Po co rodzić dzieci, jeżeli nie ma czasu w ich wychowywanie?” – nie zamierzam poświęcać życia na opiekę nad wnukami.

newsempire24.com 3 dni temu

„Po co rodziłyście dzieci, skoro teraz nie macie dla nich czasu?” – nie zamierzam spędzać życia z wnukami i poświęcać się dla nich.

Mam już dość milczenia. Dość udawania, iż wszystko jest w porządku. Że jestem tą miłą, cierpliwą babcią, która zawsze gotowa pomóc, dla której nie ma nic ważniejszego niż gotowanie zupki i zabawy z wnukami. Ale prawda jest taka – nie mogę już tak żyć. Mam sześćdziesiąt lat. Tak, jestem na emeryturze. Czy to znaczy, iż moje życie ma teraz kręcić się tylko wokół cudzych dzieci?

Słowo „cudzych” nie padło przypadkiem. Wnuki to nie moje dzieci. Już raz przeszłam tę drogę. Wychowałam dwóch synów – Wojtka i Michała. Dałam im wszystko: siły, nerwy, zdrowie, pieniądze. Byłam przy nich, gdy chorowali, gdy marudzili, gdy w nocy budzili się z gorączką. Wtedy choćby nie przyszło mi do głowy oddać ich do babci czy sąsiadki – sama dźwigałam ten ciężar. Bo tak było trzeba. Bo to był *mój* wybór – urodzić, wychować, poświęcić się.

Teraz moi synowie są dorośli. Każdy ma swoją rodzinę, pracę, sprawy. I uważają za oczywiste, iż powinnam być zawsze pod ręką. Pilnować maluchów, gdy chcą wyjść na manicure. Odbierać z przedszkola, bo spontanicznie postanowili pójść do kina. Zabierać do lekarza, gdy są w pracy. Czasem po prostu – bo są zmęczeni. A ja?

Ja też się męczę. Ja też mam swoje życie. Przyjaciół, nawyki, pasje, spotkania, wyjazdy. Na emeryturze wreszcie zaczęłam robić to, na co wcześniej nie miałam czasu. Zapisałam się na warsztaty ceramiczne, chodzę do teatru, piekę sernik i oglądam włoskie komedie. Jestem żywa. Chcę żyć.

Ale moi synowie, zwłaszcza Wojtek, jakby tego nie widzieli. Ostatnio po prostu przyprowadził mi wnuka i choćby nie pytając, zostawił:
— Mamo, i tak siedzisz w domu. Zajmij się nim te dwie godzinki.

A ja właśnie wychodziłam do koleżanki – Zosi. Nie widziałyśmy się pół roku. Stałam zdezorientowana z kubkiem kawy w ręku i patrzyłam, jak syn zapina płaszcz i wybiega „na ważne spotkanie”. choćby się nie przeprosił. choćby nie spytał, czy mam wolne. Po prostu zostawił dziecko, jak torbę w przechowalni.

Nie mam nic przeciwko wnukom. Kocham je, szczerze. Są urocze, śmieszne, pachną ciastem i szamponem dla dzieci. Ale nie muszę się nimi zajmować za każdym razem, gdy komuś przyjdzie ochota. Nie muszę odwoływać swoich planów. Nie muszę poświęcać im całego życia.

Gdy tamtego dnia siedziałam z wnukiem i zastanawiałam się, co mu ugotować, zadzwonił Michał. Oznajmił, iż będzie miał dziecko. Płakałam ze szczęścia. Ale jednocześnie – zalała mnie fala niepokoju. Czy teraz będą mnie ciągnąć na dwie strony? Jeden z pierwszym wnukiem, drugi z kolejnym? I co wtedy? Dzielić tydzień jak grafik: poniedziałek i środa – jeden, wtorek i czwartek – drugi?

Po rozmowie usiadłam na kanapie i zaczęłam się zastanawiać. Czy to naprawdę moje przeznaczenie? Emerytura to nie koniec – to nowy rozdział. Dlaczego mam zamienić się w darmową nianię tylko dlatego, iż moim dzieciom tak wygodnie?

Powiedziałam Wojtkowi, iż tym razem pomogę, ale następnym razem – tylko wcześniej ustalony termin. Że nie jestem opiekunką ani obowiązkiem. Że ja też mam swoje sprawy. Obraził się. Nazwał mnie egoistką. Ale czy egoizmem jest chęć życia po swojemu?

Dwadzieścia pięć lat pracowałam bez urlopu. Wychowywałam synów, spłacałam kredyt, odmawiałam sobie nowych butów, żeby kupić im podręczniki. Nie żałuję. Ale teraz chcę oddychać. Chcę witać świt nie z owsianką i pieluchami, ale z kawą i książką. Chcę być babcią, a nie służącą.

Świat się zmienił. Kobiety stały się odważniejsze, bardziej szczere. Mamy prawo do odpoczynku, własnej przestrzeni, swoich marzeń. Nie odmawiam pomocy – ale pomagać to nie znaczy „rób wszystko sama”. To znaczy być tam, gdy serce podpowiada, a nie dlatego, iż ktoś uznał to za „obowiązek”.

Jeśli nie dajesz rady z dzieckiem – może warto się zastanowić, po co je w ogóle miałaś. Nie urodziłam sobie zastępstwa. Urodziłam ludzi, którzy powinni umieć brać odpowiedzialność za swoje decyzje.

Więc tak, będę babcią. Ale w weekendy, gdy znajdę czas. Gdy sama zechcę. I na pewno nie kosztem siebie.

I wiecie co? Nie czuję się winna. Po raz pierwszy od dawna czuję, iż jestem tam, gdzie powinnam.

Idź do oryginalnego materiału