"Powiedziałam, iż nie chcę być chrzestną. Rodzina oburzona, bo dziecku się nie odmawia"

natemat.pl 2 godzin temu
Dla jednych to prawdziwy powód do dumy. Inni modlą się po cichu, żeby takiej propozycji nigdy nie dostać. Bycie chrzestną lub chrzestnym wielu Polaków kojarzy z misją, albo... obowiązkiem. To jeden z tych tematów, przy którym wystarczy rzucić hasło i robi się awantura.


– Zgodziłam się, ale gdyby zapytali mnie dzisiaj, odmówiłabym – mówi naTemat Dorota. Kiedy została matką chrzestną, była ledwo po dwudziestce. Powiedziała wtedy "tak", ale nie z powodów religijnych. – To nie była też najbliższa rodzina, ale po prostu są mi bliscy – tłumaczy.

Dorota nie ukrywa, iż z biegiem lat coś się popsuło. – Poznałam ich lepiej i nasz kontakt zdecydowanie się pogorszył. Głównie przez to, jak mój 6-letni chrześniak jest wychowywany. Od początku był dzieckiem, które nie musiało przestrzegać zasad, wszystko mu podstawiono pod nos. I każdy dorosły to dla niego... okazja do prezentu – tłumaczy.

"Ciocia, dasz pieniążka?"


Propozycja bycia matką lub ojcem chrzestnym to drażliwy temat. Kiedyś pewnie mniej, bo traktowaliśmy to jak tradycję. Dla wielu Polaków oczywiste było, iż nie można odmówić dziecku, jeżeli rodzice proszą. choćby jeżeli wiąże się to z obowiązkiem, bo nie oszukujmy się, to jest zobowiązanie. I nie chodzi tylko o sam chrzest przed ołtarzem.

Dzisiaj ludzie coraz częściej próbują się od tego wymigać. Ale kiedy powiedzą o tym głośno, wystarczy jedno zdanie do kłótni w internecie. – Czy niechęć do bycia świadkową lub chrzestną jest już znormalizowana? – zapytała ogólnie użytkowniczka TikToka. Pod jej nagraniem pojawiło się ponad 800 odpowiedzi.

W jednej z nich czytamy, iż znormalizowana jest bardziej... niechęć do dzieci. "Odmówiłam bycia chrzestną, to rodzina oburzona, iż dziecku się nie odmawia" – przyznała kolejna osoba.

"Razem z mężem mamy siedmioro chrześniaków. Nigdy więcej. Kiedy tłumaczę, iż mamy już dużo i wystarczy, to się wielce obrażają" – to kolejna reakcja.

I jeszcze jedna, która wprost nawiązuje do pieniędzy: "Teraz bycie chrzestnym równa się z kasą. A dlaczego ja mam łożyć na cudzego dzieciaka? Moja kasa, moja sprawa. I nie mam głupich próśb o dany prezent".

"Przecież dziecku się nie odmawia!"


29-letni Rafał przez parę miesięcy nasłuchał się od rodziców, iż pewnie kuzynka z mężem przyjadą prosić go, by został chrzestnym ich dziecka, które lada moment miało przyjść na świat. On już wiedział, iż za żadne skarby świata się na to nie zgodzi. Kiedy powiedział o tym matce, była zaskoczona i oburzona. Ale na jego szczęście, nikt go o nic nie zapytał.

– Przecież to jest odpowiedzialność. Chrzest, komunia, bierzmowanie, potem być może ślub, a po drodze jakieś odwiedziny. Zobowiązanie na całe życie. I jeżeli ktoś o tym nie myśli, to jego sprawa. Ja uważam, iż do takiej roli trzeba być gotowym. Tym bardziej iż sam nie myślę o posiadaniu dzieci. Już nie mówiąc o chodzeniu do kościoła – kontruje Rafał w rozmowie z nami.

No właśnie, sprawa religii powinna być tu kluczowa. A w idealnej sytuacji chrzestny to ktoś wierzący, związany z Kościołem. Zresztą, żeby zostać chrzestnym, trzeba się wyspowiadać, przyjąć komunię. jeżeli ktoś tego nie robi i nagle stanie przed ołtarzem w roli rodzica chrzestnego, robi się z tego przedstawienie.

– Moja siostra nie chrzci dziecka i od początku o tym wiedziałem. Gdyby poprosiła, to bym się zgodził – odpowiada Łukasz, który kilka miesięcy temu został wujkiem. Trudno jednak nazwać go gorliwym katolikiem.

– Z dalszą rodziną nie mam kontaktu, więc na pewno by o to nie poprosili. Mają mnie za osobę nieodpowiedzialną i niepraktykującą – dorzuca pół żartem, pół serio.

Rafał oraz kilka osób, które włączyły się do dyskusji na TikToku powtórzyły jeden żelazny argument, który słyszą osoby odmawiające bycia chrzestnymi: "Dziecku się nie odmawia". Niektórzy nie są gotowi przede wszystkim na finansowe zobowiązanie. A jak kiedyś się zgodzili, to dzisiaj zaczyna ich to męczyć.

"Boję się, jak będzie miał komunię"


– Nie oszukujmy się, chrzest czy komunia kończą się pytaniami w stylu: Ile dali chrzestni? I choćby trudno powiedzieć, ile to jest dużo czy mało. A nieobecność na takiej uroczystości to już w ogóle rodzinna awantura. Po co się w to pakować? – dopytuje Rafał.

Chłodne wyliczenia z bycia chrzestną pokazała nam też Dorota. – Nie kupię mu książeczki za 40 zł, gdy w jego pokoju szafki uginają się od zabawek za kilkaset złotych. Jak pytam, co by chciał, to słyszę: iPhone'a, tableta albo quada – wymienia.

Dzisiaj trudno ocenić, ile dać dziecku, choćby na komunię. Raz, iż szaleje inflacja, a dwa, iż trendują droższe prezenty niż srebrne krzyżyki i medaliki. choćby jeżeli rodzice mówią, iż nie zależy im na prezentach, to sami rozumiecie, jak to wygląda z boku. Pytania o zaangażowanie chrzestnych w życie dziecka prędzej czy później pojawiają się zawsze.

– Wydatek na prezenty chrześniaka na święta to 200-400 zł. Na urodziny, gdy impreza jest w lokalu i chcę oddać za "talerzyk", robi się kwota jak na wesele – 500 zł i więcej. Boję się, gdy będzie miał komunię, choćby 1000 zł teraz to za mało – przekonuje Dorota.

"Kult pieniądza"


W rozmowie ze mną jedna osoba przytomnie zauważyła, iż decyzja o wyborze chrzestnych powinna być do przemyślenia z innych powodów. – Nie wybiera się niewierzących – stwierdza 35-letnia Anna, która do bycia chrzestną ma zupełnie neutralny stosunek. Sama odnalazła się w tej roli dla Zuzi, która dzisiaj ma 4 lata.

– Kiedyś mówiło się, iż rodzice chrzestni mają być wsparciem dla dziecka w przypadku śmierci tych prawdziwych rodziców. Ja zgodziłam się od razu, bo w naszej sytuacji byłam jedynym wyborem. Trochę miałam to w głowie, gdy mnie zapytali. Byłoby mi głupio powiedzieć nie – wspomina.

W dyskusji na TikToku internauci znaleźli też prosty wniosek – ludzie zniechęcili się przez "kult pieniądza". Nie chcą być rodzicami chrzestnymi, bo traktuje się ich jako... dostarczycieli prezentów. Trudno szufladkować, jednak coś w tym jest.

– W każdej rodzinie będzie inaczej, ale nie wyobrażam sobie, żeby odpuścić te najważniejsze momenty jak komunia czy bierzmowanie. A dam tyle, na ile będzie mnie stać. Uważam, iż liczy się gest, a nie to, co będą mówić między sobą w rodzinie – kończy Anna.

Idź do oryginalnego materiału