"Gdy córka szła do pierwszej klasy, wybrałam rejonową podstawówkę. Nie dopytywałam o szczegóły, ważne było, iż jest blisko i obowiązuje tylko jedna zmiana. Z czasem przekonałam się, iż to naprawdę fajna placówka, której dyrekcja przede wszystkim myśli o dzieciach.
Na poziom nauki nie narzekam. Organizowanych jest również wiele aktywności, które urozmaicają dzień zarówno uczniom, jak i nauczycielom. Nie brakuje pomysłów na społeczną aktywizację dzieci. Często są także zbiorki na schroniska czy kiermasze rękodzieła, z których środki szkoła przekazuje na różne cele. Są wydarzenia naukowe i darmowe warsztaty, które pozwalają młodzieży na rozwijanie jej zainteresowań.
Po pierwszym semestrze pomyślałam, iż to naprawdę fajna szkoła. Z czasem zaczęłam zauważać także inne interesujące zmiany. Pierwszą z nich była rezygnacja z dzwonka. Zamiast agresywnego alarmu o przerwie uczniów informuje spokojna melodia. Od tego roku szkolnego w życie wszedł nowy pomysł, który mocno mnie zaskoczył, ale i ucieszył.
To dobra zmiana?
Wychowawczyni od pierwszej klasy każdego dnia zadawała pracę domową. Nigdy nie podała o niej informacji na Librisie. Od początku tłumaczyła, iż to dla dobra dzieci. Z jednej strony nauka systematyczności, z drugiej trening zapamiętywania.
Wychowałam się na szkole opartej na pracach domowych, a także robieniu w domu wszystkiego, czego nauczyciel na lekcji nie zdążył, więc mnie to nie dziwiło. Nigdy nie lubiłam tego ślęczenia. Przecież to drugi etat w domu, który często angażuje rodzica! Teraz jako mama nie dostrzegam, by prace domowe cokolwiek utrwalały.
Byłam w szoku, gdy córka wróciła ze szkoły i oznajmiła: 'W trzeciej klasie będziemy mieli pracę domową tylko 2 razy w tygodniu'. Okazało się, iż w statut szkoły została wpisana zmiana, która wymusza na nauczycielach zmianę podejścia do prac domowych. Pomysł bardzo mi się spodobał, choć nie został entuzjastycznie przyjęty przez wszystkich rodziców.
Inni to już przetestowali
Momentalnie szkolne i klasowe fora rozpaliły się od komentarzy niezadowolonych rodziców. Oburzeni pytali: 'jak tak można?', iż to 'eksperymentowanie na dzieciach' i 'to się odbije na pogorszeniu wyników w nauce'. Niektórzy są przekonani, iż przez tę zmianę nasze dzieci 'wyrosną na bandę nierobów i leni'.
Dziwi mnie ten niepokój, bo przecież jest wiele badań naukowych, które wykazały, iż wykonywanie pracy domowej absolutnie nie poprawia wyników w nauce. Co ciekawe, jest gros szkół, gdzie prac domowych nie ma w ogóle, a ta zmiana wyszła dzieciom na dobre. Pedagodzy zauważyli, iż uczniowie mają więcej chęci do nauki, a także z większym entuzjazmem zgłaszają się do dodatkowych prac.
Więc skąd ten niepokój? Przecież inni już to przetestowali i działa".