Po co mieć dzieci, jeżeli później brakuje czasu w opiekę nad nimi? — Nie zamierzam poświęcać swojej wolności dla wnuków.

twojacena.pl 1 dzień temu

„Po co w ogóle mieliście dzieci, skoro teraz nie macie dla nich czasu?” – nie zamierzam spędzać życia na opiece nad wnukami i poświęcać się dla nich.

Mam już dość udawania. Dość tej maski „dobrej, cierpliwej babci”, która tylko marzy o gotowaniu zupki i zabawie z maluchami. Prawda jest taka, iż nie daję rady. Mam sześćdziesiąt lat. Tak, jestem na emeryturze. Ale czy to znaczy, iż moje życie ma się teraz kręcić wyłącznie wokół cudzych dzieci?

Mówię „cudzych” nie bez powodu. Bo wnuki to nie moje dzieci. Swoje już wychowałam – dwóch synów. Dałam im wszystko: siłę, nerwy, zdrowie, pieniądze. Opiekowałam się, gdy chorowali, gdy marudzili, gdy budzili się w nocy z gorączką. I wtedy choćby przez myśl mi nie przeszło, żeby oddać ich babci albo sąsiadce – sama dźwigałam ten ciężar. Bo tak było trzeba. Bo to był *mój* wybór – urodzić, wychować, zainwestować.

Teraz moi chłopcy są dorośli. Każdy ma swoją rodzinę, pracę, swoje sprawy. I uważają za oczywiste, iż ja powinnam być zawsze pod ręką. Zająć się dziećmi, gdy im się zachce na manicure. Odebrać z przedszkola, bo spontanicznie wybrali się do kina. Zabić do lekarza, gdy pracują. A czasem po prostu – bo są zmęczeni. A ja?

Ja też się męczę. Ja też mam swoje życie. Przyjaciół, pasje, spotkania, wyjazdy. Na emeryturze w końcu zaczęłam robić to, na co wcześniej nie miałam czasu. Zapisałam się na taniec, chodzę do teatru, piekę szarlotkę i oglądam francuskie filmy. Żyję. Chcę żyć.

Ale moi synowie, zwłaszcza ten starszy, jakby tego nie widzieli. Niedawno po prostu przyprowadził mi wnuka i choćby nie pytając, zostawił:

– Mamo, i tak jesteś w domu. Posiedzisz z nim pare godzin?

A ja miałam wyjść do koleżanki. Nie widziałyśmy się pół roku. Stałam z kubkiem kawy w ręku, patrząc, jak syn zapina kurtkę i ucieka na jakieś „ważne sprawy”. choćby się nie przeprosił. choćby nie spytał, czy mam wolne. Po prostu zostawił dziecko jak walizkę w przechowalni.

Nie mówię, iż nie kocham wnuków. Są urocze, śmieszne, pachną ciasteczkami i szamponem dla dzieci. Ale nie muszę się nimi zajmować za każdym razem, gdy komuś się zachce. Nie muszę odwoływać swoich planów. Nie muszę poświęcać im całego życia.

Tego dnia, gdy próbowałam wymyślić, co zrobić wnukowi na obiad, zadzwonił młodszy syn. Powiedział, iż będą mieli dziecko. Byłam szczęśliwa – przyznaję, rozpłakałam się. Ale od razu przyszła myśl: teraz będą mnie ciągać z dwóch stron? Jeden z pierwszym wnukiem, drugi z drugim? I co, mam sobie rozplanować tydzień: poniedziałek, środa, piątek – jedno dziecko, wtorek, czwartek – drugie?

Po rozmowie usiadłam na kanapie i zastanawiałam się. To ma być moja przyszłość? Emerytura to nie koniec życia, tylko nowy rozdział. Dlaczego mam zamieniać się w darmową nianię tylko dlatego, iż moim dzieciom tak wygodnie?

Powiedziałam starszemu synowi, iż tym razem pomogę, ale następnym razem – tylko wcześniej ustalone dni. Że nie jestem opiekunką ani obowiązkiem. Że ja też mam swoje sprawy. Obraził się. Nazwał mnie egoistką. Ale czy egoizm to chęć życia po swojemu?

Dwadzieścia pięć lat pracowałam bez urlopu. Wychowywałam dzieci, spłacałam kredyty, odmawiałam sobie nowych butów, żeby kupić im podręczniki. Nie żałuję – ale teraz chcę wreszcie żyć. Spotykać wschód słońca z kawą i książką, a nie z owsianką i pieluchami. Chcę być babcią, a nie służącą.

Świat się zmienił. Kobiety są odważniejsze, uczciwsze wobec siebie. Mamy prawo do odpoczynku, swojego czasu, swoich marzeń. Nie odmawiam pomocy – ale pomagać to nie znaczy „rób wszystko za nas”. To znaczy być tam, *gdy serce podpowiada*, a nie dlatego, iż ktoś to nazywa „obowiązkiem”.

Jeśli nie dajesz rady z dzieckiem – może warto było się zastanowić, po co je w ogóle mieć. Nie rodziłam sobie zastępstwa. Rodziłam ludzi, którzy powinni umieć brać odpowiedzialność za swoje decyzje.

Więc tak, będę babcią. Ale w weekendy, gdy sama zechcę. Gdy będę miała na to czas. I na pewno nie kosztem siebie.

I wiesz co? Nie czuję się winna. Czuję, iż po raz pierwszy od dawna – żyję *swoim* życiem.

Idź do oryginalnego materiału