W sieci możemy znaleźć czasopismo "WychowujMY!", które jest dwumiesięcznikiem o szeroko pojętej tematyce dziecięcej, skierowanym do dorosłych. Wydawcą czasopisma jest Ośrodek Rozwoju Edukacji, czyli rządowa placówka kształcąca nauczycieli z ramienia Ministerstwa Edukacji i Nauki, można więc założyć, iż czasopismo ma trafić m.in. do nauczycieli.
Jan Gierzyński, student, który z materiałami ORE miał do czynienia w ramach zajęć na uczelni, zamieścił na swoim facebookowym koncie fragmenty czasopisma. To, co widzimy na screenach, może budzić niepokój. Już z okładki możemy dowiedzieć się, iż tematem numeru są chłopcy i dziewczynki, a jedynym słusznym modelem rodziny jest kobieta i mężczyzna, którzy budują tożsamość dziecka i uczą go relacji z płcią przeciwną.
Na okładce intrygująca zajawka artykułu: "Razem czy osobno? – dylematy dotyczące kształcenia dziewcząt i chłopców". Kiedy zajrzymy do środka numeru, możemy przeczytać cały tytuł: "Edukacja zróżnicowana ze względu na płeć, czyli dlaczego lepiej dziewczętom i chłopcom uczyć się osobno". Bo wiadomo, iż najlepszym rozwiązaniem edukacyjnym jest powrót do XIX wieku i dzielenie dzieci na dziewczęta, które uczą się szydełkowania i chłopców zgłębiających wiedzę techniczną w stolarni? Tak, bo jak czytamy w artykule: "(...) dziewczęta i chłopców należy uczyć innymi metodami, dostosowanymi do specyfiki płci".
Gender to zło
We wstępie czasopisma możemy przeczytać tekst Anny Zalewskiej o tym, iż gender i brak rozróżnienia na płeć to moda, która przyszła z Zachodu i jest "przemyślanym, zaplanowanym i sprawnie przeprowadzonym projektem z zakresu inżynierii społecznej" oraz iż w autorytarny sposób narzuca porzucenie ról społecznych, które wynikają z płci.
Poszukiwanie tożsamości płciowej jest spłycone do "eksperymentu", konsekwencją tego ma być "ogromny dramat ludzi, którzy manipulacje z własną płciowością przypłacają kompletnym rozbiciem osobowości". Zalewska apeluje, żeby dzieciom – chłopcom i dziewczynkom – przypomnieć, kim są, bo gender stało się nieludzkim eksperymentem.
To tylko kilka fragmentów ze wstępu, a w dalszej części czasopisma robi się jeszcze bardziej kuriozalnie. W jednym z artykułów możemy przeczytać, że: "Rozdźwięk między płcią biologiczną a płcią psychiczną – tzw. dysforia płciowa – łączy się często z wielkim cierpieniem psychicznym. Osoby, również młode, które się z tym problemem borykają, niejednokrotnie spotykają się jednak z łatwymi obietnicami i prostymi receptami, które mają ich problem gwałtownie rozwiązać. Wystarczyć ma bowiem chirurgiczna zmiana płci połączona z terapią psychologiczną".
Niezgoda na płeć? To objaw autyzmu
Dalsza część artykułu opowiada o tym, z jaką łatwością na świecie można wykonywać zabiegi zmiany płci i iż to wcale nie rozwiązuje wszystkich problemów związanych z "zaburzeniem tożsamości płciowej".
Autorzy zdają się sugerować, iż o ile nie mają nic przeciwko zmianie płci, o tyle nie jest to zgodne z naturą ludzką i najczęściej problemy z tożsamością płciową są powierzchowne. Artykuł sugeruje, iż ta "niezgoda na płeć" to objaw "autentycznych problemów, takich jak zaburzenia ze spektrum autyzmu, traumy, zaburzenia dysocjacyjne, zaburzona dynamika rodziny" i iż to modna etykieta. Czyli deprecjonuje się to, iż dziecko może nie czuć się w swoim ciele dobrze, zarzuca się mu brak kontaktu z rzeczywistością i zaburzenia rozwojowe albo problemy psychiczne, w dodatku wynikające z negatywnych wzorców w rodzinie.
Gierzyński w swoim poście pisze: "Załączam screeny z co 'lepszymi' fragmentami, ale tam jest tak dużo syfu, iż potrzeba szambonurka, żeby się przekopał". Trudno się z nim nie zgodzić. Zresztą przekonajcie się sami, jeżeli macie odwagę. Tylko – zaklinamy! – nie pokazujcie tego dzieciom!