Po trzech latach od rozwodu z mężem, który zostawił mnie dla koleżanki ze szkoły, spotkaliśmy się na stacji benzynowej – nie mogłam przestać się uśmiechać.

twojacena.pl 2 tygodni temu

Trzy lata po rozwodzie z mężem, który zostawił mnie dla mojej szkolnej koleżanki, spotkaliśmy się na stacji benzynowej i nie mogłam przestać się uśmiechać.

Mój mąż odszedł ode mnie dla mojej przyjaciółki z ławki po moim poronieniu po trzech latach zobaczyłam ich na przydrożnej stacji i nie potrafiłam powstrzymać tego grymasu twarzy, pół-uśmiechu, pół-drwiny.

Gdy mój mąż zaczął się oddalać, szukałam pocieszenia u najlepszej przyjaciółki. Powiedziała, iż przesadzam. Okazało się, iż nie. Ale dopiero po trzech latach los pokazał mi konsekwencje ich zdarzenia. Zawsze myślałam, iż zdrady przytrafiają się innym czyta się o nich w dramatycznych historiach w sieci lub słyszy jako rodzinne sekrety przy niedzielnym obiedzie. Ale nie mnie. Na pewno nie nam. Przez pięć lat ja i Krzysztof budowaliśmy wspólne życie. Nie było luksusowe, ale było nasze wieczory z filmami na kanapie, niedzielne poranki w kawiarniach, żarty zrozumiałe tylko dla nas. A przez cały ten czas była Kinga moja najlepsza przyjaciółka od podstawówki, siostra we wszystkim oprócz krwi. Stała przy mnie w każdym ważnym momencie, także na moim ślubie, jako druhna, ściskając moją dłoń i płacząc ze szczęścia.

Gdy zaszłam w ciążę, myślałam, iż to kolejny rozdział naszego idealnego życia. Ale wtedy Krzysztof się zmienił. Najpierw drobiazgi zostawał dłużej w pracy, jego uśmiech nie sięgał już oczu. Potem było gorzej. Przestał na mnie patrzeć. Rozmowy stały się jednostronnymi monologami. W nocy odwracał się plecami, jakbym przestała istnieć. Nie rozumiałam, co się dzieje. Byłam wyczerpana, w ciąży, próbując naprawić to, co między nami pękało. Więc zwróciłam się do Kingi.
Nie wiem, co się dzieje szlochałam do telefonu, skulona w ciemności, gdy Krzysztof spokojnie chrapał obok. Czuję, jakby już mnie zostawił.
Zosia, zbyt dużo dramatyzujesz powiedziała łagodnie. On cię kocha. Po prostu jest zestresowany.
Chciałam jej uwierzyć.

Ale nieustanne napięcie noce bez snu, niepokój, samotność w małżeństwie rozrywało mnie na strzępy. Aż pewnego ranka obudziłam się z tępym bólem w podbrzuszu. Tego samego wieczoru leżałam już w szpitalu, patrząc, jak usta lekarza poruszają się, ale nie słysząc ani słowa. Nie było bicia serca. Nie było dziecka. Mówią, iż żałoba przychodzi falami. Moja runęła jak lawina. Poronienie złamało mnie, ale Krzysztof? On był już stracony. Siedział przy łóżku zimny, milczący, nie wziął mnie za rękę, nie powiedział ani słowa pocieszenia. Po prostu czekał, jak na przystanku autobusowym, a nie nad utraconym dzieckiem. Miesiąc później w końcu wypowiedział słowa, które, podejrzewam, ćwiczył od tygodni.
Nie jestem już szczęśliwy, Zosia.

I to było wszystko. Bez wyjaśnień, bez emocji. Puste słowa.
Dzień, w którym Krzysztof odszedł, nie miał w sobie ani gniewu, ani łez. Tylko lodowatą ciszę.
Nie jestem już szczęśliwy, Zosia.
Mrugałam światłami, siedząc naprzeciw niego przy kuchennym stole. Jego słowa przygniotły mnie jak głaz.
Co? mój głos drżał.
Westchnął ciężko, pocierając skronie, jakbym ja była problemem.
Po prostu nic już nie czuję. Od dawna.
Od dawna.
Przełknęłam łzy.
Od kiedy straciłam dziecko?
Jego szczęka się zacisnęła.
Nie o to chodzi.
Kłamstwo było niemal śmieszne.
Patrzyłam na niego, szukając śladu czegokolwiek skruchy, winy, jakiejkolwiek emocji. Ale on tylko siedział, nie podnosząc wzroku.
To znaczy, iż to koniec? Pięć lat i po prostu wychodzisz? moje dłonie zaci

Idź do oryginalnego materiału