Po 30 latach spotkanie z dawną miłością w sklepie

newsempire24.com 2 dni temu

Spotkałem swoją byłą po trzydziestu latach, w sklepie, przy kasie. Kładę na taśmę swój kefir, szynkę i paczkę papierosów. Kasjerka gwałtownie wita się, nie patrząc na mnie, pyta bezdźwięcznie: “To wszystko?” I odgarnia farbowany grzybek. Znany gest. Pewnie bym tak sobie poszedł, gdyby nie przypadek — spojrzałem na jej identyfikator. Margareta Wierzbicka.

— Rita, to ty?

Podnosi wreszcie oczy:
— Tak… a co?… Boże! Leszek?
— No, ja. Nie spodziewałem się ciebie tu spotkać.

Lato 1988 roku. Idziemy z Ritą po Warszawie, niedziela. Ona w czarnej mini, chuda. Nogi ma świetne, chód lekko rozkołysany, wieczny uśmieszek na ustach. Wymyka mi się, a ja próbuję ją złapać. Rita jest dziko seksowna, mężczyźni się oglądają. Dumny jestem, iż ze mną taka dziewczyna, ale i wściekły, bo choćby nie pozwala się objąć.

Mówię, iż marzę o dziennikarstwie, Rita się śmieje:
— Nudy. Ja zostanę piosenkarką. To jest pewne.

Mamy po dwadzieścia lat. Rita kończy szkołę muzyczną, fortepian. Lato jednak, zajęć nie ma, więc paznokcie ma długie, pomalowane na czerwono. Te ręce też mnie szaleństwa przyprawiają.

— Chcę jeść! Tam kawiarnia! — mówi stanowczo.

W kieszeni mam tylko dziesięć złotych. Zebrałem się, żeby tydzień przeżyć, mama zostawiła przed wyjazdem. A ta kawiarnia wygląda drogo, pewnie spółdzielcza, zrujnuję się. Ale robię obojętną minę: jasne, chodźmy! Sam się modlę: oby starczyło, oby starczyło…

Rita zamówiła pizzę i szampana. Wypiliśmy, już mi było wszystko jedno, byle tylko zabrać ją do siebie na noc. A tu nagle zagrała Budka Suflera. Rita poderwała się i zaczęła tańczyć sama, dziko, namiętnie. Wszyscy grubasie wokół gapili się na nią, zapominając o wódce i zakąskach. A Rita jeszcze podśpiewyła: “Takie tango, nie to co zwykle…”. Wyglądała, jakby czuła się gwiazdą.

Pieniędzy ledwo starczyło, ale Rita rzuciła niedbale złotówkę na stół:
— No dobra, gdzie dalej?

I poszliśmy do mnie. To była chyba najdłuższa i najlepsza noc w moim życiu. Gimnastyka dla dwojga. “Takie tango, nie to co zwykle” — dzwoniło mi w szczęśliwej, pijanej głowie.

A trzy miesiące później, jesienią, zerwała ze mną.
— Słuchaj, poznałam gościa, super typ, wybacz. No i obiecał, iż przedstawi mnie komuś z wytwórni. Chcę nagrać płytę, już choćby wymyśliłam tytuł — “Moje szczęście”.
— Głupi tytuł — odpowiedziałem.

I poszedłem. Chciało mi się wyć. Chciałem się jej jakoś strasznie odegrać. I strasznie chciałem znów ją zabrać na noc. Tyle emocji w głowie młodego głupca.

A teraz minęło trzydzieści lat. Boże, trzydzieści lat. Przede mną siedziała rozrośnięta Rita, kasjerka Rita ze sklepu.

— Pamiętam, chciałaś być piosenkarką? — uśmiechnąłem się.

Rita nerwowo prychnęła:
— Wszyscy czegoś chcieli… Wiem, iż ty zostałeś dziennikarzem. Czasem cię czytam, niezły z ciebie gość.

Wyszedłem ze sklepu. Myślałem o Ritce. Cóż, można powiedzieć, iż się zemściłem, choćby po trzydziestu latach. Celowo nie wziąłem reszty. Ironiczne, bo było dokładnie dziesięć złotych. Tylko iż teraz to już nie te dziesięć złotych, nie kupisz za nie szampana w knajpie. Muzyka ucichła, Ritka utyła, jej życie kończy się przy kasie, w rytmie skanera kodów. Smutek.

A po dwóch dniach wróciłem do tego samego sklepu. Rzadko tam bywam, ale wszedłem. Bez powodu.

Znowu tam była. Zobaczyła mnie, ucieszyła się:
— Palisz? Chodź! Poproszę Natalię, żeby zastąpiła mnie na chwilę.

Narzuciła kurtkę, zapaliliśmy. Rita powiedziała:
— Słuchaj, byłam wtedy głupia, wybacz…
— Rita, to już nie ma znaczenia. Trzydzieści lat minęło. Mam trzecią żonę, troje dzieci.

Rita się uśmiechnęła — tak jak kiedyś:
— Już wiem. Żal ci mnie, co? Myślisz — o, biedna baba, marzyła o karierze, a teraz w sklepie ziemniaki waży.
— No, nie żeby…
— Widzę. Żal ci mnie. Pamiętasz, chciałam nazwać płytę “Moje szczęście”? Wiesz, to nie był głupi pomysł. choćby teraz tak bym ją nazwała. Tylko iż nasze szczęście bardzo się zmienia, rozumiesz? Od dwudziestu pięciu lat jestem zamężna z fajnym facetem, Darkiem. Zwykły gość, zero słuchu, chrapie jak traktor. Ale złota rączka, piec na działce sam postawił, wszystko umie. Mamy dorosłą córkę, piękność. Ma dwadzieścia dwa lata — wyobraź sobie, więcej niż ja wtedy. Studiuje prawo, taka poważna, wcale nie taka jak ja. Wyszła za mąż, mamy wnuczkę, też Ritę, półtora roku. I jestem bardzo szczęśliwą babcią. Życie mi się ułożyło. A praca? Mogłabym nie pracować, Darek dobrze zarabia. Ale czemu nie, dopóki wnuczka w przedszkolu? Lubię ludzi, wiesz. No dobra, lecę.

— Ritka — powiedziałem w końcu. — Masz cholerną rację. I wcale mi cię nie żal. Biegnij, miło cię widzieć.

Już w zielonych drzwiach odwróciła się jeszcze:
— A, i wiesz co? Piosenkarką jednak zostałam! Śpiewam mojej wnuczce, a ona uwielbia. Więc jestem gwiazdą. Prawdziwą gwiazdą dla małej Rity.

Idź do oryginalnego materiału