Sierpień dobiega końca. Większość nauczycieli stara się jeszcze naładować baterie przed wrześniem, cieszyć się chwilą ciszy, zanim zacznie się szkolna gonitwa. To czas, kiedy staramy się zebrać siły, bo każdy rok szkolny to wyzwanie. Ja również miałam taką nadzieję. Niestety, kilka dni temu otrzymałam SMS-a, który całkowicie wytrącił mnie z równowagi.
Bezczelna wiadomość, która obnaża duży problem
Na prywatny numer telefonu – tak, prywatny, bo rodzice lubią go zdobywać różnymi kanałami – dostałam wiadomość od matki mojej uczennicy. Brzmiała mniej więcej tak: „Dzień dobry, czy mogłaby Pani przesłać dokładną listę lektur dla 6 klasy? Chcę, żeby moja córka zaczęła rok przygotowana. Szósta klasa to już nie przelewki, trzeba myśleć o egzaminie ósmoklasisty”.
Nie mogłam uwierzyć w to, co czytam. Jest koniec wakacji, dzieci powinny jeszcze odpoczywać, cieszyć się swobodą, a rodzice już chcą im organizować dodatkowe czytanie „pod egzamin”. Do tego dochodzi fakt, iż ktoś uznał, iż może napisać do mnie prywatnie, jakby byłam dostępna 24/7, poza szkołą i obowiązkami. To nie była uprzejma prośba – to było roszczenie, wyrażone w tonie, który można streścić tak: „daj mi, bo mi się należy”.
Ten SMS pokazuje coś więcej niż tylko brak granic między pracą a życiem prywatnym nauczyciela. On obnaża problem współczesnej szkoły i rodzicielstwa: dzieci nie mogą być dziećmi. Zamiast cieszyć się ostatnimi dniami wakacji, mają już „myśleć o egzaminie”.
Zamiast stopniowo poznawać nowe lektury, muszą czytać z wyprzedzeniem, by „być najlepsze”. A później rodzice dziwią się, iż młodzi są przemęczeni, iż nie mają motywacji, iż nauka kojarzy im się z przykrym obowiązkiem, a nie z odkrywaniem świata.
Nauczyciel też jest człowiekiem
Przykre jest również to, iż rodzice coraz częściej przekraczają granice. Oczekują, iż nauczyciel zawsze będzie pod ręką, dostępny przez telefon czy e-dziennik. Nie szanują faktu, iż mamy swoje życie prywatne, rodziny, chwile, kiedy nie pracujemy. Taki SMS w wakacje to jak wbicie szpilki: przypomnienie, iż wrzesień przyniesie kolejną falę oczekiwań, żądań i pretensji.
Wielu rodziców nie rozumie, iż lista lektur nie jest czymś tajnym ani ukrytym – jest w podstawie programowej, można ją znaleźć na stronach MEN. Ale łatwiej napisać do nauczyciela, niż samodzielnie poszukać. Tylko iż taki gest – „niech pani da” – nie jest drobiazgiem. To odbieranie nauczycielowi prawa do odpoczynku i normalności.
Wrzesień zbliża się wielkimi krokami. Spotkam moich uczniów, którzy pewnie też czują stres przed nowym rokiem. I będę się starała, żeby szkoła nie była dla nich tylko wyścigiem. Chciałabym, żeby lektury nie były listą do odhaczenia, ale okazją do rozmowy i przeżycia czegoś wspólnie.
Nie jestem maszyną do rozdawania materiałów i układania planów pod każde życzenie. Jestem nauczycielką, ale też człowiekiem. I chciałabym, żeby rodzice to wreszcie zauważyli – zanim kolejne roczniki stracą dzieciństwo w imię wiecznej gonitwy za wynikiem.
Napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl
Zobacz także:
- 1 września zabieram dzieci na all inclusive w Turcji. Nauczyciele powinni mi dziękować
- Nauczycielka: „Pracuję w szkole od 15 lat. Smutne, co rodzice mówią o wycieczkach”
- Wyznanie nauczycielki: „Na myśl o wrześniu pocą mi się dłonie. Nowoczesne matki mnie zaszczują”