Potomkowie ukrywanego w czasie wojny chłopca przyjechali do Stąporkowa [zdjęcia]

tkn24.pl 33 minut temu

W sobotę 15 listopada do Stąporkowa przyjechała młodzież z Tel Awiwu. Wśród członków grupy byli wnuk i wnuczka Józia, żydowskiego chłopca, który podczas okupacji hitlerowskiej był ukrywany wraz ze swoją rodziną u państwa Piwowarskich z ówczesnego Wołowa.

„Na początku moich poszukiwań nie spodziewałam się nawet, iż uda mi się odnaleźć kogokolwiek z rodzin ocalałych, a co dopiero kogoś, kto spędził ponad dwa 2 lata swojego życia w bunkrze u moich pradziadków. Teraz zdaję sobie sprawę, iż bez tego nigdy byśmy się nie zobaczyli. Pomimo, iż wiedziałam, iż uratowali 6 ludzkich żyć, to dopiero gdy zobaczyłam zdjęcia wszystkich tych, którzy żyją dzięki mojej rodzinie, uświadomiłam sobie jak wielką rzecz zrobili. Takiej wdzięczności jeszcze nigdy nie widziałam. To jest takie połączenie rodzin na wiele pokoleń, ponadczasowo” – mówi Klaudia Pieprzak, prawnuczka państwa Piwowarskich.

Do Stąporkowa oprócz wnuków Józia, przyjechały również jego dwie córki. Podczas spotkania nie zabrakło łez wzruszenia. Gdyby nie odważna postawa państwa Piwowarskich, w czasach gdy za ukrywanie Żydów groziła kara śmierci, tych pokoleń mogłoby po prostu nie być.

Młodzież z Tel Awiwu wysłuchała opowieści o ukrywaniu rodzin żydowskich, ale także ciekawostek o naszym regionie. Dla wielu z nich była to pierwsza wizyta w Europie. Zaskoczyła ich niska temperatura, ogromne połacie lasów oraz stąporkowski kaloryfer, który wywołał wiele uśmiechów i komentarzy.

Zdjęcia (UM w Stąporkowie):

Poniżej znajdują się fragmenty wspomnień Mariana Piwowarskiego, Sprawiedliwego wśród Narodów Świata, zapisane w maju 2005 roku przez uczniów klasy III b Gimnazjum nr 44 w Łodzi: Justynę Darnikowską, Angelikę Gajewską, Kamila Loosa, Rafaela Porosa pod kierunkiem Małgorzaty Balickiej. „Człowiek człowiekowi powinien być człowiekiem”. Całość można przeczytać TUTAJ.

„Pewnego letniego dnia wspomnianego 1942 roku ojciec wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Matka powiedziała, iż nie ma jeszcze obiadu. Ojciec na to, iż jedzenie wcale mu nie w głowie. Wyprosił nas, chłopców, na podwórko. Został sam z matką i o czymś długo rozmawiali. Po czym przywołał mnie i brata do siebie i zapytał „Czy mogę na was polegać?”. Odpowiedzieliśmy, iż tak, jeżeli ojciec chce, możemy złożyć przysięgę. Ojciec przedstawił nam, w czym rzecz. Powiedział, iż musimy przechować osoby ścigane przez Niemców. Odpowiedzieliśmy, iż nikomu nie powiemy, co się dzieje w naszym domu, choćby skórę z nas ściągano. Wieczorem ojciec przyprowadził cztery osoby, dwóch mężczyzn i dwie kobiety. Byli młodzi, w wieku 20 do 30 lat, mieli plecaki jak turyści. Byli trochę brudni, zaniedbani i przestraszeni. Tego wieczoru zostały szczelnie zasłonięte okna i kolacja podana przez matkę nie na cztery, a na osiem osób.

Młodymi przybyszami, jak się później okazało, byli Dawid Friedberg i jego żona Guta Friedberg oraz pan Händler (imienia nie pamiętam) i jego żona Mala Händler. Wszyscy czworo mieli dowody osobiste, tzw. kenkarty, oczywiście fałszywe. I tak na przykład Guta Friedberg nosiła nazwisko Janina Popowska. Pozostałych nazwisk nie zapamiętałem, ale pamiętam imiona. Friedberg miał według kenkarty imię Mieczysław, Händler – Jan, Händlerowa nosiła imię Helena. W życiu codziennym używaliśmy imion z kenkarty, które przylgnęły do nich na stałe jak pseudonimy.

Przybyłe osoby zamieszkały razem z nami. Pokój był duży, 25 metrów kwadratowych. Biorąc pod uwagę zagrożenie zarówno dla przybyszów, jak i dla nas, ojciec wraz ze swym najmłodszym bratem, a moim stryjem Antonim, przystąpił do budowy kryjówki. Była to ziemianka, wykonana pod klepiskiem stodoły, o wymiarach nie więcej niż 5 – 6 metrów kwadratowych. Ziemię należało kopać w nocy, by nikt nie widział, i przemieścić na odległość około 30 metrów w kąt podwórka. Na mnie spadł obowiązek plantowania ziemi. Nocą ten żółty piasek rozgarniałem na większej przestrzeni, po czym był przysypywany czarną ziemią, by nie rzucał się w oczy. W końcowym etapie ziemia została przykryta gałęziami. Ziemianka była oszalowana deskami na wysokość człowieka i zakryta sufitem również z desek. Nowe klepisko było zasypane ziemią i pokryte z wierzchu grubymi deskami. Wejście do kryjówki, w postaci dobrze zamaskowanego włazu, znajdowało się w oborze. W kryjówce były piętrowe łóżka wykonane z desek i sienniki. Ponadto posiadała system wentylacji w postaci rury – czworokąta o przekroju 200 centymetrów kwadratowych i długości około 10 metrów, której wylot znajdował się w podmurówce zachodniej części stodoły.

W ten sposób mniej więcej po tygodniu lokatorzy zamieszkali w kryjówce. Teraz do naszych codziennych obowiązków doszły nowe. Co najmniej dwa razy dziennie otwieranie włazu kryjówki, by ją przewietrzyć, by podać gorący, treściwy posiłek, by odebrać nieczystości. Kiedy było to możliwe, ukrywani wychodzili do obory rozprostować kości, a czasem popatrzeć przez szparę w ścianie obory na świat”

[…]

„Po kilku miesiącach do naszej kryjówki przybyły kolejne osoby. Najpierw Rachela Niesenbaum, zwana przez nas Reginą, a po jakimś czasie jej synek w wieku około pięciu lat, nazywany przez nas Józiem. Rachela vel Riwka (Regina) była siostrą Dawida.

Najciekawsze w tym wszystkim było to, iż człowiek, który wyciągnął ich z getta, był prawdopodobnie agentem gestapo. Zginął na ulicy w Skarżysku Kamiennej. To spowodowało, iż czuliśmy się bezpieczniej, ponieważ nigdy nie wiadomo, czego się spodziewać po kimś takim. On to robił dla pieniędzy. Przed wojną pracował w Skarżysku Kamiennej w zakładzie amunicji.

Niezależnie od rodzin żydowskich, w latach 1943-1944 cyklicznie przez tydzień, dwa byli ukrywani członkowie ruchu oporu, poszukiwani przez gestapo. Jednym z nich był miejscowy właściciel piekarni. Ziemianka, obliczona na cztery osoby, musiała pomieścić czasami osiem. Było to bardzo uciążliwe nie tylko dla lokatorów kryjówki, ale przede wszystkim dla nas, a w szczególności dla matki – gotowanie takiej ilości posiłków. A trzeba pamiętać, iż zdobywanie żywności w tamtych czasach na terenach o lichej glebie było nie lada sztuką!

Oprócz tych sześciu uratowanych, przez jakiś tydzień przebywała jeszcze jedna Żydówka. Miała na imię Syrka. Była trochę piegowata, chuda, miała jakieś 18 lat. Ojciec przechowywał ją w gołębniku, do którego wejście znajdowało się w sieni. Mój ojciec był zapalonym hodowcą gołębi. Później Syrka odeszła. Przetrwała, jak od nas wyszła, dotarła na Lubelszczyznę. Lubelszczyzna bogata była w sensie rolniczym. Tam przechowała się u chłopa – rolnika, po prostu pomagała mu w gospodarstwie i w ten sposób ocalała”

[…]

„Mały Józio był przyzwyczajony do wolności i hasania po podwórku w zagrodzie pana Wójcikowskiego we wsi Miła, gdzie był ukrywany. Niestety musieli pozbyć się dziecka, ponieważ zaczęto się nim bardzo interesować. Przede wszystkim obawiano się, iż ktoś zauważy, iż dziecko jest obrzezane. Więc dołączył jako szósta osoba.

Teraz znalazł się w kryjówce, bez możliwości ruchu, dlatego często płakał, musieli go uspokajać. Często ojciec, po odkryciu włazu kryjówki, brał go na ręce i przez szparę w oborze pokazywał świat. Wtedy mały się uspokajał i mówił, iż „chciałby popatrzeć przez prawdziwe okno”.

[…]

W dniu 19 listopada 1986 roku w Yad Vashem dokonano oficjalnej ceremonii wręczenia medalu, dyplomu honorowego oraz zasadzenia drzewka w alei „Sprawiedliwych”. Rodzinę Piwowarskich reprezentowała matka Stefania, a Instytut Yad Vashem – dyrektor departamentu „Sprawiedliwych”. Na medalu i dyplomie wymienione są imiona członków rodziny z czasu okupacji: Józef, Stefania, Mieczysław i Marian Piwowarscy. Ceremonia odbyła się w obecności Guty Friedberg i jej licznej rodziny oraz udziałem Izaaka Niesenbauma ( dawnego Józia) i jego córek. Matka zasadziła również drzewko w Alei Sprawiedliwych przy Yad Vashem.

Uczennice jednej ze szkół, w której uczy się jedna z córek Józia wręczyły pani Piwowarskiej kwiaty i list. (Treść listu w języku polskim.)

„My uczniowie klasy VI Szkoły Hajowel w Tel-Avii. Przyszliśmy tutaj dziś wyrazić głęboką wdzięczność i podziękowanie Pani Stefanii Piwowarskiej dla wielkiego poświęcenia uratowania ludzi. My uznajemy Waszą wielką odwagę i dużo człowieczeństwa dla uratowania rodzin żydowskich. My cieszymy się Waszą wizytą w Izraelu i mamy nadzieję, iż będziecie mieli dużo przyjemności z tej wizyty. Nasi praojcowie b.p. powiedzieli, iż każdy jeden, kto uratuje jedną duszę z Izraela, jakby uratował cały świat. Wyjście uratowali dużo światów. W świecie, gdzie są tacy ludzie jak Wy warto żyć.”

Idź do oryginalnego materiału