin w pracy (przypominamy, iż standardowy etat to 40 godzin tygodniowo). Tylko iż zamiast ciszy i spokoju w biurze, nauczyciel pracuje z uczniami w głośnej placówce, gdzie do prowadzenia lekcji dochodzi jeszcze przygotowanie materiału, sprawdzanie prac, tzw. papierologia i wprowadzanie ocen do elektronicznego dziennika.
"Pijany" z wycieńczenia
Następnie autor opowiada o tym, jak sam się czuł po jednym dniu, w którym miał tak dużo obowiązków zawodowych do wypełnienia: "Dzisiaj wróciłem do domu po dziewięciu lekcjach (oprócz zajęć obowiązkowych prowadziłem jeszcze koło zainteresowań). Tyle godzin intensywnej pracy tak mi dało w kość, iż mój umysł kompletnie odleciał. Pod koniec czułem się, jakbym był pod wpływem narkotyków albo leków ogłupiających. Gdybym tak pracował codziennie, czułbym się na okrągło pijany. choćby miłe uczucie" – przyznaje Chętkowski.
Pisarz zaznacza, iż taki stan spowodowany jest ciągłym zmęczeniem, długotrwałą pracą umysłową i całodniowym wymaganiem od siebie, by przekazywać wiedzę, równocześnie współpracując z młodzieżą, która nie zawsze robi chętnie. Na koniec wpisu nauczyciel przywołuje inną scenę ze szkoły, podczas której na jego lekcję wchodzi wychowawca klasy:
"Tak był nakręcony, iż uczniowie zaczęli podejrzewać, iż jest pod wpływem alkoholu. Zapewniam, iż nie wypił ani kropli. Tak na umysł działa intensywna praca intelektualna". To dość szokujące, bo w pierwszej reakcji naprawdę często, widząc zamroczonego albo zataczającego się człowieka, sądzimy, iż jest po prostu po spożyciu alkoholu.
Zamroczeni nauczyciele staną się normą
To w sumie też problem społeczny, bo przez to bardzo często rezygnujemy z zaoferowania pomocy obcym na ulicy, kategoryzując ich jako pijaków, podczas gdy oni mogą mieć np. problemy zdrowotne. Nie o tym jednak jest ten tekst. Konkluzja Chętkowskiego jest taka, iż widok "pijanego" nauczyciela, który wcale nie spożywał alkoholu, staje się coraz częstszy.
Teraz przestaje powoli dziwić innych pracowników szkoły, a za chwilę będzie całkowicie normalny. Każdy przygląda się temu, jak pedagodzy są wycieńczeni pracą, braniem kolejnych zobowiązań, bo nie ma pracowników do rozdzielenia zadań. Rozkładamy ręce, bo wydaje nam się, iż w pojedynkę nic nie zmienimy.
Dopóki system edukacji się nie poprawi (albo raczej całkowicie zmieni), obraz zamroczonych nauczycieli będzie normalny. Bo nikt nowy nie będzie chciał pracować w takiej rzeczywistości i wszystko będzie się trzymało na pojedynczych jednostkach, które jakoś jeszcze funkcjonują, chociaż tylko ostatkiem sił.