Zostawiła mnie własna matka przed drzwiami obcego mieszkania. Po dwudziestu pięciu latach zatrudniła się u mnie jako sprzątaczka, nie wiedząc, iż to ja jestem tą porzuconą córką.
Kim jest dziecko bez korzeni? Nikim. Duch, który przypadkiem dostał ciało.
Czyli zawsze czułaś się jak duch? zapytał Michał, mieszając kawę w mojej eleganckiej kuchni.
Spojrzałam na niego jedynego przyjaciela, który znał całą prawdę. Człowieka, który pomógł mi ją odnaleźć. Tę, która mnie urodziła, a potem wyrzuciła z życia jak niepotrzebny brudnopis.
Mój pierwszy krzyk nie poruszył jej serca. Przybrani rodzice zapamiętali tylko kartkę przypiętą szpilką do tanego kocyka: Przepraszam. Jedno słowo wszystko, co dostałam od kobiety, która nazywała się moją matką.
Jadwiga Nowak i Stanisław Kowalski starsze, bezdzietne małżeństwo znaleźli mnie wczesnym październikowym rankiem. Otworzyli drzwi i zobaczyli zawiniątko. Żywe, płaczące. Mieli dość sumienia, by nie oddać mnie do domu dziecka, ale za mało miłości, by przyjąć jak swoją.
Jesteś w naszym domu, Krystyno, ale pamiętaj my jesteśmy ci obcy, a ty nam. Spełniamy tylko ludzki obowiązek powtarzała Jadwiga co roku w rocznicę, gdy mnie znaleźli.
Ich mieszkanie stało się moją klatką. Miałam kąt w korytarzu z rozkładanym łóżkiem. Jadłam osobno po nich, resztki już zimne.
Ubrania z targowiska, zawsze o dwa numery za duże. Jak dorośniesz, będą pasować tłumaczyła przybrana matka. Tyle iż zanim coś wreszcie leżało dobrze, było już zupełnie znoszone.
W szkole byłam obca. Podrzutek, bezdomna, nikogo szeptali koledzy.
Nie płakałam. Po co? Zbierałam. Siłę, wściekłość, determinację. Każde szturchnięcie, każdy śmiech, każde zimne spojrzenie wszystko stawało się paliwem.
W trzynastym roku życia zaczęłam dorabiać rozdawałam ulotki, wyprowadzałam psy. Pieniądze chowałam w szparę między deskami podłogi. Jadwiga znalazła je pewnego dnia, gdy myła podłogę.
Kradniesz? spytała, trzymając pogniecione banknoty. Wiedziałam, iż niedaleko pada jabłko od jabłoni…
To moje, zarobione odpowiedziałam.
Rzuciła pieniądze na stół.
To teraz będziesz płacić. Za mieszkanie, jedzenie. Jesteś już duża.
W piętnaście pracowałam każdą wolną chwilę po szkole. W siedemnaście poszłam na studia do innego miasta.
Wyjeżdżałam z jednym plecakiem i pudełkiem, w którym było jedyne, co łączyło mnie z moją historią zdjęcie noworodka, które zrobiła pielęgniarka, zanim nieznana matka zabrała mnie ze szpitala.
Ona cię nie kochała, Krysia powiedziała przybrana matka na pożegnanie. My też nie. Ale my przynajmniej byliśmy uczciwi.
W akademiku mieszkałam z trzema współlokatorkami. Żywiłam się zupkami chińskimi. Uczyłam się do utraty tchu tylko na piątki, tylko dla stypendium.
Nocami pracowałam w całodobowym sklepie. Koledzy z roku śmiali się z moich znoszonych ubrań. Nie słyszałam ich. Słyszałam tylko głos w środku: Znajdę ją. Pokażę jej, kogo wyrzuciła.
Nie ma nic gorszego niż uczucie bycia niechcianym. Wbija się pod skórę jak drobne szkła, których nigdy nie da się usunąć.
Patrzyłam na Michała i bawiłam się złotym łańcuszkiem na szyi jedyną moją słabość, drogą i niepotrzebną rzecz, którą kupiłam sobie po pierwszym dużym projekcie. On znał całą historię. On odnalazł moją matkę. On pomógł mi ułożyć plan.
Rozumiesz, iż to nie przyniesie ci ulgi? zapytał.
Nie potrzebuję ulgi odparłam. Potrzebuję zamknięcia.
Życie bywa przewrotne. Czasem podsuwa szansę tam, gdzie się jej nie spodziewasz. Na trzecim roku los mi mrugnął wykładowca marketingu zadał opracowanie strategii dla marki kosmetyków naturalnych.
Siedziałam trzy dni bez snu, wkładając w tę pracę całą swoją złość i pragnienie uznania. Gdy skończyłam prezentację, w sali zapadła cisza.
A tydzień później do gabinetu wpadł profesor z błyszczącymi oczami: Krysia, tam inwestorzy z Poznania. Chcą porozmawiać o twoim pomyśle.
Zamiast honorarium zaproponowali mi maleńki udział w startupie. Podpisałam dokumenty drżącą ręką nie miałam nic do stracenia.
Po roku firma wystrzeliła. Mój udział zamienił się w sumę, o której choćby nie śniłam. Wystarczyło na wkład na mieszkanie. Wystarczyło na kolejne inwestycje.
Życie przyspieszyło. Jeden sukces rodził następne.
W dwudziestym trzecim roku kupiłam przestronne mieszkanie w centrum, gdzie przywiozłam tylko plecak i tamto pudełko ze zdjęciem. Żadnych gratów z przeszłości. Tylko punkt wyjścia i droga przed sobą.
Wiesz, myślałam, iż sukces mnie uszczęśliwi powiedziałam Michałowi w dniu, gdy poznaliśmy się na konferencji. A on tylko uczynił mnie bardziej samotną.
Masz ducha za plecami odparł, trafnie nazywając to, czego sama nie umiałam określić.
Tak opowiedziałam jedynemu człowiekowi swoją historię. Michał okazał się nie tylko przyjacielem, ale i detektywem. Zaproponował pomoc. Zgodziłam się. Dwa lata poszukiwań. Setki ślepych zaułków. Ale znalazł ją kobietę, po której zostało tylko słowo przepraszam i moje geny.
Halina Wiśniewska. Czterdzieści siedem lat. Po rozwodzie. Mieszka w zniszczonym bloku na peryferiach. Dorabia sprzątaniem. Dzieci nie ma. Dzieci nie ma. To zdanie w raporcie zabolało najbardziej. Widziałam jej zdjęcie szarą twarz kobiety, której życie nie oszczędziło.
W jej oczach nie było iskry, którą ja tak długo w sobie podtrzymywałam.
Szuka pracy powiedział Michał. Sprząta mieszkania. Jesteś pewna swojego planu?
Absolutnie.
Plan był prosty: Michał ogłosił z mojego polecenia poszukiwanie sprzątaczki. Przeprowadził rozmowę w moim gabinecie, za moim biurkiem, gdy ja obserwowałam przez ukrytą kamerę.