Postanowił ukarać żonę, ale stał się niepotrzebny.

twojacena.pl 1 dzień temu

Antek postanowił ukarać żonę, ale okazało się, iż nikomu nie jest do szczęścia potrzebny.

Po awansie Liliany w nowej pracy w banku jej charakter diametralnie się zmienił. Z cichej i spokojnej kobiety nagle stała się drażliwa, uszczypliwa i wymagająca. Antek, jej mąż, nie mógł tego pojąć: *„O co jej nagle chodzi? Przecież wcześniej wszystko grało.”* Lila zarzucała mu, iż w domu nic nie robi — dlaczego wszystko spada na nią: gotowanie, dziecko, sprzątanie. A Antek problemu nie widział. Uważał: *„W blokowej kawalerce w Lublinie nie ma roboty dla faceta. Półki wiszą, krany nie ciekną. A gotowanie — to nie męskie zajęcie.”* Raz choćby poprosił o barszcz, delikatnie zasugerował — i dostał odpowiedź: *„Obierz warzywa, to ugotuję.”* Wybuchnął: *„Samej się obierz! Ty jesteś kobietą!”* Lila coraz częściej zostawała w pracy, a syna z przedszkola odbierała jako ostatnia. Antkowi było szkoda chłopca, ale sam miał iść? A nagle każe mu szafę przesunąć albo rurę naprawić?

Wydawało mu się, iż żona przestała go doceniać. Ciągle mamrotał pod nosem: *„Po co ci był ten awans? Siedziałabyś cicho — i byłoby jak dawniej.”* Lila spokojnie ripostowała: *„To wróć do działu rozwoju, dopnij swego, zarabiaj więcej — ja rzucę pracę, będę barszcze gotować i z synkiem siedzieć. Ale za nasze dwie pensje nie wyżyjemy. Mama wcześniej pomagała, teraz — ma swoje wydatki.”* Antek tylko się wściekał: *„I jeszcze remont sobie wymyśliła!”*

Sam zresztą nie garnął się do awansów. Widział, jak szef haruje bez weekendów, i mówił: *„Nie, dziękuję. Ja odrobię swoje — i do domu.”* Ale im więcej słyszał pretensji od Lili, tym bardziej w nim rosła uraza. Postanowił: *„Skoro chce być szefową, niech pozna smak samotności.”* Zaczął zostawać w pracy dłużej. A potem zaczął romans z koleżanką z księgowości — z Wandą. Była zwyczajna, nie piękność, ale z apetycznymi kształtami, miękkim głosem i niekończącymi się sernikami.

Wanda miała małego synka, ale Antka to nie odstraszało. U niej czuł się potrzebny: ciepły koc, gorąca kolacja, spojrzenia pełne podziwu. Spotykali się coraz częściej. Tymczasem mama Lili zaczęła odbierać wnuka z przedszkola — Lila rzuciła się w wir ważnego projektu. Antek się cieszył: *„No i super. Ona nie gotuje, a ja nie głoduję. Wanda mnie nakarmi i pochwali. Wszystko fair.”* Tylko iż Wanda miała swoje zasady. Gdy Antek przychodził bez czekoladek, perfum albo gotówki na *„coś miłego”* — marszczyła brwi. Kolacja stawała się uboższa, a pieszczoty — chłodniejsze.

Antka to niepokoiło, ale pocieszał się: *„Cóż, trudno. Nie chce miłości — tylko trochę uwagi i trochę pieniędzy. Ale jak Lila się dowie, iż odchodzę — wtedy dopiero zacznie śpiewać inaczej.”* Gdy Wanda, bez mrugnięcia okiem, zażyczyła sobie futro, Antek zrozumiał: czas kończyć przedstawienie.

Wpadł do domu, doczekał się żony po pracy i, marszcząc czoło, oświadczył:

— Lilka, koniec. Jestem mężczyzną! Chcę kolację, porządek w domu, świeże skarpety! Wracasz wcześniej — czemu zupy nie ugotujesz? Albo pranie to już za trudne?

Lila bez słów rozebrała się, postawiła torbę na podłodze i zmęczonym głosem spytała:

— To wszystko?

— Nie! — powiedział z patosem. — Wyprowadzam się! Do innej! Do kobiety, która mnie docenia! Spakowałem rzeczy — i koniec! Żyj sobie sama!

— Słusznie — skinęła Lila. — Wiać. Mam dość życia z leniwym malkontentem. A mieszkanie zostaw. Kredyt spłacałam sama. Adwokat potwierdzi — ty nie dołożyłeś tu złotówki.

Antka oparzył wrzątek. Jak to? Gdzie błagania? Gdzie łzy? Spodziewał się, iż Lila rzuci mu się do nóg, będzie błagać, by został. A tu — zimna kalkulacja.

Z walącym ze złości sercem spakował torbę i pojechał do Wandy. Pewnie zapukał: *„Kochanie, jestem twój. Na zawsze!”* Otworzyła, obrzuciła go wzrokiem od stóp do głów i skrzyżowała ręce:

— A skąd ci przyszło do głowy, iż cię zapraszam? Mam dziecko, wynajęte mieszkanie, grosze na koniec miesiąca. Ty nie jesteś rozwiązaniem, ty jesteś kosztem. Nie chcesz płacić — spadaj.

Drzwi zatrzasnęły się przed jego nosem. I tak został na klatce schodowej — z torbą, pogruchotanym ego i pustymi rękami. Nikomu niepotrzebny. Ani żonie, ani kochance. I po raz pierwszy od lat — naprawdę sam.

Idź do oryginalnego materiału