Po wywiadówce poczułam niepokój. Jedno zdanie nauczycielki mówi wszystko

mamadu.pl 2 tygodni temu
"To miała być zwykła wywiadówka, jakich wiele – kilka informacji o ocenach, sprawy organizacyjne, szybka rozmowa z nauczycielką. Jednak jedno zdanie, które padło w trakcie spotkania, sprawiło, iż wróciłam do domu z uczuciem niepokoju. Może przesadzam, ale nie mogę przestać o tym myśleć" – wyżaliła się nam Paulina.


Na wywiadówce padły słowa, które nie dają mi spokoju


Jestem mamą 9-letniego Michała, który chodzi do drugiej klasy podstawówki. Michał to


bardzo bystre, interesujące świata dziecko, które chętnie angażuje się w lekcje i stara się osiągać jak najlepsze wyniki. Zawsze chodził do szkoły z radością, a ja z nadzieją, iż edukacja, którą mu zapewniam, pomoże mu rozwijać pasje i zainteresowania. Dziś, po rutynowej wywiadówce, wróciłam jednak z poczuciem niepokoju. Nie wiem, czy to ja zbyt wiele oczekuję, ale słowa nauczycielki, które padły podczas spotkania, wciąż brzmią mi w uszach.

To miała być rutynowa wywiadówka. Zaczęło się jak zawsze


Zawsze traktowałam wywiadówki jako okazję do porozmawiania z nauczycielami o postępach mojego dziecka i omówienia wszelkich kwestii, które mogłyby go dotyczyć w szkole. Michał, jak na 9-latka, radzi sobie dobrze, więc zawsze spodziewałam się, iż spotkanie nie będzie niczym nadzwyczajnym. Jednak już na samym początku poczułam, iż coś jest nie tak. Nauczycielka zaczęła mówić o programie nauczania i nadmiarze materiału, który muszą przerobić. Zwykle skupiam się na postępach Michała, ale tym razem nauczycielka powiedziała coś, co zupełnie mnie zaskoczyło.

"Nie mamy czasu sprawdzać, czy dzieci rozumieją materiał, bo musimy przerobić program" – wypaliła.

To zdanie dosłownie wbiło mi się w głowę. Na początku pomyślałam, iż może źle usłyszałam, ale później, gdy zaczęłam to analizować, poczułam się zaniepokojona. Zrozumiałam, iż nauczyciele są zmuszeni do szybkiego przerabiania programu, a

cała reszta – to, czy dzieci naprawdę rozumieją materiał – schodzi na dalszy plan. Zamiast skupić się na głębszym zrozumieniu zagadnień przez dzieci, nacisk kładzie się na ilość

przerobionego materiału. Czy to możliwe, iż edukacja staje się tylko kwestią "odhaczenia" tematów, zamiast realnej nauki?

Dzieci uczą się na pamięć, ale niekoniecznie rozumieją to, co robią


Po tej wywiadówce zaczęłam się zastanawiać, jakie konsekwencje może mieć takie podejście. Michał czasami wraca do domu z książkami pełnymi notatek, a potem okazuje się, iż kilka z tego pamięta. Zamiast rozumienia, liczy się tempo, ilość i presja na nauczycieli, by zamknęli program na czas. Ale co z dziećmi, które nie nadążają, które nie rozumieją tego, czego się uczą? Co z tymi, które potrzebują więcej czasu w przyswajanie materiału? Co się stało z nauką, która ma rozwijać, a nie tylko zamykać temat we właściwym czasie?

Idź do oryginalnego materiału