Początki relacji z mężczyzną, który ma już dzieci: "Rok kłótni, tłumaczeń, płaczu"

mamadu.pl 9 miesięcy temu
Zdjęcie: Rozmowa i umiejętność wprowadzenia kompromisów to fundament. Fot. 123rf.com


W swoich skrzynkach mailowych odczytujemy wasze doświadczenia, prośby o porady. Wszystkie mierzymy się z podobnymi wątpliwościami, mamy tożsame lęki, dzielimy wspólne niepokoje. Godzicie się na publikację, by inna kobieta mogła przeczytać wasz list i pomyśleć: mam tak samo jak ty…


Napisała do nas odważna kobieta, która wybrała miłość. Miłość, która wiązała się z relacją nie tylko z dorosłym mężczyzną, ale również jego dwoma synami.

Poniżej pełna treść wiadomości.

"Całe życie kręciło się wokół niego"


"Pokochałam mężczyznę po rozwodzie. Jesteśmy razem od 2 lat, od roku mieszkamy razem. Jego dzieci choćby nie pamiętają matki. Starszy syn ma 10 lat, młodszy 5.

Mamy problemy z młodszym. Całe życie kręciło się wokół niego. Babcia, dziadek, tata. Spełniali każda jego zachciankę: 'bo nie ma mamy, bo wcześniak'. Milion powodów. I pojawiłam się ja, bez różowych okularów, próbująca przygotować chłopca do przedszkola, do życia.

Uczyłam go, iż są inni, iż nie zawsze może dostać wszystko, czego chce. Nie zawsze istnieją takie możliwości. Opowiadałam, iż jest jedna nauczycielka na grupę dzieci. Uczyłam dzielenia się, szanowania przestrzeni. Starałam się nauczyć samodzielności.

Młody w wieku 5 lat dopiero został odpieluchowany, niby coś tam umiał – założyć spodnie czy buty, ale tego nie robił. Zawsze czekał na kogoś dorosłego. Tylko ja się nie uginałam. Pokazałam 2-3 razy, jak się ubrać i potem oczekiwałam samodzielności. Byłam obok, żeby potem skontrolować, ale nie ruszałam ubrań, butów.

Wszystko na nic, przy babci czy tacie młody płakał, krzywił się, powtarzał, iż nie umie. Marudził. I wtedy babcia lub tata ubierali go jak lalkę, wszystko za niego. A mi ręce opadały, bo od 10 minut namawiałam go, żeby sam to zrobił. Byłam cierpliwa. Jednak babcia czy tata chcieli szybko, byli zniecierpliwieni, bo tak było łatwiej.

Teraz poranki przed wyjściem do przedszkola są ciężkie. Na szczęście mamy podział ról. Ojciec zajmuje się starszym (spektrum autyzmu), a ja tym młodszym. I stoję, mówię, iż umie, iż da radę. Młody coraz częściej widzi, iż nie odpuszczę, iż na mnie łzy nie działają i magicznie jednak się ubiera, myje zęby. Tata jest zajęty bratem, więc nie ma choćby jak go wyręczyć. Tyle udało mi się wywalczyć.

Ciężko jest przez cały czas w kwestii potrzeb i zachcianek. Udało mi się przekonać partnera do ograniczenia czasu, jaki młodszy syn spędza na tablecie. Przekonałam go do zmiany sposobu żywienia starszego syna. Na lepsze. Kosztowało nas to rok kłótni, tłumaczeń, płaczu. On i babcia swoje, iż autyzm, iż brak matki, iż wcześniaki. A ja swoje, iż kochać to jedno, ale nie wychowywać na fajtłapy życiowe.

Niestety, jak młody jest u babci, to wiem, iż dużo siedzi na tablecie, iż je dużo słodkiego. Zamiast zjeść konkretne posiłki, to marudzi, wybrzydza, nie je, za pół godziny woła, iż jest głodny, bo wie, iż babcia da coś słodkiego dla świętego spokoju. Wiem, iż babcia mu zakłada buty, ubiera.

I nic nie mogę oprócz rozmów. My z partnerem powoli stawiamy granicę, babcia robi na odwrót, podważając nasze decyzje. Niestety i partnerowi jeszcze się zdarza ulec płaczowi czy marudzeniu syna. Oboje pracujemy po 9 godzin, wychodzimy razem i wracamy razem. Widzę postępy u partnera, są momenty, w których się poddaje, ale stara się.

Także trzeba rozmawiać. Tłumaczyć partnerowi. Wyjaśniać, jakie będą konsekwencje. Tylko rozmowa, spokojna. Nie w obecności dziecka. Będą gorsze dni. U nas postępy w zachowaniu partnera zobaczyłam dopiero po około 10 miesiącach wspólnego mieszkania. Gdy młodszy syn poszedł do przedszkola.

I dziecko zrozumie, iż są granice i, iż jak jedno z rodziców mówi 'nie', to drugie też powie 'nie'. Na tym polega wspólne wychowywanie. o ile jednak jedno z rodziców uzna, iż tylko jego zasady są do przyjęcia, to będzie ciężko. Rozmowa i umiejętność wprowadzenia kompromisów to fundament".

Idź do oryginalnego materiału