Pogarda

przegladdziennikarski.pl 1 tydzień temu

Niektórzy aspirujący do władzy politycy mają w tak głębokiej pogardzie rozum Polaków, iż – zorientowawszy się w spadku popularności swoich formacji politycznych – udają własną obywatelskość i niezależność. Jeden powtarza słowo w słowo poglądy prezesa partii i wychwala jego odrzucone przez wyborców rządy, będąc przy tym dyrektorem ogólnonarodowej instytucji pamięci (!), drugi jest współprzewodniczącym ugrupowania politycznego i z nieodłącznym uśmiechem stawia się poza jego nawiasem. Obaj najwidoczniej sądzą, iż Polacy łatwo dadzą się uwieść magii słów. Po części tak jest rzeczywiście: wystarczy zakrzyknąć wielkie słowo i już gardła się otwierają do krzyku aprobaty, ręce składają do oklasków – bez chwili refleksji, co się za nimi u kandydata kryje. Tak już na progu kampanii wyborczej ujawniają się najgorsze antytezy demokracji: kłamstwo – oszustwo – mydlenie oczu – obłuda – chytrość – podstęp – przeniewierstwo. I to w sytuacji zagrożenia, która wymaga silnych charakterów. Jak to wróży Polsce na przyszłość?

Krzyżami okładają swoich przeciwników ci, w których sercach choćby z lupą nie można dostrzec chrześcijańskiego serca. A swoją drogą, liberalni wyznawcy swobód mogliby czasem się zająknąć, iż jest takie chrześcijaństwo, także prawosławne i ewangelickie, i taki pielęgnujący je Kościół, bez którego trudno wyobrazić sobie polskość. I wykazać, iż wrażliwość na głos trąbki ułańskiej nie jest równoznaczna z podfruwaniem na wyrwanym z pleców rycerza skrzydle husarskim. Znane są wielkie patriotyczne zasługi osób niereligijnych i wypominanie im braku „genów polskości” (nieświadomy – u historyka! – język himmlerowski), jak to uczynił w ślad za swoim mentorem kandydat na prezydenta wszystkich Polaków, a poniekąd za wszystkim „kaczystami”, jest narodowym samobójstwem.

Inni się okładają niedoszłą edukacją. Jest naturalne, iż politycy odczuwający jej brak chcieli zdobyć dyplom ukończenia studiów wyższych i choćby to, iż szukając tej możliwości w uczelni publicznej, nie musieli wiedzieć o jej głównym celu, jakim była szybka i ułatwiona produkcja kadr nowej politycznej „elity”. Władza ludowa też budowała swoją uczelnię, więc tradycje były. W przypadku jednego studenta znamienne jest to, iż po pięcioletnich studiach w Wyższej Szkole Psychologii Społecznej nie wybrał możliwości doprowadzenia tych studiów do końca, ale szukał drogi na skróty. W przypadku drugim też nie byłoby żadnego uchybienia, gdyby były student oświadczył po ludzku: tak, chciałem uzyskać dyplom koncesjonowanej uczeni wyższej – zamiast plątać się w zeznaniach. Tu również zabrakło szczerości.

Pamiętajmy, iż zgodę na powstanie tej uczelni wydał Jarosław Gowin, a nie jeszcze jeden aspirant do godności prezydenckiej, który chciał co najwyżej korzystać z jej owoców, bo chodziły mu po głowie różne podobne instytucje, które równoważyłyby działalność dwóch istniejących Akademii, warszawskiej i krakowskiej. Ta nowa miała być przewrotem kopernikańskim.

Andrzej Lam

Idź do oryginalnego materiału