Drogi pamiętniku,
Tato, nie wracaj już do nas. Za każdym razem, gdy odchodzisz, mama zaczyna płakać i nie przestaje aż do rana. Przebudzę się, znów zasypiam, a ona wciąż szlocha. Gdy pytam: Mamo, czemu płaczesz? Bo to ja? ona twierdzi, iż nie płacze, a tylko podciąga nos, bo ma katar. Wiem już, iż taki katar nie wywołuje łez w głosie.
Dziś siedziałem z córką przy stoliku w kawiarni przy Krakowskim Przedmieściu, mieszając małą łyżeczką już wystudzoną kawę w maleńkiej białej filiżance. Bogna nie dotknęła swojego lodówka, choć przed nią stał w szklance mały cud: wielobarwne kulki przykryte zielonym listkiem i wisienką, całość oblana czekoladą. Każde sześciolatki by się rozpaść przed takim widokiem, ale nie ta od zeszłego piątku postanowiła poważnie porozmawiać ze mną.
Milczałem długo, po czym w końcu odezwałem się:
Co więc mamy zrobić, córko? Czy ma być tak, iż już się nie zobaczymy? Jak mam dalej żyć?
Bogna zmarszczyła swój mały nos, podobny do mamy lekko jak kartofelek i po namyśle odpowiedziała:
Nie, tato. Nie damy sobie rady bez siebie. Ustalmy tak: dzwonię do mamy i mówię, iż w każdy piątek po przedszkolu przyjedziesz po mnie. Będziemy razem spacerować, a jeżeli zechcesz kawy albo lodów możemy usiąść w tej samej kawiarni. Będę ci opowiadać o tym, jak żyjemy z mamą.
Po chwili dodała:
A jak będziesz chciał zobaczyć mamę, co tydzień nakręcę jej filmik i wyślę ci zdjęcia. Zgadzasz się?
Patrzyłem na nią, nieco zdumiony jej dojrzałością, uśmiechnąłem się i skinąłem głową:
Dobrze, tak będzie.
Bogna westchnęła z ulgą i zająła się swoim lodówkiem. Ale nie skończyła jeszcze tematu. Kiedy barwne kulki przybrały na nosie kolory podobne do wąsów, oblizała je językiem i ponownie przybrała poważny wyraz. Była już prawie dorosła jak kobieta, którą trzeba chronić. choćby jeżeli jej pan ma już 28 lat w zeszłym tygodniu miał urodziny. Bogna w przedszkolu namalowała mu kartkę z dużą cyfrą 28.
Z poważnym spojrzeniem mówiła:
Myślę, iż powinieneś wziąć ślub
I z wielką uprzejmością dodała:
Bo wiesz, nie jesteś jeszcze taki stary
Uśmiechnąłem się do jej dobrego gestu i mruknąłem:
Powiesz też nie taki już…
Z entuzjazmem kontynuowała:
Nie taki, nie taki! Patrz, wujek Sławomir, który już dwa razy przychodził do mamy, jest już trochę łysy.
Wskazała na własny czoło, wygładziła delikatne loki. Potem, gdy spojrzałem w jej oczy tak ostro, jakby zdradziła mamową tajemnicę, przycisnęła dłonie do ust i rozszerzyła oczy, jakby wyrażając przerażenie i zakłopotanie.
Wujek Sławomir? Co to za wujek, który tak często wchodzi w wasze drzwi? Czy to szef mamy? podniósł głos, niemal na całą kawiarnię.
Tato, nie wiem zbladła Bogna. Może to szef. Przynosi mi cukierki i tort. I jeszcze zawahała się, czy podzielić się taką prywatną informacją z nieadekwatnym ojcem, a może z mamą, której przynoszą kwiaty.
Zaciśnięte palce leżące na stole przyciągnęły mój wzrok. Wiedziałem, iż w tej chwili podejmuję jedną z najważniejszych decyzji w życiu. Czekała na mnie młoda kobieta, nie spieszyła mnie do wniosków. Już dawno zrozumiałem, iż mężczyźni bywają ociężali, a to kobieta, zwłaszcza najdroższa w ich życiu, powinna ich popchnąć w dobrą stronę.
Po długim milczeniu w końcu odważyłem się. Wziąłem głęboki, głośny oddech, rozluźniłem ręce i choć nie miałem pojęcia o Othello i Desdemonie w moich słowach zabrzmiało coś z dramatów wielkich kochanek.
Powiedziałem:
Chodźmy, córko. Jest już późno, odprowadzę cię do domu i przy okazji porozmawiam z mamą.
Nie zapytałam, o co ma chodzić, bo wiedziałam, iż to ważne. Bogna gwałtownie zjadła resztę lodów, po czym, jakby rozumiejąc, iż to, co ja postanowiłem, jest ważniejsze niż najpyszniejsze lody, wyrzuciła łyżeczkę na stół, zsunęła się z krzesła, przetarła brudne usta dłonią i, patrząc prosto w moje oczy, rzekła:
Jestem gotowa. Idziemy
Nie szliśmy, a prawie biegliśmy. Ojciec trzymał Bognę za rękę, jakby była chorągwią, którą trzyma książę Andrzej z Wojny i Pokoju. Gdy wbiegliśmy do klatki, drzwi windy powoli się zamknęły, a winda zsunęła się w górę, zabierając jednego z sąsiadów. Spojrzałem na Bognę, a ona, zdecydowanie, zapytała:
No i? Kogo czekamy? Mamy dopiero siódmy piętro
Uniosłem ją na ramiona i ruszyłem w górę schodami. Gdy w końcu otworzyły się drzwi, mama wpadła do salonu, a ja od razu rzuciłem:
Nie możesz tak postępować! Kim jest ten Sławomir? Kocham cię, a my mamy Bognę
Objąłem ją mocno, a potem przytuliłem ją i mamę jednocześnie. Bogna przytuliła ich obu za szyję, zamknęła oczy i poczuła, iż dorośli się całują.
Dziś zrozumiałem, iż najważniejsze w rodzinie jest nie tyle unikać kłopotów, ile umieć słuchać i dawać sobie wzajemnie przestrzeń, choćby w drobnych gestach. To mnie nauczyło, iż prawdziwa miłość i odpowiedzialność rodzą się z codziennych rozmów i wspólnych decyzji.
**Lekcja:** nigdy nie lekceważ małych znaków to one prowadzą do wielkich zmian.













