Moja synowa i syn postąpili ze mną oraz moją młodszą córką w sposób tak haniebny, iż do dziś nie potrafię ochłonąć. Ich zdrada wbiła się w moje serce jak nóż, niszcząc zaufanie, które żywiłam do niego przez całe życie. To opowieść o matczynej miłości, zrujnowanych nadziejach i rodzinnej tragedii, która zostawiła nas wszystkich w rozpaczy.
Nazywam się Danuta Nowak, mam 64 lata. Mieszkam w małym miasteczku na południu Polski, wychowałam dwoje dzieci – syna Dominika i córkę Kingę. Ostatnio poprosiłam Dominika, by zwolnił mieszkanie, które zajmował z rodziną, aby Kinga mogła się tam z córką wprowadzić. Ale to, co zobaczyłyśmy, gdy weszłyśmy do tego mieszkania, wstrząsnęło nami. Dominik i jego żona Agnieszka nie tylko się wyprowadzili – zniszczyli wszystko: zdarli tapety, wyrwali panele, zabrali żyrandole, zasłony, a choćby zabrali ze sobą wannę i toaletę. Jestem pewna, iż to była zemsta, a główną podżegaczką była Agnieszka.
Dziesięć lat temu, gdy Dominik ożenił się z Agnieszką, dostałam w spadku po ciotce dwupokojowe mieszkanie. Młodzi czekali wtedy na pierwsze dziecko, więc chcąc im pomóc, pozwoliłam im tam zamieszkać. „Pomieszkajcie na razie – powiedziałam. – Ale to nie jest wasze na zawsze, to tylko tymczasowe lokum, dopóki nie kupicie własnego.” Mieszkanie było stare, bez remontu, bo mieszkała w nim starsza krewna. Dominik i Agnieszka, przy wsparciu jej rodziców, zainwestowali w remont: wymienili okna, instalację elektryczną, hydraulikę, wyrzucili starą meble i urządzili wnętrze po swojemu. Cieszyłam się, iż stworzyli przytulne miejsce, ale zawsze przypominałam: to mieszkanie nie jest ich.
Lata mijały. Dominik i Agnieszka doczali się dwójki dzieci, zapisali je do przedszkola i szkoły w pobliżu. Było im wygodnie i chyba zapomnieli o moich słowach. Przez dziesięć lat nie odłożyli na kredyt, nie zrobili kroku, by kupić własne mieszkanie. Ich życie płynęło spokojnie, a ja milczałam, nie chcąc burzyć ich spokoju. Wszystko się zmieniło, gdy Kinga, moja młodsza córka, oznajmiła, iż chce żyć samodzielnie. Ma 24 lata, właśnie skończyła studia, zaczęła pracę i marzy o własnym życiu, o założeniu rodziny. Uznałam, iż nadszedł czas, by przekazać mieszkanie jej.
Gdy powiedziałam Dominikowi, iż muszą się wyprowadzić, zbladł. „Jak to – wyrzucacie nas?” – wybuchnął. Agnieszka milczała, ale w jej oczach wiła się wściekłość. „Mówiłam, iż to mieszkanie nie jest wasze na zawsze – odpowiedziałam stanowczo. – Przez tyle lat mogliście kupić własne. Wynajmijcie coś lub przenieście się do rodziców Agnieszki.” Dałam im miesiąc na znalezienie nowego miejsca, ale ten czas zamienił się w koszmar. Kłóciliśmy się codziennie, Dominik krzyczał, iż rujnuję im życie, Agnieszka oskarżała mnie o niesprawiedliwość. Trzymałam się mocno, ale serce pękało od ich nienawiści.
W końcu się wyprowadzili. Przyjechałam z Kingą, by posprzątać przed jej wprowadzką. Ale to, co zobaczyłyśmy, przerosło najgorsze obawy. Mieszkanie wyglądało jak po bombardowaniu: gołe ściany bez tapet, wyrwane panele, puste sufity bez żyrandoli, choćby wanny i toalety nie było. Drżąc z gniewu i bólu, zadzwoniłam do Dominika: „Jak mogłeś tak postąpić? To perDominik tylko wzruszył ramionami i powiedział: „Sam sobie zasłużyłaś, mamo”.